wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 15.

                                        Uciekanie przed przeznaczeniem jest czystą głupotą.


        Impreza zaczynała się rozkręcać. Wszyscy obecni w mieszkaniu Marco, byli weseli i szczęśliwi, a przynajmniej na takich wyglądali. Diana ponownie założyła maskę. Ponownie maskowała swój żal i smutek. W sumie nie chciała już nikomu wchodzić w drogę, ale świadomość,że traci najważniejszą osobę w swoim dotychczasowym życiu ją przytłaczała.
      -O Diana!-zawołał Marco.-Chodź, poznasz Ninę.
      -Z chęcią.-wymusiła uśmiech.
Podążała za blondynem prosto na kanapę w salonie. Tam właśnie siedziała długonoga blondynka, o sympatycznym wyrazie twarzy.
     -Hej, jestem Diana.-czarnowłosa podała dziewczynie rękę.
     -Cześć, Nina.-uśmiechnęła się i chwyciła jej dłoń.
     -Miło mi poznać.Przepraszam , ale chyba ktoś mnie woła.-faktycznie,w kuchni stał  Kuba,który przed dłuższą chwilę,próbował przywołać do siebie przyjaciółkę. Diana dostrzegła Błaszczykowskiego i szybciutko podreptała do niego,chcąc tym samym jak najszybciej odejść od Niny,na którą nie mogła patrzeć z wiadomych przyczyn.
      -Co jest Kubuś?
      -Nie przejmuj się, wróci  podkulonym ogonem.-wypalił, na początku konwersacji.
      -Ale ja się nie przejmuje,przecież nawet nie byliśmy razem.
      -Kochasz go?
      -A jakie to ma teraz znaczenie?-prychnęła.
      -W sumie, to duże. Widzę,że nie masz nastroju do takich rozmów. Pogadamy w domu.
     -Jak?-niezrozumiała przesłania starszego przyjaciela.
      -Nocujesz u nas. Tak nakazała Agata, twierdząc,że na pewno nie będziesz chciała nocować z tą blondyną.
     -Ona mi nie przeszkadza.-skłamała.
     -Przestań.-zaśmiał się cynicznie.
     -Dobra, pojadę do was, jeżeli to  nie problem...
     -Żaden.-uśmiechnął się życzliwie.-OK, idź się bawić.





     Domówka trwała w najlepsze, a Mario nadal nie było. Marco zaczął powątpiewać w jego przyjazd, lecz nadal miał cień nadziei. Może by do niego  zadzwonił ,ale honor mu na to nie pozwalał.
Kuba i Piszczek, który również był obecny, już dawno zadzwonili do Gotze'go i dobrze wiedzieli,że niedługo zjawi się w apartamencie. Błaszczykowski opowiedział Mario, o zaistniałej sytuacji i o tym jak Marco potraktował Dianę. Piłkarz Bayernu, obiecał że porozmawia z nim  gdy przyjedzie .
     Niecałą godzinkę później, właściciel mieszkania usłyszał dzwonek do drzwi. Na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech i od razu poleciał otworzyć.
     -Mario!-zobaczył swojego przyjaciela przed drzwiami.
     -Marco!-rzucił mu się w ramiona.-Jak dobrze Cię widzieć, stary.
     -Stęskniłem się, mordo.-uśmiechnął się do przyjaciela.
     -Ja również...-Reus bez słów, zaprosił Gotzego do środka.-Ale musisz mi wyjaśnić kilka spraw,a między innymi to jak postąpiłeś z Dianą...
     -Proszę Cię,nie zaczynaj teraz. I tak pewnie jutro oberwę za to od Kuby.
     -Gdybym nie cieszył się tak z powodu,że Cię widzę to pewnie też bym Ci przylał. Wytłumacz mi to choć trochę.
     -Diana nie chciała ze mną być,więc ja znalazłem sobie dziewczynę,która tego chce.
     -Pocieszyłeś się ?
     -Nie, bo chciałem Dianę. Kocham ją...
     -Nie rozumiem Cię... Dziwisz się Dianie? Ona się boi zmian. Boi się cierpienia. Zrozum.
     -Wiem, dlatego chce dać nam czas.
     -Reus, jesteś idiotą.
     -Wiem.-zaśmiał się.-Zobaczysz wszystko będzie dobrze, nie zostawię jej...
   

                                                       

     Błaszczykowski tuż przed godziną trzecią nad ranem, zabrał Agatę i Dianę z apartamentu Reus'a. Zamówił taksówkę, ponieważ sam był trochę pijany.
     -To co Dianka, mieszkasz z nami?
     -Dziękuje Aguś,ale postanowiłam,że wyjadę.-rzekła bez zastanowienia.-Gdzieś daleko... to miasto mnie męczy.
     -Żartujesz?!
     -Nie... Komu ja tu potrzebna?!
     -Nam, Dianka, przecież my Cię kochamy.
     -Oj... mam dobry kontakt z Mario, może pomógłby mi  poszukać pracy i mieszkania w Monachium.
    -Oszalałaś?! Nigdzie nie jedziesz. Bynajmniej na razie.
I na tym rozmowa się skończyła. Chwilę później przyjaciele byli już pod domem. Razem przekroczyli próg,a później Diana poszła do łazienki by wziąć kąpiel.
Zasnęła przed piątą, gdyż przez długi czas myślała o tym co się wydarzyło i o tym co jeszcze wydarzyć się może.


-------------------------------------------------------------------
 Mam nadzieję ,że się podoba. :)
Ach, dzisiaj  niestety rozdział nie pojawi się na blogu o Vicktorii. Powód to brak weny na tamto opowiadanie...mam nadzieję,że napiszę jak najszybciej i dodam :)
Dziękuje za wszystko i pozdrawiam! ;*
Izaa.

ps. Już piętnasty rozdział...;o

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 14.

     
                                                                ''chciałabym ci coś powiedzieć ale nie wiem czy warto''

      Marco zrozumiał o co chodziło Kubie, więc postanowił,że przez najbliższe dni da sobie  i jej spokój. Wiedział,że Diana jest rozbita psychicznie. Wiedział,że boi się kolejnych zmian.
     Do końca wakacji na krecie Marco zachowywał się tak jak zwykle. Był opiekuńczy,czuły i przyjacielski. Nie adorował dziewczyny, tak jak robił to wcześniej. Może sobie odpuścił?

     Czwórka przyjaciół wylądowała w Dortmundzie  późnym wieczorem. Kuba, czyli najstarszy i najbardziej odpowiedzialny członek paczki zadzwonił po taksówkę,na którą zmuszeni byli poczekać około dziesięć minut.
     -O rany, głodna jestem...-zaczęła marudzić Agata.
     -To chodź, kupimy coś w całodobowym.-zaproponowała Diana. Polka od razu przystała na pomysł czarnowłosej. Obie poszły w stronę sklepu, a mężczyźni zostali sami.
     -To jak ? Nadal walczysz czy się poddałeś?-zapytał Kuba.
     -O co Ci chodzi?
     -O Dianę, matołku.-zaśmiał się.
     -Nie zauważyłeś? Nic z tego nie będzie. Zostaniemy przyjaciółmi. Tak będzie lepiej. Przynajmniej będę miał pewność,że nigdy mnie nie zostawi. Zawsze będziemy razem. Jak rodzeństwo.
     -Chyba,że tak postrzegasz zaistniałą sytuację..-mruknął Błaszczykowski.-Tylko nie schrzań tego.
     -O mnie się nie martw!-blondyn uśmiechnął się przekonująco.
     -Ja się o Diankę martwię a nie o Ciebie, parówo.-zachichotał.
     -Och, Kubuś,Kubuś...Tak poza tym jutro wieczorem jest u mnie mała impreza.-oznajmił.
     -Wiem. Trąbisz o tym od trzech godzin.
     -Ja przypominam.-zaśmiał się.-Mario będzie...
     -O! A co tam u Mario? Nie odzywał się w ogóle...
     -No właśnie nie wiem. Nie dzwonił,nie pisał...ostatniego smsa dostałem od niego na urodziny. Krótkie ,,100 Lat!''
     -Naprawdę?
     -Tak...
     -Przykro mi. Mam nadzieję,że serio się pojawi na Twojej domówce.
     -Ja też.-westchnął.


     Dziewczyny właśnie opuściły sklep. Kupiły dużo łakoci, ponieważ jak wszyscy mogli się domyślać Agata zamierzała przemycić ukochaną Dianę do siebie do domu. Podczas wakacji, obie bardzo się do siebie zbliżyły. Stały się jak siostry.
     -Diana jedzie ze mną!-zawołała Polka.-To znaczy do naszego domku, Kubuś.-zrobiła maślane oczka,by narzeczony nie robił problemów.
     -Okej.-Kuba pocałował blondynkę w czoło.
     -Tylko nie przegadajcie całej nocy, tak jak ostatnio.-skomentował roześmiany Marco.
     -Oj tam.-zachichotała Diana,w między czasie grzebiąc w torbie.-Marco masz mój telefon?
     -Mam.-zaśmiał się.-Kochana, co ty byś beze mnie zrobiła?
     -Umarłabym.-parsknęła.
     -Oj Dianka...Oho! Taksówka!-spostrzegł piłkarz.



     Następnego dnia, dziewczyny spały do południa,ponieważ w nocy nie zmrużyły oczu przez rozmowy.
     Kuba powiadomił je,że na 15 muszą pojechać do Reus'a na ów imprezę. Diana z chęcią wskoczyła do samochodu Błaszczykowskiego. Marco był, dla niej niczym anioł stróż...psycholog..ktoś, komu zawdzięcza swoje życie.
     -No to jedziemy..-mruknął Kuba.
Jechali niecałe 30 minut. Przez cały ten czas Agata wraz z Dianą plotkowały sobie po cichu, a Kuba myślał jak zeswatać czarnowłosą i blondyna.
W końcu stanęli przed drzwiami apartamentu Reusa. Diana trzymała w ręce walizkę, a Kuba przytulał Agatę i szeptał jej coś do ucha.  W pewnym momencie Marco otworzył im drzwi.
     -Hej!
     -Hej Wam.-uśmiechnął się.-Dzisiaj poznacie moją nowa dziewczynę...-po tych słowach Diana, Agata a przede wszystkim Kuba zamarł. Jeszcze niedawno Marco był po uszy zakochany w czarnowłosej...
    - Ale jak to? Przecież wczoraj wróciłeś z Krety..-wydukał kapitan reprezentacji Polski.
    -Znamy się od dawna...Dzisiaj rano się spotkaliśmy i tak wyszło.
    -To super!-zawołała Diana, mająca na ustach uśmiech a w sercu...w sercu miała ból i smutek.

--------------------------------------------------------------
Przepraszam za to coś,ale brak weny i czasu.
-Praca...
Wybaczcie,że nie komentuje,ale...naprawdę nie mam czasu .;C
Pozdrawiam! ;*

                                                                           
                                                                ....proszę Cię żyj. bądź.bądź ze mną.

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 13.

     
    Reus obudził się o dziewiątej. Ku jego zdziwieniu czuł się wyspany i rześki. Pierwsza noc w nowym miejscu minęła mu znośnie. Miał dobry sen,więc nie narzekał.
    Pierwsze co zrobił po przebudzeniu, to wzięcie prysznica i przygotowanie się do stanu używalności. Następnie poszedł do pokoju Diany,aby zobaczyć czy jeszcze śpi. Jak się okazało, spała w najlepsze. Nawet miała uśmiech na twarzy. Marco, rozczulił się na śpiącą dziewczyną. Wyglądała tak niewinnie...chyba pierwszy raz odkąd ją ujrzał. Zawsze jej oczy i wyraz twarzy przemawiały do niego następującym zwrotem : ''Ćpałam. Jestem winna''.Teraz było w stu procentach inaczej.
Podszedł do niej i odgarnął kosmyki jej czarnych włosów z buzi. Poczuł,że zadrżała,gdy ten dotknął jej skóry.Blondyn ucałował czarnowłosą w czoło. Zrobił to tak czule,tak jak jeszcze nigdy nikogo nie pocałował. Diana nie zamierzała się jeszcze budzić. Marco zaśmiał się pod nosem i wyszedł. Ruszył do apartamentu Agaty i Kuby. Zapukał, po czym usłyszał głośne -proszę. Otworzył drzwi i wszedł do środka, gdzie ujrzał śmiejącą się parę.
    -A Wam co tak wesoło?-zapytał radośnie.
    -A tak jakoś.-zachichotała Aga.-Mieliśmy iść na śniadanie.
    -Ja też,ale Diana śpi.-powiedział.-Idę ją obudzić...-ruszył w stronę drzwi.
    -Ej, ej Marco!-zawołał Kuba.
    -Tak?
    -Nie rób z siebie prawiczka i w końcu powiedz jej co czujesz.
    -To nie jest takie proste.-rzekł.
    -Oj Marco,idź do niej.-odezwała się Agata.-Pocałuj, przytul...wszystko się Wam ułoży.
    -Mhm.-mruknął i wyszedł. Pokierował się w stronę swojego apartamentu, w którym przebywała osoba,którą...kocha. Kiedy wszedł do środka,zobaczył uśmiechniętą Dianę w samej bieliźnie. Wyglądała zjawiskowo, mimo,że miała kilka blizn na udach.
    -No hej, mała.-Marco uśmiechnął się cwaniacko w jej stronę.
    -Hej.-odwzajemniła uśmiech.-Gdzie byłeś?
    -U Błaszczykowskich.-powiedział.-Zbieraj się, kochana, bo idziemy na śniadanie.
    -Założę sukienkę i możemy iść.
    -Dobrze.-uśmiechnął się i usiadł na łóżko.
Dziewczyna weszła do łazienki i założyła sukienkę ze zwiewnego, lekkiego i dosyć przezroczystego materiału.Można byłoby spokojnie dostrzec przez nią bieliznę panny Dark. Sukienka była koloru łososiowego z akcentem białego. Nie sięgała za połowę ud.
Na koniec przeczesała swoje włosy, zrobiła mały makijaż i dołączyła do Marco, który siedział znudzony w pokoju. Ten, kiedy zobaczył skąpy strój kobiety,na której mu zależy posłał jej spojrzenie, które mówiło-przesadziłaś.
    -Co się tak patrzysz?-spytała, ponieważ nie do końca zrozumiała o co chodzi.
    -Nie za przezroczysta ta sukienka?
    -Przecież jest gorąco, wyluzuj.
    -Wiesz ilu jest tutaj napalonych facetów?!
    -Co z tego?-wzruszyła ramionami.-To na plażę mam założyć długie spodnie i sweter?!
    -Nie, ale...
    -Chodź już!-pociągnęła go za sobą,a z tego powodu,że podążał za nią, mógł obserwować jej zgrabne ciało.
Po pięciu minutach byli już na stołówce wraz z Agatką i Kubą. Narzeczona Kuby zachwycona była sukienką Diany i obiecała sobie,że przy najbliższej okazji musi ją kupić. Marco jako największy zazdrośnik z całej czwórki,usadził Dianę przy ścianie. Tak,aby żaden facet nie mógł pożerać jej wzrokiem.
    -Dianka, idziemy zaraz na plażę?-spytała uśmiechnięta Agata.
    -Oczywiście!-ucieszyła się.-Ale musiałabym iść po torbę do pokoju...
    -Pójdę z Tobą, bo zapomniałem okularów.-powiedział Marco.-Wy też idziecie w tamtą stronę?
    -No, pójdziemy.-uśmiechnął się Kuba.





***




    Diana wpadła do pokoju niczym zakupoholiczka do sklepu z wyprzedażami. Pakowała najpotrzebniejsze rzeczy do torby, o której wspomniała wcześniej. Marco włożył do niej również swoje naturalne środki, czyli okulary przeciwsłoneczne. Gdy wszystko było w środku podręcznego bagażu, oboje postanowili wychodzić.
   Przy drzwiach, Marco złapał Dianę ze ramie i oparł o ścianę. Popatrzył jej głęboko w oczy. Ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać,a oddechy ich były szybsze.  Kiedy ich usta miały się spotkać Diana, błyskawicznie odwróciła głowę, uwolniła się z jego uścisku.
   -Przepraszam,zapomnij, chodź.-chwyciła go za dłoń,ale on zabrał ją tak samo jak Diana swa twarz przed pocałunkiem.  Dziewczyna po prostu wyszła nie oglądając się za nim. Blondyn zaklną i  uderzył pięścią w ścianę. Po chwili wybiegł za nią.
    -Zaczekaj!-krzyknął,a ta odwróciła się do niego.
    -Ta?
    -To ja przepraszam, nie wiem co mnie napadło. Jesteś dla mnie jak siostra. Nic więcej.-skłamał.
    -Zapomnijmy o tym. Chodźmy na plażę do Kuby i Agaty.
    -Są już na plaży?-zapytał.
    -Tak.-przytaknęła i ruszyli.




***




   Dziewczyny aktualnie się opalały, a Marco wraz z Kubą siedzieli pod parasolem tuż przy barze. Sączyli drinka. Blondyn postanowił opowiedzieć Kubie dzisiejsze wydarzenie.
   -Kuba...
   -No?
   -Diana mnie odrzuciła.
   -Jak to?-o mało nie zadławił się napojem.-Opowiadaj, stary.
   -Poszliśmy po tą torbę. A gdy opuszczaliśmy pokój, złapałem ją za ramię i oparłem o ścianę...chciałem ją pocałować,ale ona odwróciła głowę i wyszła. Nie wiedziałem co zrobić, więc po prostu powiedziałem jej,że nie wiem dlaczego tak zrobiłem i ,że jest dla mnie jak siostra...nic poza tym.
    -Ugh...kiepsko.-stwierdził Błaszczykowski.-Musisz próbować, nie dawaj za wygraną.
    -Ona mnie nie kocha.
    -Skąd możesz mieć taką pewność?
    -Odrzuciła mnie.
    -Może się boi.
    -Czego ?
    -Utraty Ciebie....



***

     Okej. Przepraszam,że  długo nic nie dodawałam,ale po prostu brak czasu. Jeżeli komuś nie skomentowałam rozdziału to również przepraszam,ale to z tego samego powodu co strawa pierwsza ;c
   dziękuje że jesteście.
   20 komentarzy? dacie radę? ;*
  Kocham Was!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 12.

                                                          Bo kiedy nie ma Ciebie, niewiele istnieje.

 ~ Tydzień później.


    Borussia skończyła sezon na pierwszym miejscu w tabeli, wyprzedzając tym samym Bayern Monachium.Piłkarze bardzo cieszyli się z sukcesu oraz ze świadomości,iż zaczyna się czas upragnionego urlopu. Najbardziej zadowolony był Marco Reus wraz z Kubą. Już jutro mieli wsiąść w samolot,którym dolecą na Kretę,miejsce spoczynku psychicznego.
   Dzisiejszy dzień Reus chciał spędzić na pakowaniu i załatwianiu formalności, aby jutro nie mieć z tym problemów. Blondyn dobrze wiedział,że Diana nie może się doczekać wakacji,o których powiadomił ją kilka dni wcześniej.  Chciał, by dziewczyna była naprawdę szczęśliwa,więc postanowił,że zaproponuje jej zakupy.
    Diana siedziała skulona na swoim łóżku. Lekko drżała.Możliwe,że płakała. Jeszcze niedawno Marco widział ją w dobrym humorze. Niestety, czarnowłosa jest tak rozbita,że huśtawki nastrojów to norma.
Blondyn usiadł na przeciwko niej i klepnął ją w kolano. Spojrzała na niego dużymi, smutnymi oczyma i westchnęła.
    -Nie smuć się. Jutro wyjeżdżamy.-uśmiechnął się pocieszająco.
    -Wiem.-otarła łzę z policzka.-Wiem,że będzie cudownie.
    -A powiesz mi dlaczego znowu płaczesz?-złapał za kosmyk jej włosów i zaczął się nim bawić.
    -Bo wydaje mi się,że samej byłoby mi lepiej...
    -Robię coś nie tak?-spytał.
    -Ty nigdy!-zaprzeczyła.-To ja...ja Cię każdego dnia ranię,przeze mnie masz kłopoty...Wiesz żałuje,że nie odeszłam zanim Cię lepiej poznałam.
    -Diana co ty wygadujesz,kochana.-chwycił ją za dłonie.

    -A no to,że pewnego dnia zrobię coś takiego,że nie będziesz chciał mnie znać. A ja nie przeżyje tego. Wiem,że nie jestem dla Ciebie nikim ważnym,ale Ty jesteś dla mnie kimś kto uratował mnie od niechybnej śmierci. Boje się,że kiedyś...
    -Nigdy Cię nie zostawię. Jesteś mi jak siostra.-skłamał,bo tak naprawdę kochał ją zupełnie inaczej.-Nie płacz już z tego powodu. Po prostu uśmiechnij się i bądź szczęśliwa, dla mnie.
    -Próbuje.-uśmiechnęła się do niego.-A pomijając to wszystko...znajdę sobie kiedyś kogoś kto będzie mi szczerze mówił ,,kocham Cię''.
    -Kocham Cię.-powiedział po czym słodko się uśmiechnął  w je stronę.
    -Och, Marco.-przytuliła go.-Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłeś.
    -Mam dla Ciebie propozycje nie do odrzucenia.-powiedział entuzjastycznie.
    -Jaką?-zmrużyła duże oczy.
    -Pójdziemy na zakupy.
    -O jeju...-westchnęła.-Nie lubię...
    -Nie wszystko trzeba lubić. Wstawaj i lecimy do centrum handlowego.

     Mimo,że Diana nie cierpiała zakupów kupiła sobie bardzo dużo rzeczy. Począwszy od butów, zakańczając na czapkach. Marco również nie szczędził pieniędzy na własny ubiór.
     Przez te wszystkie zachcianki odzieżowe specyficznej dziewczyny oraz gwiazdy futbolu, opuścili sklepy dosyć późno, co sprawiło,że musieli się naprawdę pośpieszyć z pakowaniem walizek.
     Późnym wieczorem musieli jeszcze pojechać do Błaszczykowskiego po bardzo ważne wskazówki,dotyczące ich urlopu na Krecie.


***
~Dzień wyjazdu.

     Diana obudziła się kilka minut po dziewiątej. Zjadła płatki i ubrała się w uszykowane wcześniej ubrania. Męczył ją głód narkotykowy. Bała się,że znowu może wziąć działkę i zniszczyć to co zbudowała.  Czasami to wydawało się silniejsze od niej. Po prostu nie kontrolowała siebie gdy była na głodzie. Miała jednak trochę silnej woli i zdrowego rozsądku.
    - Wyjeżdżamy o 10, tak?-zapytała blondyna, gdy tylko wstał.
    -Tak. Coś Ty taka niewyraźna?
    -Głowa mnie trochę boli. Masz może jakieś tabletki przeciwbólowe?
    -Tak,są w kuchni w szafce tuż obok drzwi.
    -Dobrze.-uśmiechnęła się nieznacznie do blondyna i udała się do wskazanego przez niego miejsca. Znalazła odpowiednie leki. Rozejrzała się po kuchni i korytarzu. Marco nie zamierzał przychodzić do kuchni,więc wsypała sobie na dłoń pięć pastylek. Włożyła je sobie szybkim ruchem ręki do buzi i popiła  lodowatą wodą.

Tak naprawdę nie wiedziała po co to zrobiła.  Może była przyzwyczajona to niszczenia swojego organizmu?


  -Diana jedziemy!-krzyknął z sypialni.

  -Dobrze, dobrze.-wymamrotała i wyszła z pokoju mając przy sobie torbę podróżną.
  -No więc, chodź.
   Dziewczyna otworzyła drzwi i  przepuściła Reusa,który taszczył za sobą dwie duże walizki.
    Idąc przez hall apartamentowca, ,,para'' została zaczepiona,przez grono wścibskich sąsiadek,które z braku zajęcia zaczęły ingerować w życie prywatne innych osób.
   -Panie Reus, mam nadzieję,że to coś już tutaj nie wróci.-odezwała się jedna z kobiet.
   -Wróci, wróci my tylko na wakacje.-mruknął obojętnie w stronę sąsiadek.
   -Niech pan nie żartuje, tylko w końcu wywali tą narkomankę na bruk! Co, pan pomoc społeczna?!

   -Jesteście panie, bardzo zabawne,ale nie wiem,czy jesteście świadome co właśnie robicie... Ta dziewczyna jest bardzo wrażliwa... Nie wiem jak Panie,ale je nie chciałbym żyć ze świadomością,że przeze mnie ktoś stracił życie.
  -Daj spokój, Marco. Bóg stworzył te jędze bo widocznie chciał się pośmiać.-spojrzała na nie z pogardą.
  -Co za bezczelne nasienie!-krzyknęła oburzona kobieta.

  -Mówiła coś pani, czy to gnój parował?- zachichotała cynicznie po czym wyszła z hallu,ciągnąc za sobą blondyna.
   Marco zamówił taksówkę, którą pojechali prosto na lotnisko. Tam zastali Agatkę i Kubę,którzy dotarli na miejsce trochę wcześniej.
   -O, cześć słodziaki.-Aga, oczywiście przywitała przyjaciół buziakiem w policzek.-Z daleka wyglądacie jak para!-powiedziała uśmiechnięta.
   -Oj Agata.-westchnęła głośno Diana.
   -No to jak?  Idziemy  na odprawę?-spytał Reus,chcąc uniknąć niepotrzebnych  tematów.



   Do hotelu,w którym zakwaterował przyjaciół Kuba, dotarli bardo późnym wieczorem.  Byli bardzo zmęczeni,a na dodatek panie recepcjonistki w hotelu były dosyć denerwujące.Ale w końcu Kuba dogadał się i przyjaciele mogli udać się do swoich pokoi.
    Dla siebie i ukochanej Błaszczykowski wynajął jednopokojowy apartament z widokiem na morze, a dla Marco i Diany dwupokojowy. 

   -Idę spać. -mruknęła czarnowłosa, gdy oboje weszli do apartamentu.
   -Dobranoc.-szepnął ledwo przytomny Reus, zalegający już na wielkim łóżku w swojej części apartamentu.



********
Wiem , wiem. Nie wyszło.
Może następny będzie lepszy...może.
Proszę o komentarze!
Dacie radę dać mi 20 komentarzy? Proszę ;**
Kurdę, mam problem. zagubił mi sie taki świetny blog o dziewczynie która była kuzynką Roberta Lewandowskiego i  wplątała się w sprzedaż narkotyków.
Mam prośbę! Czy autorka, jeżeli czyta moje opowiadanie, mogła by dać mi linka? Albo ktokolwiek , kto wie o jakim blogu mówię. Błagam ! ;*

Serdecznie pozdrawiam!

ps. POLECAM ŚWIETNEGO BLOGA, ŚWIETNEJ BLOGGERKI! 
Nothing's gonna change my world. <---------------------------- ODWIEDZAJCIE ;*

                                                       ...jestem pewna,że damy radę.

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 11.

                                                                     Uwięziona w mroku.


   ~Następnego dnia.
 
   Marco otrzymał telefon od Jurgena Kloppa z informacją,że może pojawić się na treningu. Szkoleniowiec stwierdził,iż piłkarz wystarczająco odpokutował. Klopp miał dobre serce, więc pozwolił Reus'owi na bycie wraz z drużyną podczas ostatniego meczu w sezonie. Reus się ucieszył,gdyż kochał futbol i grę przed wiernymi kibicami.
   Postanowił jak najszybciej podzielić się ów nowiną ,że swoim przyjacielem. Na początek poszedł do Diany.
   -Jedziesz ze mną do Kuby?-zapytał uradowany.
   -Umówiłam się dzisiaj z koleżanką ze szkoły na skype.-powiedziała.
   -Jaką koleżanką?-spytał podejrzliwie.
   -Nie, to nie ćpunka.-powiedziała lekko się uśmiechając.-Nie martw się.
   -Diana, mam nadzieję,że mnie nie zawiedziesz. -przytulił ją, czule głaszcząc po plecach. Ona nie odezwała się, lecz położyła głowę na jego ramieniu.-To idę. Będę za dwie, trzy godzinki.
,,Odkleiła się'' od niego i bez słowa patrzyła jak opuszcza mieszkanie. Zrobiło jej się wstyd za to kim jest. Była pewna,że Marco nigdy jej nie pokocha i nie odwzajemni jej uczucia... Czy narkomani mają uczucia? A może już doszczętnie przesiąknięci są morfiną,po której tak naprawdę nie czują nic.




***



  Marco wpadł do domu Błaszczykowskiego jak poparzony. Zastał Kubę w salonie. Oglądał jakiś serial w telewizji. Agata jak zwykle w kuchni, przygotowywała obiad.
  -Siema Kubuś!-zawołał radośnie Marco.
  -Siema.-uśmiechnął się.-Jak tam?
  -Fajnie.-rzucił się na kanapę.-Mogę trenować, Diana nie ćpa...wszystko zaczyna się układać.
  -To świetnie.-stwierdził Kuba.-Ja załatwiłem nam te wakacje. Wyjazd za tydzień, na 14 dni.
  -Super! Muszę odpocząć...-westchnął.
  -A jak tam z Dianą? Powiedziałeś jej,że ją kochasz?
  -Nie. I prędko nie powiem.-powiedział.-Nie chce. Ona jest...
  -Narkomanką?
  -Tak. Wydaje się martwa,ale jeszcze żyje.  Istnieje,ale nie żyje. Widziałem dzisiaj jej blady uśmiech. Tak rzadko się uśmiecha...Ale uśmiech ma ładny. Wiem,że uśmiech nie jest gwarancją szczęścia. Wiem...Ona nie jest szczęśliwa. Może przeze mnie?
   -Zwariowałeś? Wydaje mi się,że jest nieszczęśliwa przez nałóg. Wstyd jej za to kim jest.
   -Może...Chciałbym jej powiedzieć jak bardzo jest dla mnie ważna,ale nie potrafię.  Nie chce jej tego mówić.
   -Stary, wszyscy  wytykają jej ,że ćpa. Ćpanie to skutek... dlaczego nikt nie zapytał ją o przyczynę?
   -Co..?
   -No dlaczego zaczęła brać? Zapytaj! Zwierzy Ci się... zrobi jej się lepiej. Jej i Tobie.
  -Masz racje. Będę wracał do domu...
  -Jedź.-uśmiechnął się.-Jutro widzimy się na treningu?
  -Tak. Dziękuje za wszystko Kubusiu. -przytulił przyjaciela.

  -Nie ma za co.-uśmiechnął się.-To cześć.




***




  Reus wrócił do swojego mieszkania. Diana w tym czasie jadła chipsy i oglądała kreskówki. Zachowywała się jak dziecko,ale Marco był zadowolony,że nie jest zaćpana.
  -Kochana, musimy pogadać.-oznajmił.
  -Dobrze.-odparła i popatrzyła na niego. Był poważny,a ona chyba przeczuwała jak będzie brzmiało jego pytanie.
  -Dlaczego?-zapytał,a Diana ciężko westchnęła po czym zaczęła mówić.
  -Krzyczałam. Płakałam. Błagałam. Prosiłam. Chciałam... aby zwrócili na mnie uwagę.  Chciałam aby ze mną porozmawiała...tak bardzo pragnęłam,aby mnie przytuliła . Ona nie reagowała na mój krzyk... więc podcięłam sobie żyły. Krew spływała z moich nadgarstków,a ja jej nie tamowałam. Wylądowałam w szpitalu i kontakt z rodziną się urwał. Może gdyby przyszli do tego szpitala nie byłabym pieprzoną narkomanką,która tak naprawdę oddawała swoje ciało za działkę morfiny,lub hery.
   -Diana....
   -Zniszczyli mój świat, moje życie ,a ja  codziennie zażywałam dawkę bólu. To nawet przyjemne uczucie, wbijać sobie igłę w żyłę. I co mi powiesz teraz?,, Diana jesteś chora''? Tak wiem! ,,Świat jest piękny?'' Błagam Cię...nienawidzę kłamstw.
   -Diana...przepraszam.-przytulił ją,a ona zaczęła płakać.-Jesteś całym moim światem...A mój świat jest piękny. Jesteś piękna...

***

Monotonne,ale już niedługo mam nadzieję się rozkręci.

Czytasz? Skomentuj,proszę!

Pozdrawiam!
  Izaa.

ps. Wchodźcie w zakładkę ,,Liebster Award''!  Są tam moje nominacje i odpowiedzi na wasze pytania ;***

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 10.



   Słońce przedzierało się przez żaluzje do sypialni Marco. Promienie podrażniały jego powieki. Mimo wszystko starał się spać,gdyż był bardzo przemęczony. Ciągłe problemy sprawiały,że miał ochotę uciec z tego miejsca. Kochał to miasto,ale często miał go dosyć. Miasta i ludzi,którzy w nim mieszkali.
   Blondyn był w pół przytomny. Drzemał sobie, nakrywając sobie twarz ulubioną poduszką. W pewnym momencie dotarły do niego nawoływania Melanie.
   -O co chodzi?-zawył.
   -Marco!-wpadła do jego sypialni.-Diana właśnie opróżnia kolejną butelkę piwa! Jest w salonie.
   -Na litość boską!-zerwał się z łóżka.-Już idę...
Nerwowo wyszedł z sypialni i podążył do salonu, w którym rzekomo Diana zalewała się chmielowym napojem. Faktycznie! Siedziała na podłodze i sączyła browar z butelki.  W piłkarzu zagotowała się złość.
   -Diana!-wrzasnął.-Teraz będziesz chlała?!
   -Oj Marco, to tylko dwa piwa.-westchnęła ciężko.
   -Dobra. Pij. Nie zależy mi.-parsknął i wyszedł z salonu. Postanowił,że zje śniadanie, ubierze się i odwiezie swoją siostrę do ojca. Nie chciał aby musiała oglądać koszmar,który wyprawia się aktualnie w jego mieszkaniu.  Siostra przystała na taką opcję,pod warunkiem,iż młody Reus przyjedzie do niej za kilka dni.
    Po powrocie do mieszkania zastał ogarniętą i w miarę trzeźwą  Dianę. Zdziwił się jej postawą,ale był również z niej zadowolony.W pewnym sensie jej nie rozumiał. Zachowywała się naprawdę dziwnie,a mimo to Reus ją wspierał  i udawał,że wszystko jest normalnie.

   -Zabiłaś kogoś,że taka spokojna jesteś?-zadrwił.
   -Haha, ale jesteś zabawny.-warknęła.
   -Wiem.-uśmiechnął się.-A tak serio to co się stało?
   -Przemyślałam sobie wszystko.-oznajmiła.

   -I?
   -Chcę wyjść na prostą.
   -Tak samo jak chciałaś to uczynić dwa dni temu?
   -Nie. Teraz już na serio.
   -Naprawdę? Dlaczego miałbym Ci wierzyć ?
   -A dlaczego nie?
   -Bo ty sama sobie nie wierzysz. No spójrz. Teraz masz ładne,czyste,schludne ubranie a jutro?! Jutro będziesz leżeć pod stołem w kuchni w pidżamie ledwo przytomna,przez alkohol lub prochy.
   -Nie.
   -Co ,,nie''?
   -Tym razem tak nie będzie. Obiecuje.
   -Zobaczymy.-westchnął.-Chodź, pójdziemy na spacer.

   -Nie chcę.
   -Dlaczego?
   -Bo wszyscy się na mnie patrzą jak na psychicznie chorą...
   -Dziwisz się? Masz podpuchnięte oczy, rozmazany tusz na rzęsach, blada jesteś jak ściana,a do tego masz potargane włosy.
   -Uhg..muszę się ogarnąć!-zniknęła w toalecie.
Marco poczuł,że w końcu może się wszystko ułożyć. Jednak był prawie pewny,że Diana wszystko zepsuje jak za każdym razem. Pozostało mu jedynie robić dobrą minę do złej gry. Musiał czekać.
    Po krótkim czasie  Diana doprowadziła się do ładu. Wyglądała znośnie. Oboje poszli do parku,w którym nie było wielu ludzi. Mijali co kilkaset metrów jedną szczęśliwą parę,która najwidoczniej była zadowolona z życia.
Nad ich  głowami szybowały ptaki. Radośnie ćwierkały. Diana podziwiała ptaki. Chciałaby być jednym z nich. Taka wolna. Ptaki nic nie muszą. Są wolne...żyją dla siebie i dla nikogo innego. Ale w pewnym sensie Diana czuła się wolna. Bo ponoć człowiek wolny to człowiek samotny,a ona właśnie taka była. Samotna, zagubiona, niekochana.
    -O czym myślisz?-zapytał.

    -O wolności.
    -Twojej wolności?
    -Może.
    -Jak na razie jesteś wolna. Chyba,że znowu coś wykombinujesz i Cię zamkną.
    -Nie o taką wolność chodzi...
    -Wiem...ale w tych czasach naprawdę wolny jest jedynie wiatr,kochana.
    -Kochana?-zdziwiła się.
    -Co ,,kochana''?-nie rozumiał.
    -Ładnie tak.-uśmiechnęła się lekko.-Przytulisz mnie?
    -Jasne.-objął ją ramieniem ,a ona wtuliła się w niego.
    -Nikt mnie wcześniej tak nie przytulał,a ja to kocham...-zachichotała.
    -Oj Dianka...-westchnął.-Nie rób mi już więcej takich rzeczy.
    -Jakich?
    -Takich jak dzisiaj rano.-odrzekł.-Proszę Cię, daj sobie pomóc.
    -Próbuje.

___________
Polecam :

New life,new love. <----------- zmotywujcie autorkę komentarzami!
Pozdrawiam i sama, liczę na komentarz i szczere opinie.

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 9.

  -Jestem jebaną psychopatką.-wysyczała.-Nienawidzę siebie...Chcę umrzeć .-po tych słowach wyszła z pokoju i skierowała się do miejsca w którym przygotowywane są posiłki.
   Chwyciła za nóż,który jak zwykle leżał w szufladzie na sztućce. Szybkim krokiem wyszła z kuchni,by nie została  zauważona przez , siostrę Marco. Powróciła do swojej sypialni. Usiadła  na łóżku, przyłożyła ostrze noża do nadgarstka, uśmiechnęła się cynicznie i odłożyła nóż na bok. Wstała cała roztrzęsiona i podeszła do stolika na którym stał bukiet czerwonych róż. Powąchała jedną z nich...zaczęła płakać.Z jej oczu nie można było wyczytać prawie  nic. Jedynie...przerażenie i niezdecydowanie.
Usiadła z powrotem na łóżko i  złapała drewnianą rączkę od noża. Ponownie dotknęła nadgarstek ostrzem. Tym razem przycisnęła je do skóry. Przeciągnęła nóż i zrobiła jedną dużą, głęboką ranę z której zaczęła lecieć krew. Spływała po jej ręce bardzo powoli...Dziewczyna delektowała się tym widokiem. Lecz w końcu dotarło do niej co zrobiła i zaczęła wycierać krew ze skóry. Była to syzyfowa praca, ponieważ krew cały czas napływała na wierzch z żył. Z lekka się przestraszyła i pobiegła do łazienki ,aby przemyć ów ranę wodą. Polała ją jeszcze wodą utlenioną, po czym posoka na chwilę przestała się sączyć. Nakleiła na sznyt plastry, a później przewiązała nadgarstek bandażem. Biały opatrunek w przeciągu 5 minut stał się lekko czerwony. Diana zaczęła opadać z sił. Nie tylko przez utratę dużej ilości krwi,ale także z przerażenia. Zaczęło jej się robić słabo...przed oczyma widziała jedynie ciemność.Osunęła się na zimne płytki w łazience...wszystko zaczęła widzieć jak przez mgłę...
W pewnym momencie usłyszała trzask drzwi.Domyśliła się,że Marco wrócił do domu.






***





  Kuba i Agata  namówili Marco na pozostanie na obiedzie.  Gdyby nie to na pewno pojawiłby się w swoim mieszkaniu dużo wcześniej.
  Po zjedzonym posiłku Błaszczykowski wraz z Reus'em weszli na stronę biura podróży,aby sprawdzić ceny wczasów na Krecie.
  -Ooo te są zajebiste!-zauważył kapitan reprezentacji Polski.
  -Kurde, Kubuś muszę wracać do domu, bo  czuje...że coś złego się dzieje..
  -No dobrze przyjacielu jedź. Ja wszystko załatwię. Będzie dobrze.-uśmiechnął się pocieszająco.
  -Kuba, jesteś wspaniałym kumplem!
  -Oj tam.-mruknął.-Marco...
  -Tak?
  -Chciałbym Cię jeszcze raz przeprosić, za tą ,,chorą psychicznie narkomankę''.
  -Daj spokój.-rzekł spokojnie.-W pewnym sensie masz racje...-wyznał.-Ale ja ją...
  -Wiem.-przerwał mu.-Jedź do niej!
  Marco zrobił tak jak powiedział jego przyjaciel , Kuba. Wsiadł do samochodu i pomknął ulicami Dortmundu prosto pod swoje mieszkanie.
  Przed drzwiami do mieszkania poczuł ,że faktycznie dzieje się coś złego. Wszedł ,więc szybko do  środka, trzepiąc za sobą drzwiami.
 
   Zobaczył otwarte drzwi od łazienki oraz zapalone światło. Wiedział dobrze,że Melanie prawdopodobnie wyszła na spotkanie z przyjaciółmi, albo siedzi w pokoju i rozmawia z nimi przez Skype.
  -Diana....-zawołał niepewnie.-Dianka!
  -Tu jestem...-usłyszał cichy zachrypnięty głos.
  -Co się stało?- zbliżył się do łazienki i ujrzał ledwo stojącą dziewczynę. Dostrzegł zakrwawiony bandaż na nadgarstku.-Diana...coś ty...
  -Chciałam się zabić.-wymamrotała.
  -Zwariowałaś?!-wrzasnął zdenerwowany, lecz po chwili się uspokoił. Dotarło do niego ,że co by nie robił ona i tak wszystko zniszczy. Opuścił łazienkę i poszedł do kuchni.
  -Marco! Dlaczego sobie poszedłeś?!-krzyczała.
  -Bo jestem głodny!- od krzyczał.
  -Chodź tu! Ja krwawię!
  -Sama tego chciałaś...-krzyczał obojętnie.
 -Jesteś chujem!- wyzwała go na co ten na chwilę zamilkł. Przyszedł do niej po kilku minutach i chwycił ją mocno za ramię i oparł o ścianę.
  -Jesteś chora rozumiesz?!
  -Wiem.-uśmiechnęła się do niego.
  -Dlaczego mi to robisz?!
  -Bo jesteś... Tylko Ciebie mam.
  -Aha, czyli możesz niszczyć mi życie?!
  -Ja nie chcę...
  -Diana! Wynoś się z mojego  życia!
  -Marco...-zaczęła płakać.-Nie rób mi tego...
 -Mam ochotę Ci udusić!-krzyknął.
 -Uderz mnie!
 -Nie..-wyciągnął do niej ręce i mocną przytulił do siebie.-Po prostu bądź ze mną i nigdy nie odchodź.
 -Przed chwilą kazałeś mi się wynosić...
 -Chyba bym oszalał jak byś odeszła.



***
  No i następny . Taki dziwny. Ogólnie dziwne to opowiadanie.
 Dzięki za wszytko ;)
Pozdrawiam! 

ps. mam nadzieję,że nie zawiodłam. 

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 8.

   Kolejna koszmarna noc. Diana miała bardzo kiepski sen, więc musiała zażyć tabletki nasenne. Marco nie mógł spać. Przez kilka godzin leżał w swojej sypialni w samotności. Często zdarzało mu się marzyć. Chociaż mógł mieć wszystko, marzył o spokojnym życiu i miłości. Chciał również,aby dziewczyna która tak bardzo namieszała w jego życiu była szczęśliwa. Oczywiście mowa o Dianie, której blondyn zaczął poświęcać więcej swojej uwagi i czasu.
  W pewnym momencie Reus usłyszał  głośnie krzyki dochodzące z sąsiedniego pokoju. Przerażony wyskoczył z łóżka . Wybiegł jak poparzony i szybkim ruchem ręki otworzył drzwi do pokoju Diany. Z tej ów sypialni dochodziły krzyki. Zobaczył dziewczynę rzucającą się po całym łożu. Mamrotała coś pod nosem i płakała przez sen. Widok był bardzo wstrząsający .
   -Diana! Diana!-podbiegł do niej i zaczął łapać ją za dłonie.-Diana...
W tym momencie zaczęła się uspokajać i otwierać oczy. Oczy...miała duże, zapłakane, przepełnione bólem i żalem.
   -Diana, co się stało?-usiadł obok niej, cały czas trzymając jej dłoń.-Koszmar?
   -Tak..-jąkała się.-Marco Ty żyjesz!-zawołała po chwili.
   -Dianka, kochana...-przytulił ją.-Nie martw się, jestem przy Tobie...
   -Jesteś...czuję Twoje ciepło. Dziękuje.
Blondyn siedział przy niej dopóki nie zasnęła. Później poszedł do swojego łóżka i udał się do krainy Morfeusza.



***


    Dzisiejszego dnia Marco postanowił odwiedzić swojego przyjaciela,który pomagał mu za każdym razem,kiedy tego potrzebował. Nie był skłonny by zabrać Dianę,więc zostawił ją ze swoją siostrą w mieszkaniu. Nakazał Melanie, aby nie pozwalała jej opuszczać domu.  Ufał Dianie...kolejny raz jej zaufał.
    -Później pójdziemy nad jezioro.-powiedział przed wyjściem. -No, więc do zobaczenia.
    -Papa. Marco...-odezwała się Diana.-Będę...siedziała w domu. Możesz mi zaufać.
On w odpowiedzi uśmiechnął się lekko i odszedł. Wsiadł do swojego ulubionego auta i pojechał do domu Błaszczykowskiego. Otworzyła mu dotychczas niedostrzegana Agata z jak zwykle promiennym uśmiechem.
    -Witaj.
    -Cześć Agatka, jest Kubuś?

    -Oczywiście, naprawia rower w garażu.
    -To pójdę tędy.-wskazał chodniczek przy domu.

    -Jak chcesz.-wzruszyła ramionami i wróciła do domu.
Kuba zajęty majstrowaniem w ogóle nie zauważył obecności Reusa w garażu. Wciąż zajęty rozkręcaniem śrubek podśpiewywał sobie pod nosem polskie hity.

    -Hallo! Ja tu jestem !- zawołał uśmiechnięty blondyn. 
    -Ooo rany Marco nie strasz mnie tak!-zaśmiał się Błaszczykowski.
    -Kubuś...rzucaj te śrubokręty, klucze i nakrętki! Jesteś mi bardzo potrzebny.-uśmiechnął się cwaniacko.
    -Nie idę z Tobą na dyskotekę, ani do pubu, ani się napić w domu.-wymieniał nie patrząc na bezradną minę Reusa.
    - Kuba! Nie denerwuj mnie!-krzyknął.-Człowieku, ja chcę wybrać jakieś wakacje! Dla Diany, mnie,Ciebie i rzecz jasna Twojej ukochanej i pięknej Agatki.
    -Trzeba było tak od razu...-uśmiechnął się szeroko.-Preferuje Kretę.
    -Chciałem coś bardziej...hmm...spokojnego. 

    -Góry ? Nie...
    -Może... Paryż?
    -Nie. Lepiej Hiszpania.
    -Kreta! 

    -Mówiłem...-westchnął.-To będą wspaniałe wakacje!
    -Wiem, ale musisz czekać do końca sezonu.-mruknął.-Ja mam i tak karę..
    -Tylko tydzień.-uśmiechnął się pocieszająco.-Robisz to dla Diany?
    -Tak.-rzekł.-Chyba coś do niej czuje...
    -Wiedziałem.-zaśmiał się.-Pasujecie do siebie...tylko szkoda,że ona jest chorą psychicznie narkomanką...
    -Kuba!-wrzasnął niespodziewanie Reus.-Nie mów tak o niej! Wyjdzie z tego...i wcale nie jest chora!
    -Ale Marco...
    -Żadne 'ale'! Jeszcze raz tak ją nazwiesz,a obiecuje,że obiję Ci ryjek!-zagroził.

    -Zakochany...-westchnął kapitan reprezentacji Polski.-Przepraszam...



***


    Diana grzecznie przesiedziała cały czas nieobecności Marco w domu wraz z Melanie. Rozmawiały o swojej przeszłości.Mel okazała się być bardzo mądrą i rezolutną dziewczynką.
    Dwudziestolatka w pewnym momencie poczuła głód... Głód narkotykowy. Opuściła salon w którym spędziła przed południe i udała się do swojego pokoju. Wzięła torbę w której przetrzymywała kokainę. Usypała kreskę na biurku i wciągnęła ją i opadła na łóżko. Leżała tak pół godziny i dopiero po tym czasie narkotyk zaczął działać. Poczuła się lepiej...tak lekko i błogo.
    Znowu go oszukała...jego i siebie.
    -Jestem jebaną psychopatką.-wysyczała.-Nienawidzę siebie...chcę umrzeć...





_****_


Diana mnie wkurza! Ale przecież taka miała być .
Mam nadzieję,że rozdział się podoba.
Czekam na komentarze i dziękuje za poprzednie! ;*

''Wstań, wznieś pięść do góry i krzycz. Zawalcz o siebie''
Czuje się lepiej, dziękuje.

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 7.

   Siedziała w sypialni Reus'a płacząc. Wiedziała,że zawiodła człowieka na który wzbudził w niej zaufanie i dziwne przywiązanie. Pierwszy raz poczuła coś takiego względem drugiego człowieka. Poczuła,że może żyć z nim w zgodzie, że to on mógłby jej pomóc. Niestety...kolejny raz perfidnie rzuciła sobie kłodę pod nogi.
   Ciągle płakała i oczekiwała jedynie momentu, w którym Marco wyrzuci ją z mieszkania. Siedziała przykryta kołdrą, trzęsła się z zimna,choć w mieszkaniu było ciepło. Jej organizm zaczął wariować.
W pewnej chwili usłyszała dźwięk otwierających się drzwi.-Zaraz mnie wyrzuci.-pomyślała.
   -Diana...-usłyszała szept.-Diana, to nie miało się tak skończyć...-popatrzyła na niego pytająco. Jej oczy mówiły o wyraźnym przerażeniu,obecnością blondyna w pokoju. Zaczęła się go bać, tak jak innych ludzi.
   -Przepraszam Cię.-zaczął się zbliżać ku niej,a ona zaczęła coraz bardziej opierać się o ścianę. Była wystraszona.-Nie bój się...to było w nerwach. Wybacz mi.
Nie odezwała się,lecz delikatnie odchyliła się od ściany. Spojrzała mu prosto w oczy. Ujrzała skruchę, a jej serce zmiękło.Narkomani mają miękkie serduszka,ale niektóre są bardzo obojętne.
  -Nie płacz.-szepnął, ocierając łzy z jej policzków.-Będzie dobrze.
  -Będzie dobrze?!-parsknęła.-Człowieku, ja już jestem trupem...
  -Nie mów tak!-przytulił ją,a ona jedynie zadrżała.-Czas zawalczyć o siebie.
  -Nie mam siły by walczyć. Zaczekam na śmierć.
  -O nie!-uniósł głos.-Będziesz żyć dla mnie i dla siebie. Będziesz spełniać marzenia! Właśnie...opowiedz mi coś o sobie..
  -Ale co?-spytała nadal wtulona w Marco.
  -Co lubisz, czego nie lubisz...
  -Lubię tańczyć. Chodziłam kiedyś na zajęcia z baletu.-uśmiechnęła się drwiąco.-Miałam całe stopy rozwalone,ale to był nałóg. Lubiłam patrzeć na krew. Szczególnie swoją. Aha, nie lubię horror'ów i świąt.
   -Dlaczego ?
   -Zawsze spędzam je sama. Są nudne. Zastanawiające jest to,że rodziny tylko  w świąteczne dni okazują sobie tak zwaną miłość...
   -W sumie masz rację.-mruknął.-Taniec to ciekawe hobby, prawda?
   -Balet ? Tak. Ale musisz bardzo dużo ćwiczyć,aby być dobry...to jest takie męczące.I bolesne. Zakrwawione stopy naprawdę sprawiają ból.
  -Jesteś dzisiaj jakaś bardzo rozmowna.-uśmiechnął się.
  -Jak chcesz mogę się przymknąć.-mruknęła.
  -Nie! Mów!
Oboje rozmawiali razem przed następną godzinę. Poznawali lepiej swoje sylwetki. Byli dość różni,ale jakby pasujący do siebie.
Pod koniec rozmowy Marco zaproponował spacer. Chciał spędzić z nią trochę czasu poza domem,co miało sprawić,że ponownie sobie zaufają.
     Kroczyli przez hall apartamentowca. Diana doszła do siebie,lecz nadal miała ledwo znaczne wory pod oczami. Nie zdołała ich całkowicie zatuszować. Mimo wszystko wyglądała dobrze. Dobrze jak na nałogową narkomankę.
Mijali właśnie sąsiadki, które bacznie przyglądały się Dianie. Patrzyły na nią spod byka,co bardzo przeszkadzało dziewczynie. Pierwszy raz czuła się skrępowana. Wcześniej była na wszystko obojętna.
    -Dobrze,że pana widzimy panie Marco.-powiedziała jedna z mieszkanek ów apartamentowca.
    -O co chodzi?-zapytał starsze kobiety.
    -Nie życzymy aby sprowadzał pan do naszego bloku, tej oto -wskazała na Dianę-narkomanki!
    -Właśnie.-wtórowały jej pozostałe kobiety.
    -Widziałyśmy jak zabierają ją spod kamienicy! Jak panu nie wstyd zadawać się z tym stworzeniem?!
    -Trochę kultury !-warknął Marco.-Tak się składa,że mogę przyprowadzać kogo tylko chcę, a Wam drogie panie nic do tego! Jeżeli coś nie pasuje to proszę bardzo, są inne miejsca w których można mieszkać.
   -Dla pań preferuje dom starców.-odezwała się nagle panna Dark.-A mnie proszę nie oceniać i na początku spojrzeć na siebie. Sukienki w pasy pogrubiają.-syknęła na koniec i pociągnęła za sobą Reusa. Mimo tego w  jaki sposób się odzywała, była bardzo zasmucona faktem nie akceptacji wśród sąsiadów Marco.
   Drogę do parku spędzali w ciszy. Marco było wstyd za takie bezczelne sąsiedztwo. Dziewczyna zaś czuła się upokorzona. Było jej po prostu wstyd tego kim jest.
   -Marco...-odezwała się cichutko.
   -Tak?
   -Wiem,że cały czas masz przeze mnie kłopoty i za pewne chcesz się mnie pozbyć...mimo to ja Ci dziękuje i przepraszam. Jak chcesz to mogę odejść...
   -Diano, tak mam Cię czasami dosyć na prawdę... nawet mam ochotę  wynieść Cię, jak śpisz i wywieść gdzieś sześć miast dalej,ale po co ? Bez Ciebie ja przestanę istnieć. Ty...i Melanie to cały mój świat. To dziwne.-mówił przejęty.-Proszę daj sobie pomóc.
   -Nie potrafię, ale chcę! Chcę jak cholera...ale widzisz co z tego wynika.-zaczęła płakać.
   -Nie płacz.-objął ją ramieniem.-Wyjedziemy gdzieś na wakacje...gdzieś daleko...

                                                                  ***
           hej. mam doła (jak zawsze) nie będę się rozpisywać...po prostu proszę o komentarze i dziękuje za poprzednie. Aha, na następne blogi postaram się coś napisać...niestety nie mam weny i może to trochę zająć,ale w tym tygodniu spodziewajcie się czegoś nowego .

Patrycja (Pyska) dziękuje za wszystko! Dziękuje ;* Dzięki Tobie to powstało...DZIĘKUJE ZA WSZYSTKO! Za to ,że jesteś również.