sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 21.

             Zwykłą codzienność rozmyły dwa dni świąt,które Diana spędziła w miłym towarzystwie, cierpliwie znosząc dziecinne zachowanie ukochanego z racji, że były to jego ulubione święta.Chwilami miała już dosyć jedzenia jego przepysznych serniczków,albo tarzania się w śniegu. Musiała się jednak przyzwyczaić. Według Marco, tak właśnie działała miłość. Znoszenie wad swojej drugiej połowy to podstawa w tym wspaniałym uczuciu.
             Po świętach nadszedł czas na długo wyczekiwany dzień jakim był Sylwester.Diana niecierpliwiła się kiedy to będzie mogła pożegnać aktualny rok, który nie był dla niej zbyt łaskawy, a powitać nowe, ma nadzieję dużo lepsze i szczęśliwsze dla niej i jej bliskich 12 miesięcy.
Marco zaproponował ukochanej, że to w ich domu odbędzie się przyjęcie z tej właśnie oto okazji. Wspólnie zdecydowali jednak, że będzie to mała, kameralna impreza tylko z najbliższymi przyjaciółmi.
Żeby jednak było co pamiętać, blondyn starał się zapewnić jak najwięcej atrakcji.
            Z samego rana udał się do sklepu po alkohol. Chciał urozmaicić menu, więc kupił dużo zróżnicowanych trunków, różnego pochodzenia.
Diana w tym czasie piekła ciasteczka oraz swoje ukochane ciasto marchewkowe za którym Marco raczej nie przepada. W czasie gdy jej wypieki były w piekarniku, sama wzięła się za sprzątanie i zmianę ozdób na bardziej Noworoczne.
Kiedy czarnowłosa krzątała się spokojnie po mieszkaniu, co chwilę coś przestawiając, usłyszała dźwięk telefonu,który informował o próbie połączenia. Spojrzała na ekran,gdzie wyświetlił się spory napis ,,Marco ; ** '' W mgnieniu oka odebrała.
      - Halo?
      - Hej kochanie. Mogłabyś zejść na dół? Mam dużo zakupów i....
      - Potrzebujesz pomocy?-zachichotała.
      - Dokładnie.-mruknął.
      - Już idę!
      - Tylko pamiętaj zamknąć mieszkanie....ten cieć od szczotek, wchodzi do mieszkań.
      - Dobra, nie dramatyzuj.-westchnęła,rozbawiona po czym się rozłączyła.
Chwilę później była już na dole pomagając ukochanemu. Gdy obładowani przeróżnymi produktami weszli do mieszkania, do nozdrzy piłkarza napłynął drażniący go zapach. Zatrzymał się w przedpokoju i wymownie spoglądając na ciemnowłosą odparł:
       - Serio? Ciasto marchewkowe?
       - No co, chyba też mam prawo ? - Dziewczyna przewróciła oczami kierując się do kuchni, gdzie odłożyła ciążące jej rzeczy.
       - Dobrze, kochanie, przepraszam. Możesz gotować, piec lub smażyć co tylko chcesz. -powiedział skruszony, lecz także rozbawiony zachowaniem Diany.
       - No właśnie, egoisto!-zaśmiała się.-Mój egoisto...-wyszeptała.
Zaczęli zbliżać się do siebie. Marco przyparł dziewczynę do szafki kuchennej,a jego dłonie zatrzymały się na jej biodrach. Gdy gotów był wpić się w jej usta, usłyszeli dzwonek telefonu. Marco odskoczył od ukochanej i lekko zdenerwowany podreptał do salonu po telefon. Od razu nacisnął opcję ,,Odbierz'', tak naprawdę nie zdążając przeczytać kto dzwoni.
       - Halo?
       - Cześć mój kochany Marcusiu!-usłyszał głos swojej chrzestnej.
       - O witaj ciociu...
       - Chciałam tylko zaprosić was na obiad. W niedziele.
       - Dobrze ciociu, postaramy się przybyć.
       - Mam taką nadzieję.
      - Dziękujemy za zaproszenie,ale teraz muszę kończyć,bo mam zielone światło!- Skłamał.
Ciotka uwierzyła w marne kłamstwo Marco i odpuściła dalszą dyskusję.Teraz on  i Diana mogli kontynuować  przerwaną przez ciocię Helcię czynność.
Blondyn oparł Dianę o ścianę i oboje zatracili się w namiętnym pocałunku.Nie odrywając się od siebie, skierowali się do sypialni, jednak po drodze potknęli się o kanapę upadając na nią. Wtedy właśnie Diana zza głowy Marco ujrzała zegarek, oderwała się od niego jak oparzona i zaczęła panikować.  
      - Już po 18, zaraz zaczną przychodzić goście! - Złapała się za głowę, biegnąc do kuchni by dokończyć przygotowanie potraw i przekąsek.    
      - Spokojnie kobieto! Mamy jeszcze godzinę! Uwiniemy się...- Zaczął poruszać znacząco brwiami.
      - Marco, uspokój się.- Zachichotała, lekko się rumieniąc.   
      - Kocham jak się rumienisz. - Złapał ją za rękę przyciągając do siebie. - Kocham ciebie. - Wyszeptał.
      - Ja ciebie też. - Odparła zarzucając mu ręce na szyje i uśmiechając się. Poczuła jak blondyn delikatnie dotyka jej ust by następnie obdarzyć ją długim gorącym pocałunkiem. Czarnowłosa chętnie oddawała pocałunki, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej namiętne. Reus widząc w tym zgodę zaczął prowadzić ją w stronę kanapy na której to leżeli kilka minut temu. Marco chwycił skaj jej sylwestrowej sukienki po czym zdjął ją swojej ukochanej przez głowę.Zaczął rozpinać jej stanik, w czasie kiedy ona odwrócona była do niego twarzą. Uśmiechała się do niego zalotnie, więc chwilę później trwali w namiętnym i pełnym miłości pocałunku. Ręce blondyna krążyły po jej ciele, czule je pieszcząc. Diana chwilkę później nie pozostała dłużna swojemu chłopakowi i zdjęła z niego koszulę. Reus składa pocałunki na jej całym ciele,a ona jęczy z przyjemności jaką obdarowuje ją ukochany. Oboje łapią głośno oddechy,a ich pieszczoty przepełnione są rozgorączkowaną namiętnością. W pewnym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi i zamarli w dziwnej pozycji. 
      - Cholera jasna! - Krzyknął zirytowany piłkarz.
      - Wszystko przez Ciebie, zachciało Ci się nie wiadomo czego...- Zaczęła obwiniać ukochanego - Otwórz - Odparła wstając. Wzięła swoją sukienkę i zamknęła się w łazience, by doprowadzić się do porządku. Reus w tym czasie, szybko się ubrał i poprawiając dłonią fryzurę zrobił tak jak powiedziała Diana.    
      - Hej...- Rzekł niepewnie witając w progu swojego mieszkania Łukasza z Ewą.
      - No cześć gołąbeczku! - Zawołała Ewka, szczerząc się jak głupi do sera. - Wiem, nie tłumacz się...młody jesteś! - Chichotała razem z Piszczkiem.
      - Co? - Blondyn nie rozumiał.
      - Stoimy pod waszymi drzwiami dobre 10 minut. - Łukasz nie krył swojego rozbawienia. - Następnym razem proponuje iść do sypialni a nie w salonie...
      - Wszystko słychać...
      - Zabije was! - Wrzasnął rozbawiony Marco. - Nie wierzę...mama was nie nauczyła ,że nie wolno podsłuchiwać?
      - Przestań. - Nruknął Piszczu. - Oooo Diana, witaj kochanie! - Małżeństwo Piszczków wtargnęło do środka mieszkania .Piszczkowie pomogli Marco i Dianie w ulokowaniu w salonie wszystkich przygotowanych przekąsek i alkoholu, a po kilku minutach dołączyła do nich reszta zaproszonych gości i przyjęcie mogło się zacząć.Wszyscy, świetnie się bawili już od pierwszych minut  tej małej, lecz nie gorszej od innych imprezie.
             Impreza trwała w najlepsze i na pewno nikt nie chciał jej przerywać. Niestety, trzeba było przystopować,bo właśnie na zegarach wybijała godzina 23.57. Kameralny DJ, czyli Kubuś, wyłączył muzykę i w mieszkaniu słychać było jedynie ciche ploteczki kobiet i śmiechy mężczyzn.Marco ukradkiem pobiegł po szampany,które stały na blacie w kuchni. Specjalnie kupił ich więcej,ponieważ wiedział,że szampan plus wódka i whiskey, równa się - szybki zgon. Nie długo po jego powrocie do salonu rozpoczęło się odliczanie.
     Niedługo po jego powrocie do salonu rozpoczęło się odliczanie.
     - Dziesięć,dziewięć,osiem,siedem,sześć,pięć,cztery, trzy , dwa, jeden....NOWY ROK! - Po całym mieszkaniu rozległ się wrzask i pisk dziewczyn,które bardzo cieszyły się z nadejścia nowego roku.    
     - Ej, a fajerwerki? - Zapytał lekko pijany Piszczek.
     - O cholera ! Zapomniałem.... - Wyznał Marco. - Idźcie szybko na parking! Ja idę po fajerwerki!
     - Masz?
     - Jasne! - Rzekł i pobiegł do jakiegoś pomieszczenia w mieszkaniu.
     - Weź zimne ognie! - Krzyknęła Diana, wychodząc z całą brygadą z mieszkania. W dłoniach trzymali lampki z szampanem.
Chwilę później wszyscy byli na parkingu,Marco również do nich dołączył z całym zapasem fajerwerków. Dla Diany i dziewczyn miał te zimne ognie,o które wcześniej upominała się  jego ukochana.
     - Odpalamy?
     - Daj to małolacie, bo Ci ręce urwie przy samym tyłku! - Kuba wyrwał race z rąk młodszego przyjaciela,Reus'a. Blondyn postanowił się nie awanturować przed swoim blokiem i to w sylwestra, dlatego przystanął obok swojej ukochanej i razem podziwiali pojedynczo, wystrzelane w niebo fajerwerki.
Każdy z obecnych na parkingu posiadał kilka sztuk sztucznych ogni,dzięki czemu wszystko wyglądało bajecznie.
     - Kocham Cię.-wyszeptał Marco, obejmując Dianę.
     - Ja kocham, gdy mi to mówisz...

     - Ej, a mnie nie kochasz? - Skrzywił się.
     - eeeee...-
     - Osz Ty! - Zaśmiał się szaleńczo, a Diana, chwilkę później leżała na śniegu. Nie została Reusowi dłużna. Skutecznie pociągnęła Marco za nogę,a ten przewrócił się i upadł tuż obok niej. Po prostu zaczęli tarzać się w śniegu jak małe dzieci. Przestali to robić dopiero wtedy,gdy Marco oberwał śnieżką od Marcela,który z wielkim zacieszem na twarzy lepił następną śnieżkę. Tak właśnie zaczęła się bitwa na śnieżki,która trwała grubo ponad pół godziny. Po tym czasie, całkiem mokre towarzystwo wróciło do mieszkania. Oczywiście, Diana i Marco załatwili im ubrania zastępcze i dopiero wtedy impreza rozkręciła się na maksa! Alkohol lał się strumieniami,aż w końcu Mats odpadł. Zaległ na kanapie, wyglądem przypominając nieboszczyka.Za Matsem po kolei odlatywali, Marcel,Mario, Ewa,Agata oraz Jenny. Najsilniejszymi okazali się być Kuba, Łukasz , Cathy oraz rzecz jasna Diana z Marco,którzy specjalnie opuszczali kolejki. Około czwartej nad ranem, Blondyn i Czarnowłosa udali się do sypialni,aby dokończyć to co rozpoczęli tuż przed przyjęciem.


------------------------------------
Powracam. Witajcie...
Rozdział napisany przez : Nika Majewska i Izaa Tarnoś.
Pamiętaj- czytasz - komentujesz! :)


Okej, przepraszam za to,że znikłam po prostu...ale nie mogłam pisać,czytać i komentować...wszystko przez to,że kilka dni temu popełniłam największy błąd w życiu i ...próbowałam się pozbierać.
Chciałam przeprosić i przepraszam.


Przy okazji powiem,że dodałam rozdział na blog o Izie i Patrycji.
czas-na--zmiany-e.blogspot.com

A na blogu o Victorii, rozdział  pojawi się po 1 września.

Pozdrawiam, Tarnoś.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 20.


                                                              *

     Za dużo czasu już minęło od jej pierwszego strzału.  Patrząc na statystyki w jej głowie, sporządzone podczas obserwacji  znajomych ćpunów, można byłoby stwierdzić,że Diana już dawno powinna nie żyć. Jednak żyje i ma się dobrze. Teraz wszystko jest na właściwych torach,a ona sama żywi nadzieję,że więcej razy się nie wykolei. Jest zbyt silna. To jej chart ducha sprawił,że nie popełniła największej zbrodni . Zbrodni na samej sobie.
Przez tak długi okres czasu zrozumiała,że ona sama do nieba ma całkiem niedaleko.To tylko jeden strzał. Dianie tak niewiele potrzeba,aby go wykonać. Ale jednak czas na przełom. Ta młodociana narkomanka rodzi się na nowo. Czas dać sobie szansę.

                                                           
                                                               *


    Marco tętni życiem. Wydaje się być najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Codziennie ma wspaniały humor i nie tylko dlatego,że nadchodzą jego ulubione święta,lecz dlaczego,że w końcu mu się udało i jest z Dianą. Tak naprawdę dopiero teraz poczuł co to znaczy mieć szczęście. Dla niego szczęście to nie pieniądze, sława, drogie hotele czy samochody. Dla niego szczęście to Diana.
    Jutro wigilia. W mieszkaniu Diany oraz Marco trwają przygotowywania do kolacji. To dla nich obojgu wielka frajda. Szczególnie dla Diany,która cała ubrudziła się bitą śmietaną.
    -Jesteś niemożliwa!-Marco dusił się ze śmiechu.
    -Ty też.-parsknęła.-Tylko jakieś głupie serniki byś piekł! Trzeba robić różne ciasta.
    -Na pewno nie zrobimy ciasta marchewkowego! Wybij to sobie z głowy.-zaśmiał się.
    -No ale dlaczego?-zrobiła minę szczeniaczka.
    -Nie wypada, kochanie.-puścił jej oczko.-Robimy serniczki moje ulubione!
    -Marco, ogarnij się!-zachichotała.-A poza tym, kto będzie na Wigilii?
    -Potwierdzenia mamy u Mario z osobą towarzyszącą.-mówił niczym kelner.-Błaszczykowskich,którzy jednak zdecydowali się nas odwiedzić oraz Piszczkowie,którzy tak jak poprzednia para zrezygnowali z wyjazdu do Polski.
     -Hahaha ,przestań tak mówić.-pękała ze śmiechu.-Bądź normalnym Marcusiem.-uśmiechnęła się zalotnie.
     -Więc wpadnie jeszcze kilku znajomych...?-zaśmiał się unosząc znacząco brew.
     -Głupek jesteś.-mruknęła i delikatnie pocałowała go w usta.-Musimy kupić prezenty,więc mów mi tu zaraz kto przyjdzie.-cmoknęła go jeszcze raz.
     -Błaszczykowscy, Piszczki,Mario i jego Juliet, moja chrzestna ciocia Helga, kuzyn Emanuel z żoną Ritą i ich córeczka Leyla. To wszyscy kochanie.
     -Nie bolało, widzisz?-pogłaskała Reus'a po jego perfekcyjnie ułożonych włosach.-Powiemy im,że jesteśmy razem ?
     -Tak.-uśmiechnął się i objął jej twarz dłońmi.-Kocham Cię.
     -Ja Ciebie również, a tymczasem,zabierajmy się do pracy!-pokazała dłonią na stół, na którym walały się składniki do ciast i innych potraw.




~24 Grudzień.Wigilia.



    Diana i Marco zdążyli zakupić już prezenty dla gości. W tajemnicy przed sobą kupili upominki dla siebie wzajemnie. Rzecz jasna,Marco,jako ten zakochany wariat kupił swojej ukochanej, coś naprawdę wspaniałego i kosztownego, czyli samochód. Diana,zaś postawiła na coś tańszego,ale również wspaniałego,czyli  ogromny obraz, a dokładniej kolaż z ich zdjęciami z wakacji na Krecie. Marco, jak i Diana nie mogli się doczekać rozpakowania podarunków.
     Właśnie dochodziła dziewiętnasta. Na stole wszystko było gotowe. Ciepłe dania,kończyły się piec,gotować lub smażyć. Marco biegał po domu jak opętany, ciągle coś poprawiając i przestawiając. Strasznie denerwowało to spokojną na ogół Dianę.
      -Usiądź!-krzyknęła w końcu.-Za pół godziny zaczną przychodzić goście. Umiesz spokojnie poczekać?
      -Nie.-zaśmiał się.-No dobra...poustawiam te prezenty pod choinką.-dał propozycję samemu sobie i zaraz zaczął ją wykonywać.
     -Wariat.-westchnęła.-Przeżywam pierwsze święta w takiej atmosferze.-wyznała.
     -A wcześniej? Rok temu jak spędzałaś?
     -Nie pamiętam. Chyba na dworcu.
     -Diana,aż mi się na sercu ciężko robi, kiedy słucham....o tym.
     -Spokojnie, teraz jestem bezpieczna z Tobą.-wtuliła się w niego.
    -Wiem.-uśmiechnął się lekko.-Patrz, chyba Mario przyjechał!-podbiegł do okna.
    -Faktycznie.-potwierdziła,a w jej głowie zaczęło krążyć miliomy myśli...Właśnie wtedy, mimowolnie zaczęło przypominać jej się zdarzenie z dyskoteki. A wracając do ów wydarzenia, za równy miesiąc ma odbyć się rozprawa w sądzie,która umocni wyrok na Klausie,tym bezwzględnym gwałcicielu. Diana, nie umiała z tym żyć, ale w końcu zaczęła zapominać i rodzić się na  nowo.
     -Witaj Mario! Witaj Juliet!-zawołał Marco, od razu po otwarciu drzwi.
     -Wesołych Świąt!-wtórowała mu Diana.
     -Witajcie!-odpowiedzieli wspólnie.
     -Wejdźcie, proszę.-Marco zaprosił pierwszych gości do środka.-Prezenty połóżcie pod choinką.-zachichotał.- sam poszedł zanieść płaszcze do garderoby.
     -Jak tam samopoczucie?-zapytała Diana.
     -Świetnie! To chyba będą najlepsze święta w moim życiu.-`stwierdził wesoło Mario.-Chociaż tak naprawdę nigdy nie zapomnę świąt u ciotki  Marthy....-jego opowieść życia przerwał dzwonek do drzwi.
     -Wybaczcie, pójdę otworzyć.-rzekła,uśmiechając się lekko. Stanęła przy drzwiach, czekając aż Marco stanie obok niej i sam, jako właściciel domu, je otworzy.
     -Otwieraj,kocie.-zaśmiała się cicho. W drzwiach stał Kuba, który trzymał za rękę swoją ukochaną narzeczoną Agatę.
     -Dobry wieczór moje mordki!-przywitał ich, jakże przyjaźnie Marco.
     -Cześć blondasku.-uśmiechnęła się słodko, narzeczona kapitana Reprezentacji Polski.-Witaj, moja kochana, Dianko.
     -Kubuś, co się tak szczerzysz?-spytał przyjaciela Reus.
     -Piszczki moje kochane idą!-prawie krzyknął.
Czarnowłosa oraz blondyn, powitali Piszczków oraz resztę świeżo przybyłych. Okazało się,że wszyscy dotrzymali obietnicy i zjawili się w mieszkaniu Reus'a.
Wszyscy zasiedli przy sole, aby chwilkę pokonwersować,lecz niedługo później zaczęli dzielić się opłatkiem.
      -....I żebyś zapomniała drogi do tamtego życia.-szepnął Kuba, składając życzenia Dianie.
Do czasu rozpakowywania prezentów, kolacja przebiegała w całkiem spokojnej i miłej atmosferze. Oczywiście Piszczu i Kuba musieli się pokłócić,ale jak to prawdziwi przyjaciele, nic ich nie poróżni.
      -No to teraz rozpakowujmy te prezenty!-niecierpliwił się chyba najbardziej dziecinny z obecnych w mieszkaniu-Mario!
      -Okej.-zgodził się gospodarz.-Ale żeby było jeszcze fajniej, mamy dla was super wiadomość!
      -Jaką?
      -My, to znaczy Diana i Ja....jesteśmy razem!-powiedział triumfalnym głosem, a na dowód ich miłości pocałowali się na środku pomieszczenia,w którym się znajdowali,czyli salonu.
Chyba najbardziej z tej informacji ucieszyli się Kuba i Agata,którzy biernie im kibicowali.
Następnie goście zaczęli rozpakowywać prezenty. Na prośbę Diany, ona i on mięli to zrobić na końcu.
       -Okej, widzę,że już macie swoje prezenty.-uśmiechnął się.-Teraz moja kochana Diana, dostanie prezent!-zaczął zawiązywać chustką jej oczy.-Ubierajcie się,ponieważ musimy zejść na parking.
       -Co?!-krzyknęła czarnowłosa.
       -Nie awanturuj się, kochanie.-szepnął do niej.
W mniej niż pięć minut, wszyscy byli już na parkingu. Zadowolony Reus prowadził Dianę na samym przodzie tej ,,pielgrzymki''
       -Tamtamratam...-wykrzykiwał blondyn.-Proszę bardzo! Oto prezent dla mojej ukochanej!-odwiązał chustę,a jej oczom ukazał się pięknie przyozdobiony samochód, a dokładniej Audi R8.
       -Marco?! Oszalałeś?!-zaczęła skakać z radości.-Dziękuje!Dziękuje!Dziękuje!
       -Kocham Cię.-wyszeptał.-Nie dziękuj, wystarczy,że będziesz przy mnie.
       -Na zawsze....-dokończyła.


--------------------------------------------------
Hej : )
Mam dla Was świetną wiadomość! Od niedawana to opowiadanie, będę pisała z Niką Majewską! :>
Na pewno kojarzycie ją z takich cudeniek jak Krok w stronę lepszego życia, czy Jedna chwila zmienia wszystko- opowiadanie,które teraz ja kontynuuje.
A wracając do  tamtego opowiadania...rozdział pojawi się pod koniec wakacji lub na początku września. Chodzi tutaj o to,że nie będę miała czasu pisać,a na dodatek nie mam pomysłu i jak tylko się za nie wezmę mam pustkę w głowie ;/
Dobrze,więc to tylko ogłoszeń parafialnych....
Czytasz-komentujesz, pamiętaj  :)
Dziękuje, pozdrawiam! ;**

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 19.

~Jakiś czas później.


     Powrót do Dortmundu był dla Diany małym światłem w tunelu. Zaczęła tęsknić za tymi znienawidzonymi uliczkami. Za tymi ludźmi,których mogłaby pozabijać bez mrugnięcia okiem. To było dziwne, ponieważ ona, kochała to czego szczerze nienawidziła.
    Narkotyki odstawiła. Była czysta,jeżeli chodzi o prochy. Wystarczyło jej,że ma przy sobie własną odmianę kokainy. Swojego wybawce. Nie byli razem,chociaż mieszkali w jednym mieszkaniu. Było zupełnie tak jak kiedyś. Czy właśnie tego potrzebowała czarnowłosa?..

~Grudzień 2013 r.

   Dzień jak co dzień, podczas tej pory roku. Zimno za oknem oraz szron na szybach, wprawiał w całkiem świąteczny nastrój. Wystrój mieszkania Reus'a również był Bożonarodzeniowy. Salon, czyli największe pomieszczenie w mieszkaniu, stał się bardzo przytulny. W rogu, tuż obok wielkiego telewizora, umieszczona została pokaźna choinka. Świąteczne drzewko ozdobione było złotymi oraz niebieskimi bombkami. Lampki oraz łańcuchy, również były w takich samych barwach. Na szczycie świerka założona była piękna,złota,betlejemska gwiazdka. Choinka prezentowała się cudownie. Meble  przystrojone były łańcuchami oraz subtelnymi figurkami świątecznymi.
    Marco,który bardzo uwielbiał święta, chciał,aby wszystko było na jak najwyższym poziomie. Z tego powodu, blondyn zrobił ogromne zakupy.
    -Chyba cały sklep wykupiłeś.-podśmiewała się jego współlokatorka.
    -Przesadzasz, Dianciu.-odpowiedział z wielkim uśmiechem na twarzy.-Te święta będą cudowne.-stwierdził z nutką dumy w głosie.
    -Mam nadzieję,że to będą pierwsze udane święta od dłuższego czasu.-powiedziała Diana, która najwyraźniej miała dobry humor.
     -Już ja o to zadbam!-uśmiechnął się.-Widzę,że masz dzisiaj dobry humor. Jak samopoczucie?
     -Dobrze. Jeżeli chodzi Ci o moją psychikę po tym wydarzeniu...to...przeszło. Mam wrażenie,że zaczynam wszystko od nowa.
    -Świetnie.-przyznał.-Na wigilię zaprosimy Błaszczykowskich i Piszczków.-powiedział.-Będzie Mario z Juliet.
    -A co z Twoją rodziną?-zapytała.
    -Chyba wszyscy jadą do rodziny na wschód. -powiedział.-O cholera! Zapomniałem,że Kuba jedzie do Polski...-mruknął.-A Piszczki chyba także...kurde!
    -A faktycznie,  Aga mówiła,że jak co roku będą w Truskolasach.
    -Trudno, w takim razie...spędzimy te święta w czwórkę.-rzekł pocieszająco.
    -I tak będzie fajnie, zobaczysz.-przytuliła się do niego.
    -Dziękuje Ci....-wyszeptał.
    -Za co?
    -Za wszystko.Po prostu, bądź.
    -Będę...dzięki Tobie, pamiętaj...jesteś moją kokainą.
    -Kochasz mnie?
    -Marco. Jak myślisz?-uśmiechnęła się zalotnie.
    -Po tym wszystkim...sam już nie wiem.-powiedział łamiącym się głosem.
    -Kocham Cię najmocniej. Najmocniej...-wyznała nie łapiąc oddechu.
    -To dlaczego nie chcesz ze mną być?-zapytał.
    -Boję się straty najważniejszej osoby w moim życiu!-krzyknęła pełna emocji.
    -Będę z Tobą!-westchnął znużony wiecznym powtarzaniem.- Nie zostawię Cię...
    -Marco, naprawdę?
    -Tak, kocham Cię najbardziej!-powiedział.-Kocham..
    -Pocałuj mnie.-szepnęła,przełamując swoje granice.
Oboje zatracili się w namiętnym pocałunku. Marco poczuł się jakby właśnie w jego ramionach uwięziony był Anioł,a nie Diana,którą bezgranicznie kochał.


------------------------------------------------
Krótkie. Ale myślę,że jest dobre.
A jak wy myślicie?
Czytasz-komentujesz! proszę <3
Pozdrawiam!

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 18.




       Diana spała. W końcu udało jej się zasnąć snem,który nie należał do snów spokojnych. Zmęczony Toni,czuwał przy niej do samego rana, w czasie kiedy Mario ściągał do Monachium swojego przyjaciela,Marco Reus'a. Ostatecznie umówili się,że Marco przyleci samolotem o 3.30 nad ranem.
       Mario wyjechał po niego na lotnisko,przewidując,że ów lot nie zajmie dużo czasu. Miał rację,ponieważ po niecałej godzinie samolot Reusa, wylądował na lotnisku w Monachium. Mario doskonale wiedział,że jego przyjaciel jest naprawdę wściekły na niego,na cały świat. Postanowił,że będzie cierpliwie czekać w samochodzie. Po niecałych pięciu minutach wyczekiwania usłyszał dźwięk otwieranych drzwi,a chwilę później ich trzask.
     -Witaj,Marco.
     -Witaj,Gotze.-uśmiechnął się, ,,przez łzy''.
     -Przepraszam?
     -Przestań to nie Twoja wina.-westchnął.-Jest w krytycznym stanie psychicznym? Płacze? Może jeść?
     -Reus,ona teraz śpi. Toni przy niej czuwa.
     -Och, czyli jest bezpieczna...-poczuł ulgę.-Koniec tych uprzejmości Gotze! -uniósł głos.
     -Co masz na myśli?
     -Wiesz kto...jej to zrobił?!
     -Myślę,że Tobie powie.-rzekł łagodnie,oczekując na reakcje przyjaciela.-Wiem,że to moja wina...przepraszam.
     -Mario! Do cholery, przestań się obwiniać. Jeżeli ktoś miałby się tu obwiniać to tylko i wyłącznie ja. To ja potraktowałem ją jak...przedmiot i to przeze mnie wróciła do ćpania. To przeze mnie wyjechała do Monachium i to ja nie odzywałem się do niej przez dwa miesiące! Więc przestań mi zawracać głowę i jedź szybciej do cholery,bo chcę ją zobaczyć!-wykrzyczał,a do jego oczu zaczęły napływać łzy. Wszystko było takie inne...i dziwne.
     -Reus, spokojnie...-szepnął pokrzepiająco.-Dorwiemy tego skurwysyna.
     -Rozpierdolę mu życie.-warknął piłkarz BVB.-Chyba nie był świadom,tego z kim zadarł.
     -Boże, Diana była przerażona. Płakała...i kazała dzwonić do swojego Marco.-uśmiechnął się nieznacznie.
     -Tak powiedziała? ,,Dzwoń do mojego Marco''?
     -Tak.
     -Jaki ja byłem głupi!-schował twarz w dłoniach.-Przecież ja...
     -Wiem, Marco. -uciął jego dukanie.-Rozumiem.
     -Nie rozumiesz.-prychnął.-Tak  bardzo bałem się,że kiedyś odejdzie,że...
     -Zerwałeś wszystkie kontakty. Nie chciałeś cierpieć,prawda?
     -Tymczasem cierpiała ona.-mruknął.-Egoistyczna świnia ze mnie. Przez to wszystko ktoś ją zgwałcił i leży obolała...
    -Pomożemy jej się ponieść,a tymczasem jesteśmy na miejscu.-oznajmił wyjmując kluczyki ze stacyjki.-Chodźmy, może się obudziła.
    -Jest piąta nad ranem.-powiedział.
    -Myślisz,że po czymś takim będzie tak długo spała?
    -Nie sądzę.
    -No właśnie.
Weszli do mieszkania w którym znajdowała się śpiąca Diana. Była otulona dwoma kocami,bo jak wyjaśnił Toni, cała trzęsła się z zimna. Wyglądała tak niewinnie...była taka blada... Światło lampki, oświetlało jedynie jej twarz. Jej wyraz przesiąknięty był bólem...malował jej się na twarzy.
     -Ile już śpi?-zapytał piłkarz żółto-czarnych.
     -Mario był tutaj gdy zasnęła. Nie budziła się od tamtej pory.-oznajmił Kroos.-Wiem kto ją zgwałcił.-rzucił cicho.
     -Kto do cholery?! Mów!
     -Mario, pamiętasz Klausa? Przystawiał się do niej, a na dodatek jak zaczęliśmy szukać Diany, on się z nas śmiał.
     -O kurwa!-zaklną.-Faktycznie, nawet przypominają mi się te słowa ,,Może ją widziałem,może nie'' i ten cyniczny śmiech!
     -Co to za Klaus?! Zamorduje kutasa!-wrzasnął Reus.
     -Kolega Bastiego.-wyjaśnił Toni.-On taki jest...
     -Tzn jaki?! Bezlitosny? Chory?
     -Marco, spokojnie Toni stara się pomóc...
     -Wiem,przepraszam.
     -Okej, rozumiem Cię,stary.Mi samemu jest niezmiernie przykro...
     -Ech...
 Mężczyźni jeszcze chwilkę porozmawiali. Ich konwersację przerwały krzyki zgwałconej przyjaciółki.
      -Mario!Mario! Zabierz go, weź go!-wrzeszczała,a oni zorientowali się,że musi śnić jej się coś złego.
Gotze wraz z Reusem błyskawicznie zjawili się przy łóżku na którym spała Diana. Zaczęła się budzić,jakby poczuła ich wzrok na sobie.
      -Dianka, kochana....Dianka...-Marco uklęknął przy niej i złapał ją za rękę.
      -Marco...jesteś tu.-wyszeptała.
      -Oczywiście. Jak tylko się dowiedziałem,że...-nie mógł, po prostu nie mógł się przemóc,aby to powiedzieć.A może nie chciał?-Musiałem przyjechać. Tęskniłem.
      -Ja także. Umierałam z tęsknoty,ale...znalazłeś sobie inną.-załkała.

      -Diana,jaki ja byłem głupi! Przepraszam, dałem dupy...wybaczysz mi?
      -Wybaczyłam Ci już dawno. Jak wyjeżdżałam z miasta.-powiedziała.-Jesteś dla mnie kimś więcej. Kimś dzięki komu żyje. Jesteś mi potrzebny... Zrozumiem,jeśli powiesz,że...nie chcesz mieć nic wspólnego z ćpunką i ...teraz dziwką.
       -Dziewczyno, przecież on Cię zgwałcił!-krzyknął po czym przytulił do siebie.-Już nie jesteś ćpunką...zrozum że jesteś dla mnie bardzo ważna. Bardzo ważna...-chwycił jej twarz w dłonie.-Najważniejsza.

---------------------------------------
nie mam weny, przepraszam.
*sorry za wulgaryzmy,ale musiałam :)
Pozdrawiam!

Acha, odwiedzajcie :
Don't look into the past .Never <3
i chciałam polecić Wam bloga , wspaniałej bloggerki :
Może to wszystko polega na tym by żyć dla kogoś?
POLECAM!!

piątek, 9 sierpnia 2013

Nowość.

Może będziecie mieli mi za złe,że zaczynam coś nowego a nie ogarniam dwóch już istniejących. TRUDNO:)
Od dawna chciałam coś takiego napisać....i oto jest :)
Zapraszam:
Don't look into the past. Never. <3
Pojawili się bohaterowie w zakładce ''Bohaterowie'' i Prolog. :)
Pozdrawiam! :)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 17.

~Tydzień później w Monachium.


     Już teraz miałby minąć pełny miesiąc oraz dodatkowy tydzień pobytu Diany w ośrodku pomocy niesionej narkomanom. Minąłby,gdyby dziewczyna w ogóle poddała się leczeniu. Razem z Mario wymyślili sobie,że sami podołają temu wyzwaniu. Diana, cały miesiąc przesiedziała w mieszkaniu Gotze. Wspólnie imprezowali i wiedli radosne życie. W sumie taka forma terapii działała. Dziewczyna jest czysta od tego miesiąca. Zapomniała o narkotykach,Marco,problemach i całym przeklętym miastem.
     Dzisiaj również  Diana miała w planach niezłą imprezę. Pomysł podsunął jej młody Niemiec, który pragną się wyszaleć. Wcześniej już umówił się z kolegami z Bayernu,którzy mięli przyjechać po niego i jego czarnowłosą kompankę.


~Dortmund.


   Reus od tygodnia próbuje skontaktować się z Dianą. Niestety, nie udaje mu się,a gdy dzwonił do Mario ten skutecznie go spławiał.
   Blondyn codziennie bije się z myślami. Obwinia się o cierpienie ważnej w jego życiu kobiety. Nie potrafi się nie niczym skupić.
    Jego roztargnienie oczywiście dostrzegła Nina, która niedawno wróciła z dużych zakupów.
    -Dlaczego jesteś taki nieobecny?-zapytała.
    -Myślę.
    -O kim?
    -Oj o nikim. Tak sobie...-westchnął.
    -Mnie nie oszukasz Reus!-podniosła głos.-Myślisz o tej pieprzonej narkomance?!
    -O co ci chodzi?-nie rozumiał wzburzenia dziewczyny.
    -Jak to o co ? Myślisz że nie wiem? Sprawdzałam Ci telefon. Próbowałeś się z nią połączyć 48 razy! Nie wiedziałeś,że w psychiatryku zabierają telefony?-zadrwiła.
    -Ona nie jest w szpitalu psychiatrycznym!-krzyknął.
    -A spierdalaj do tej dziwki!-warknęła.
    -Nina! To ty powinnaś się leczyć. Zobacz co ty wygadujesz...
    -Jak śmiesz, marny piłkarzyku ?!
    -Kobieto, weź się stąd wynoś.-po chwili nerwy mu puściły.-Nie dość,że wpieprzasz się w moje sprawy i rozwalasz więź z moją Dianą to jeszcze ... nie wiem czego oczekujesz!
    -U mnie nie ma seksu bez zobowiązań. Chciałeś się bzykać,teraz płacz.-zaśmiała się sarkastycznie.
    -Idź!-wypchnął ją za drzwi.-Spakuje Twoje rzeczy.-powiedział po czym popędził po jej walizkę,do której szybko powrzucał wszystkie szmatki blondynki. Do walizki włożył jeszcze kosmetyki i  wszystkie jej rzeczy prywatne.
      Po dziesięciu minutach walizka Niny stała już za drzwiami mieszkania Reus'a.



~21.00, Monachium
   Club Whisky Haze.

    

     Gracze Bayernu zabrali ze sobą również dobrego kolegę Bastiana,-Klausa. Klaus był  dobrze zbudowanym mężczyzną o krótko ściętych włosach. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnej jego cechy charakteru, choć po nim samym widać było,że może być groźny.
Po mężczyźnie od razu widać było,że Diana mu się niezmiernie podoba,lecz ona sama dawała mu ostro do zrozumienia,że nic z tego. Klaus przez cały czas pożerał ją wzrokiem.
      Impreza już na dobre się rozkręciła. Mario całkiem stracił Dianę z oczu. Chyba nawet zapomniał zacząć jej szukać. Po prostu zajął się sobą.
       Diana starała się bawić z nowo poznanymi dziewczynami. Jednak coś odciągnęło ją z parkietu przed club. Postanowiła zapalić papierosa i przejść się za budynek dyskoteki.  Zaczęła myśleć o Marco i o całym swoim życiu. Zrobiło jej się bardzo przykro...łzy napływały jej do oczu,kiedy przypominała sobie wszystkie chwile z nim spędzone. Zrobiło jej się brak tego mężczyzny,który ją zranił.
       W pewnym momencie poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach. Instynktownie się odwróciła i ujrzała roześmianą twarz Klausa. Miał szaleńczy wyraz twarzy. Diana się przeraziła.
      -Odejdź, wracam już do środka.-próbowała uwolnić się z jego uścisku.-Puść!
      -Nie masz ochoty się zabawić?-zaśmiał się.
      -Klaus! Puszczaj, bo zacznę piszczeć!-ostrzegła ostro.
      -Cicho malutka, mam na Ciebie ochotę.-zaczął rozpinać jej spodenki.-No chodź!-zaczął sapać,a dziewczyna z przestrachu zaczęła krzyczeć,za co została ukarana siarczystym uderzeniem w twarz.
       -Chciałem być miły!-warknął.-Jeszcze raz się odezwiesz to pogadamy inaczej!-zagroził.
Po chwili po prostu zdarł z niej majtki.  Diana poczęła rozpaczliwie płakać,co chyba jeszcze bardziej podniecało atakującego.  Niedługo potem po prostu zgwałcił ją bez skrupułów. Zostawił na zimnej ziemi. Całą roztrzęsioną i zapłakaną. Splamioną...


~niedługo potem...

      -Chwila, gdzie jest Diana?-zapytał swoich kolegów,Mario.
      -Tego to ci nie powiem, młody.-odpowiedział Bastian.
      -Może ją widziałem, może nie.-zaśmiał się cynicznie Klaus.
      -Do cholery!Mów gdzie jest!-krzyknął zirytowany Gotze.

      -Sprawdź na dworze.-mruknął  Toni.
      -Racja. Toni, chodź ze mną.-poprosił.
      -Idę,stary.-podniósł się z kanapy i ruszył za kolegą z boiska.

Na początku szukali dziewczyny dosłownie przed klubem,lecz później zorientowali się,że jeszcze jest kawałek działki za lokalem. Idąc tak, do ich uszu zaczęły docierać odgłosy czyjegoś płaczu. Postanowili to sprawdzić i pobiegli w stronę tejże osoby.
      -Halo!-zawoła Mario.-Wszystko w porządku,przepraszam, halo.
      -Zostaw mnie.-chlipnął kobiecy głos.
      -Diana?!-zawołał radośnie Mario.

      -Idź stąd!Idźcie stąd!-błagała zmęczonym głosem.
      -Dianka, mała co jest?-uklęknął przy niej i dopiero po chwili dostrzegł w jakim stanie jest jego przyjaciółka i co się niedawno wydarzyło.-Kto...kto Ci do zrobił?-wydukał pytanie.
     -Mario, błagam. Zabierz mnie stąd! Zabierz!
     -Toni!-zawołał.-Pomóż mi, weź kluczyki. Otworzysz samochód,a ja zaniosę Dianę.
     -Zgoda.-przytaknął i pobiegł pod auto młodego Niemca, ten zaś wziął dziewczynę na ręce i poszedł z nią szybko do samochodu. W mgnieniu oka byli w domu Mario. Kiedy weszli do środka od razu położyli dziewczynę na łóżku.
     -Powiedz kto to zrobił...-Gotze uklęknął przy niej.-Zabiję gnoja..
     -Mario, zadzwoń do mojego Marco.-poprosiła.-Powiedz,żeby mnie zabrał. Ja nie chce tu być.-rozpłakała się.-Całe ciało mnie boli...to straszne.
     -Ciiii...kochana, jutro przyjedzie Marco.
     -Boli...Mario.-syczała z bólu.
     -Toni! Podaj tabletki przeciwbólowe z szafki.
     -Proszę.-podał.
     -A ty śpij...


----------------------------------------
nie spodziewałam się ;o
czegoś takiego....


Mam nadzieję,jednak, że się podoba! :>
Czekam na komentarze!
Pozdrawiam, Izaa

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 16.

      

                                                           Czasem może być za późno...


      Minął tydzień od feralnego powrotu z Krety. Mogłoby się wydawać,że wszystko zaczęło się układać,ale tak nie było.
      Diana zamieszkała z Kubą i Agatą, zaraz po tym jak Marco zaproponował jej osobne mieszkanie twierdząc,że to będzie najlepsze wyjście dla nich wszystkich.  Dla czarnowłosej był to cios poniżej pasa, dlatego postanowiła się całkowicie odciąć od blondyna,tym samym rezygnowała z każdej pomocy przez niego oferowanej.
      Od pewnego czasu Dianie zaczęło czegoś brakować. Poczuła głód,którego już tak dawno nie czuła. Nie czuła go przez długi czas, ponieważ miała przy sobie osobę,dzięki której mogła zapomnieć o tym kim była. Teraz już nie obchodziło ją nic,prócz chęci naćpania się. W myślach miała jedynie nazwy ulubionych narkotyków.
       Ćpa od czterech dni. Po tak długiej przerwie nawet małe dawki są dla niej bardzo silne. Nie czuje nic, prócz przeszywającej jej na wskroś pustki.
       Agata mino zapewnień przyjaciółki, że wszystko jest okej wie,że coś nie gra. Jest prawie pewna,że wróciła do nałogu lecz,aby to potwierdzić postanowiła ją śledzić.
             -Kuba,zobaczę gdzie tym razem poszła.-oznajmiła ukochanemu.
             -Dobrze, jak coś to dzwoń.-ucałował ją w usta.
            -Ale wiesz co? Włącz laptopa i poszukaj jakiś szpitali,w których mogliby ją leczyć, nie możemy pozwolić,aby umarła, wiesz przecież.
            -Kochanie, już znalazłem odpowiedni ośrodek.-rzekł.-Od kilku dni podejrzewałem ją o to,że znowu ćpa.
             -Dlaczego?  Dlaczego ona mi to robi?-zapytała desperacko blondynka.-Przecież jest dla nas jak rodzina. Jak młodsza siostra...
              -Wybacz za stwierdzenie,ale to zwykła narkomanka. Jest skończona. Kocham ją. Jak siostrę,ale no proszę Cię, bądźmy szczerzy.
               -Kuba,przestań....
               -Ale Agata, przecież mówię prawdę! Myślisz,że uda jej się zacząć od nowa,bez tego paskudztwa?

            -Z naszą pomocą...może się udać.Ona nie ma nikogo innego. Marco ja olewa, rodzice zapomnieli o jej istnieniu,a ja nawet nie wiem czy ma jakąś inną rodzinę.
               -Jest jeszcze Mario.... 

                -No tak, polubili się.
                 -Mówił,że chce jej pomóc...
                 -Ale co? Wyślesz ją do Monachium?
                 -Nie wiem... Dobrze,kotku. Idź już za nią.-uśmiechnął się do Agaty, po czym ta opuściła dom. Diana wyszła z domu niewiele ponad pięć minut temu. Jej sylwetka widoczna była dla Agaty, ponieważ śledzona przemieszczała się wolno. Zdawać mogło się,że była bardzo zmęczona. Albo zupełnie przemęczona życiem. Zdeptana,opuszczona,zniszczona...
      Narzeczona Błaszczykowskiego uparcie podążała za nią prosto do jakiejś opuszczonej fabryki za osiedlem. Czarnowłosa weszła do niej i pokierowała się schodami na drugie piętro budynku. Pośrodku dużej przestrzeni nie podzielonej na mniejsze pomieszczenia, dziewczyna rozłożyła koc,na którym usiadła. Z torby wyjęła swoje ,,skarby'' wypełnione heroiną po brzegi.
Agata przyglądała się przyjaciółce bardzo uważnie, oglądała jej każdy ruch i dosłownie nie mogła uwierzyć,że Diana z powrotem chce się mordować.
Po chwili ,,kanał'' Diany był przygotowany do zażycia substancji. Dziewczyna delikatnie jeździła igłą po gładkiej skórze ręki. Wtem rozległ się hałas!
              -Diana!Diana! Dianka kochana, odłóż to!
              -Agata? Co Ty tu robisz? -zdziwiła się.
               -Nieważne...Odłóż tą strzykawkę!
               -Aga...
               -Odłóż ją!
               -Po co?!-wrzasnęła.-Mam dosyć męczarni!

                 -Nie pieprz głupot!No co?Jesteś takim tchórzem,że po prostu się zaćpasz?!
               -Przestań....
               -No co?! Cykor? Boisz się? Diana! Obudź się w końcu!

                 -....
                -No wbij tą igłę! Wbij ją w moją żyłę! Zrobisz to?!
                 -Co ty wygadujesz?

                 -No proszę! Zacznij mnie mordować...przecież tak to uwielbiasz.
                  -Agata! Przecież dobrze wiesz,że...
                   -Że co? Powiedz mi dlaczego mordujesz siebie,a mnie nie chcesz? Wbijaj.

                  -Jesteś pojebana...-krzyknęła Diana.
                  -To ty jesteś pojebana!-chwyciła wszystkie strzykawki i podbiegła do okna.-Zobacz jak je wyrzucam! Przyglądaj się.!-i wyrzuciła cztery przyrządy.
                  -Przepraszam...-wydukała po czym wybuchła żałosnym płaczem.







***
~Trzy dni później.


            -To jak Mario? Zaopiekujesz się nią?-upewniał się Błaszczykowski,czując jak bardzo ważna jest dla niego Diana.
            -Tak... Mieszkam naprawdę niedaleko tego ośrodka.-powiedział.-Załatwię,aby chodziła tam na kilka godzin,a później wracała do domu.
            -Kurdę,nawet nie wiesz jak bardzo Ci dziękuje.-poklepał przyjaciela po ramieniu.-Pomogą jej?
             -Mam nadzieję.-westchnął.-Diaaaaaaaaaana!-zawołał.-Jedziemy. Wsiadaj do samochodu.
             -To cześć.-mruknęła do Błaszczykowskich.-Przepraszam. Nie chce abyście zawracali mną sobie głowę,obiecuję,że zniknę z waszego życia...
             -Cicho...-Agata przytuliła ją na pożegnanie.-Będę Cię odwiedzała i dzwoniła do Ciebie. Wracasz za trzy miesiące,wytrzymasz.
                                  -Dziękuje,za wszystko. Pa...-pomachała i odjechali...




***

~Miesiąc później.


        Kuba jak co roku zorganizował małą imprezę z okazji swoich imienin. Zaprosił samych przyjaciół,ponieważ nie lubił przepychu. W skład zaproszonych wchodził także Marco z Niną. Błaszczykowski nie miał ochoty oglądać jej twarzy,ale ze względu na Marco i na to,że od miesiąca ze sobą szczerze nie rozmawiali postanowił ich zaprosić.
         Impreza zaczęła się rozkręcać. Goście wypili już szampana za zdrowie Kuby. Wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni. Nikt nie zorientował się,że brakuje w towarzystwie jednej konkretnej osoby. Dopiero po dłuższej chwili Marco dostrzegł nieobecność Diany, z którą przez ostatni czas w ogóle się nie kontaktował.
                -Kuba, możemy pogadać na osobności?-zapytał Reus.
                -Jasne, chodź na dwór.-przytaknął.
                 -No więc, gdzie jest Diana?
                 -Nie wiesz?
                -Nie...-zrobiło mu się głupio.
                 -Wyjechała.

                  -Gdzie?!
                  -Do Monachium.
                   -Ale...ale po co?
                   -Na odwyk.
                   -Wróciła do ćpania?!
                    -Tak...
                    -Kurwa! To moja wina...
                    -Masz racje.
                    -Kuba! Kuba, co ja narobiłem?

                    -Zniszczyłeś jej 3 miesiące życia i psychikę.
                     -Ja pierdole..-usiadł na schodku przed domem i złapał się za głowę.
                   -Byłem u niej z Agatą. Nie chce tutaj wracać...



----------------------------------
Proszę bardzo, oto rozdział 16.
Życie się wali. no cóż trzeba się przyzwyczaić, prawda?
Jest mi przykro,że nie komentujecie tego co tutaj udostępniam. Te komentarze są moimi iskierkami. Dzięki nim się uśmiecham...Proszę was komentujcie i oceniajcie rozdziały. to dla mnie ważne.
Pozdrawiam,Izaa