piątek, 18 października 2013

Rozdział 27.


                                                                                 ''Nie wiem, czy zaczynam żyć,czy przestaje umierać.''



         Nastał ranek. Diana podniosła się z łóżka. Miała podpuchnięte oczy. Dziwnym było,że twarz jej była jeszcze mokra od łez. Z ledwością podniosła ciężkie powieki i rozejrzała się  po sypialni.  Nie zauważyła nic ,,ciekawego'' dlatego podniosła się z łóżka i podreptała po ubrania. W między czasie wytarła łzy chusteczką higieniczną. Była taka słaba, czuła to. Przed pójściem pod prysznic dziewczyna poszła do pokoju swojego synka,aby sprawdzić czy śpi. Kiedy uchyliła drzwi ujrzała widok,który ją rozczulił,choć na początku zdenerwował. Zobaczyła Marco, śpiącego na podłodze,opartego o łóżeczko syna. Na początek, chciała go rozszarpać i wywalić z mieszkania,ale później,gdy przyjrzała się ,,zjawisku'' zrobiło jej się żal tego,że Marco musi spać na niewygodnej podłodze. Cichutko podeszła do blondyna i zaczęła nim delikatnie potrząsać,aby się przebudził,lecz nie rozbudził,bo nie miała ochoty z nim rozmawiać.
        -Wstań...obudź się...-szeptała, lekko  go szarpiąc; przy tym poczuła jego boskie perfumy, przez które mimowolnie dostawała gęsiej skórki.
        -Boże, po co...chcę spać...-mamrotał pod nosem.
        -Oj, Marco!-westchnęła.-Szybko!
        -Dianka?-mruknął z nadzieją.
        -Tak, chodź Marco. Położysz się w moim łóżku, dośpisz.
        -Coś Ty taka miła?
        -Nie pogrążaj się!-warknęła. Reus wstał i podążył za Dianą do jej sypialni. Dziewczyna wskazała mu łóżko na którym miał się położyć,a sama wyszła. Pokierowała się do kuchni, w której zaczęła robić śniadanie.Gotowe kanapki i sałatki wraz z  omletami postawiła na stole w salonie. Włączyła telewizor i usadowiła się na kanapie, czekając na gości, by Ci się obudzili. W pewnym momencie jednak, usłyszała swojego synka, jak coś ,,mówi'' a wydawane przez niego dźwięki , przeplatały się z płaczem. Szybko zatem pobiegła do synka i wykonała rutynowe czynności ,rozpoczynające się na zmianie pampersa po karmienie maluszka. Po tych ,,zabiegach'' posadziła swoją perełkę na kanapie, przed telewizorem i włączyła mu bajki, a ten z wielką przyjemnością oglądał. Po niecałym kwadransie do Diany i  Feliksa dołączył Kuba,a zaraz po nim- Agata.
        -Jak się spało?-zapytała uśmiechnięta  Diana.
        -A dobrze.-rzekł Kuba.-Ooo widzę,że mój mały Feliks już nie śpi! Chodź do wujka!-podniósł dziecko do góry i zaczął się z  nim przekomarzać, jak to Kuba.
        -Wojtek poszedł do domu?-zapytała Diana, zauważając jego nieobecność.
        -Tak, jak zasnęłaś to powiedział,że on też spada.-odpowiedziała Aga.
        -Och, dobra, siadajcie do stołu, a ja włożę te omlety do mikrofali...-powiedziała wesoło Diana.-Chcecie kawę czy herbatę?
        -My z Kubusiem, poprosimy kawę.-uśmiechnęła się promiennie blondynka.-A tamtemu też zrób kawę.
        -O boże,zapomniałam o nim.-westchnęła.-Idę go obudzić, Aguś, popilnujesz ekspresu ?
        -Jasne, idź.-uśmiechnęła się.
        Diana pobiegła truchtem do swojej sypialni, w której spał jej były, Marco.,,W sumie dawno nie gadaliśmy, brak mi go.''-myślała, lecz szybko się karciła i wspominała wszystkie krzywdy jakie jej wyrządził.  Podeszła do łóżka i ujrzała jego zamknięte oczy. Był taki niewinny. Chciała go przytulić, lecz odpychało ją...bała się.
        -Marco! Marco śniadanie...-potrząsała nim lekko.-Obudź się!
        -Ooo!-otworzył oczy i się przeciągnął.-Jak mi się dobrze spało...-mruczał.-Dzień dobry.
        -Mhm, dzień dobry.-nie umiała powstrzymać lekkiego uśmiechu.-Wstawaj, bo śniadanie jest.
        -Dobrze, dziękuje.-uśmiechnął się.-Zasnąłem w ubraniach, więc jestem gotowy.-zachichotał.-Idziemy?-skierował się do drzwi wyjściowych z sypialni.-Coś nie tak?-zapytał, gdy dziewczyna cały czas siedziała nieruchomo na łóżku.
        -Musimy pogadać...-szepnęła.-Bo miłość to taki stan, kiedy...nie obchodzą Cie krzywdy wyrządzone przez ukochaną osobę. Chcesz, po prostu chcesz,żeby była przy Tobie. Choć bardzo Cię zraniła i znienawidziłeś ją...to i tak ją kochasz.
        -Diana, ja Cię kocham...bardzo...-uklęknął przed nią i chwycił jej dłonie.-Jest mi wstyd...nie wiem dlaczego...nie wiem dlaczego tak wyszło. Dwa lata bez Ciebie to jak... podwójna śmierć...
        -Oglądałam Cię w telewizji.-mruknęła spuszczając wzrok.-A tak naprawdę to... zraniłeś mnie. Okropnie zraniłeś. Nie dawałam sobie rady, rozumiesz?! Bez Ciebie...
        -Wiem...-szepnął.
        -Myślałam,że nigdy mój syn Cię nie pozna. Byłam z siebie dumna! Dumna,że odpuściłam...tak naprawdę nigdy nie odpuściłam swojej miłości. Po prostu Cię znienawidziłam.
        -Wiem...
        -Tracąc Cię, wiedziałam ,że jeśli odpuszczę czegokolwiek, to umrę. Rozumiesz?  Umrę narkomańską śmiercią. Ale za sobą pociągnęłabym  Feliego. To przez Ciebie! Nie chciałeś go... bałeś się.
        -Wiem...
        -Marco! Nic nie wiesz! Nie wiesz co przeżywam! Nic nie wiesz!-zaczęła uderzać w jego klatkę piersiową, roniąc łzy. On patrzył na to i pokornie czekał,aż Diana wyładuje na nim swoją siłę. Po chwili przestała. -Nienawidzę Cię!
         -Diana...ja to wszystko wiem. Wiem,że Cię kocham, a ty kochasz mnie.  Wiem,że Cię cholernie zraniłem i zachowałem się jak świnia! Wiem,że kocham mojego synka..i...pragnę przebaczenia.
         -Marco!-zawyła i przytuliła się do jego silnych ramion.
         -Diana!-przytulił ją całą siłą.-Czy dasz nam drugą szansę?-zapytał z nadzieją w głosie.
         -Nie...nie teraz...zrozum..-wyszeptała.-Nie teraz.
         -Rozumiem.-uśmiechnął się do niej smutno, cały czas przytulając jej ciało.

-------------------------------------------

Helloł ;3
Mam takie coś.
 Podoba się ? :>


Cokolwiek zamierzasz zrobić,o czymkolwiek marzysz,zacznij działać. <---------------- Wchodźcie, czytajcie, komentujcie! Bardzo polecam to opowiadanie! Szczególnie dlatego,że jest genialne!  Pisane przez świetną bloggerkę. :)

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 26.

  Po piętnastu minutach czekania Czarnowłosa usłyszała dzwonek do drzwi.
-Wchodźcie!-zawołała. Po chwili usłyszała głosy, swoich najbliższych.Uśmiechnięta weszła do korytarza,aby się przywitać. Ujrzała Kubę, Agatę i Jego...Zamarła.
   -Kuba, co on tutaj robi?...-wyszeptała.
   -Wybacz,musiałem.-rzekł.
       -Jak to musiałeś?!-wrzasnęła,lekko przerażona obecnością osoby,która była dla niej całym światem. Bała się,że mu wybaczy.
      -Nie widzisz? Nie radzisz sobie...Feliks potrzebuje ojca!-próbował przetłumaczyć dziewczynie Błaszczykowski.
      -Nam jest dobrze, tak jak jest. Wcale nie potrzebuje pomocy.-broniła się.-A Ty wyjdź!-krzyknęła do blondyna,który stał z tyłu ze spuszczoną głową.-Co teraz czujesz skruchę?!  A jak nie miałam pieniędzy na mleko dla syna to jakoś nie pamiętałeś ,że w ogóle mnie znałeś.
     -Diana..-mruknął Kuba.
     -Nie! Marco wyjdź!-wrzasnęła.-Wyjdź!
Blondyn odwrócił się, a przed wyjściem z mieszkania Błaszczykowski szepną mu cicho ''czekaj na schodowej klatce''.
       Czarnowłosa spojrzała wściekle na Agatę,a później na Kubę, po czym  ruszyła nerwowo do kuchni. Za nią podążył obecny tam Wojtek, na którego dziewczyna zła nie była.Usiadła przy stole i ukryła twarz w dłoniach.
       -Dlaczego oni mi to zrobili?-chlipnęła.
       -Chcą dla Ciebie jak najlepiej, kochana...-objął ją ramieniem.
       -Dlatego przyprowadzili tutaj człowieka,który zniszczył mi życie?!
       -Przyprowadzili tutaj człowieka,którego kochasz.-powiedział tuląc ją coraz bardziej.-Spójrzmy prawdzie w oczy.
       -Nie...
       -Dlaczego zaprzeczasz? Pamiętasz jak się upiłaś na moich urodzinach? Mówiłaś,że kochasz takiego dupka.-uśmiechnął się, chcąc wywołać u niej poprawę humoru.
     -Wojtek.-szturchnęła przyjaciela.-Może to prawda...ale nie chce...
     -Nie kłam.-zachichotał.-Chcesz go zobaczyć, przytulić...
     -Zranił mnie. Nie widzieliśmy się dwa lata. Może zapomnieć o przebaczeniu.
     -Ale wpuść go do domu... jest zimno.-uśmiechnął się Kuba, który właśnie wszedł do kuchni.
     -Kuba ma racje.-rzekł Szczęsny.-Zawołam go.
     -Wojtek!-szarpnęła go za bluzę,gdy ten wstał.
     -Tak?
     -Idź z nim do sklepu po jakieś dobre chipsy. Muszę się ogarnąć.-powiedziała spokojnie, lecz oczy nadal miała wściekłe. Wojtek tylko kiwnął głową i wyszedł. Diana poszła do toalety. Nie odezwała się do Kuby, ponieważ sama nie wiedziała co ma o tym myśleć. Nienawidziła Marco, ale  w głębi duszy, kochała go i  chciała,aby Feliks miał ojca. Obawiała się jednak,iż Reus jest zdolny do tego,że zrani ją jeszcze raz, przez co ta się załamie i zrobi coś głupiego.
     -Dianka, przepraszam za to...-odezwała się Agata, stojąc przy łóżeczku Feliksa.
     -Przestań Agatka.-uśmiechnęła się do niej.
     -Chcieliśmy,abyście się pogodzili...rozumiesz..
     -Rozumiem,ale na pewno się nie pogodzimy.-warknęła.-Nienawidzę go.
     -Ale Diana... 
     -O przez to wszystko się nie przywitałyśmy w ogóle.-ucięła temat,po czym przytuliła przyjaciółkę.
     -Diana...-szepnęła.
Kobiety chwilę przyglądały się ślicznemu dziecku,które smacznie spało. Agata zrozumiała,że Diana chce powrotu Marco,lecz...nie teraz.
      -Kochasz go.
      -Nawet jeśli, to nie zapomnę.
      -Poczekaj, bo się pogubiłam... Kochasz czy nienawidzisz?
     -To jest zbyt trudne!-usiadła bezsilnie na krześle.
     -Zdecyduj się.-uśmiechnęła się.
     -Mi do śmiechu nie jest!-burknęła.-Zaraz tu przyjdzie facet, który cholernie mnie zranił. 
     -A Ty nadal go kochasz.
     -Popieprzone.
     -Jesteśmy!-do kobiet dotarł krzyk Wojtka z korytarza.
     -Cholera!- Diana zaklęła  pod nosem.
     -Spokojnie miśku.-szepnął Kuba, który pojawił się ni stąd ni zowąd.-Nakrzycz na niego, później się nie odzywaj, a potem już z górki.-poklepał dziewczynę pokrzepiająco po plecach.
Wojtek wszedł do salonu a zaraz za nim dreptał Marco ze spuszczoną głową.
      -Cześć.-odezwał się cicho.
      -Ech...-Diana spojrzała na  Kubę,aby dodać sobie odwagi. -Siadaj sobie gdzieś i bądź cicho! Nie mam ochoty na Ciebie patrzeć i nie chcę słuchać!-prychnęła na blondyna.-Jeżeli masz ochotę to się napij zaraz podam obiad.
      -Diana...-mruknął.
      -Powiedziałam,że nie chce  Cię słuchać,tak?-warknęła.
      -Mogę go zobaczyć?
      -Potrafisz słuchać?!-krzyknęła,lecz zaraz złagodniała.-Możesz...
      -Gdzie jest?-spytał cicho.
      -Pokój z zielonymi drzwiami.-powiedziała oschle.-Nie próbuj teraz robić z siebie tatusia do rany przyłóż.
       -Wiem,że nie zapomnisz tych dwóch lat,ale wybacz mi...
       -Żartujesz w tym momencie?!
       -Możemy porozmawiać w cztery oczy?-zapytał śmielej.
       -Nie mamy o czym.
       -Macie razem syna.-odezwał się Kuba.
       -Nie wtrącaj się!-krzyknęła.-Marco, idź do mojego syna.
       -Naszego.-poprawił ją Reus.
      -Przepraszam ,że co?!-krzyknęła.-Jak w ogóle śmiesz?
      -Diana, spokojnie...A Ty idź do Feliksa.
Dziewczyna naprawdę wyszła z siebie, słuchając tych wszystkich idiotycznych argumentów  swojego byłego partnera. Według zaleceń Kuby, nie odzywała się do niego przez resztę dnia. W sumie nie musiała, bo ten cały czas był przy synu.
     Noc nie była owocna dla Diany. Przepłakała ją. Ciałem i duszą.


--------------------------------------
Kiepskie ;c Ale trudno! :D
Podoba się? ;)
Pozdrawiam, Izaa!

piątek, 11 października 2013

Część 2, Rozdział 25.

         ~2 lata później. (mimo, że akcja będzie się działa jakoś 2 lata później to i tak czujmy/cie ,że to teraźniejszość tzn-Marco,Kuba i inni w Borussi i ogólnie bez zmian. Chodzi mi tylko o czas ;) )
   


      Minęło kilka lat, dla  Diany to chwila. Dokładnie dwa lata z dala od ukochanego mężczyzny,z którym ma dziecko.Pomimo jej nałogu i osłabionego przez narkotyki organizmu dziecko urodziło się zdrowe. Czternastomiesięczny Feliks nigdy nie widział swojego ojca,a ten prawdopodobnie nie wiedział o jego istnieniu. Chłopiec był bardzo podobny do ojca. Miał identyczne błyszczące oczka oraz bardzo podobny uśmieszek. Diana często przyglądając się synkowi, roniła łzę tęsknoty.
    Czarnowłosa od wyprowadzki z Dortmundu na dobre zamieszkała w Londynie. Jest tam pod stałą kontrolą Wojtka Szczęsnego,przyjaciela Kuby. Szczęsny w zasadzie nie wiedział nic o Dianie. Nic poza tym,że była w związku z Reus'em i ma z nim dziecko. Bramkarz Arsenalu, nie miał pojęcia o  jej przeszłości.


     Dzisiejszy dzień, jak co dzień Diana zaczęła od odprowadzenia Feliksa do żłobka. Następnie młoda matka, musiała stawić się w miejscu pracy. Pracowała w banku. Nie było to jakieś wysokie stanowisko,ale wypłata idealnie wystarczała na żłobek, rachunki i życie. Opcja była całkiem komfortowa, ponieważ jej zmiana kończyła się o 13, a to była odpowiednia pora do odebrania synka z placówki.
    Około 12 do Diany zadzwonił telefon. Nudziła się,więc ochoczo odebrała komórkę.
    -Słucham ?
    -Cześć Diana, tutaj Wojtek.-usłyszała miły głos.
    -No cześć, co tam Wojtuś?
    -Nudy, ale muszę Cię poinformować,że Kuba przyjeżdża!
    -O popatrz,mi nic nie powiedział...
    -Miał dzwonić.-powiedział.-Ale słuchaj...musisz wziąć wolne, bo zostaną na dłużej, wiesz o co chodzi... teraz jest przerwa w lidze.
    -Masz racje, powinnam wziąć kilka dni wolnego.-przyznała.-Wiesz może kiedy dokładnie wpadają?
    -Mają samolot o 18.
    -Cooo? Ach, tak to Kuba...po nim można się wszystkiego spodziewać,a szczególnie czegoś takiego.-zachichotała.
    -Dokładnie.-mruknął.
    -Wojtek...
    -Tak?
    -Mówił coś o nim?
    -Nie.-uciął.-Wychodzisz już z banku?-zmienił temat.-Jakby coś to podjadę po Ciebie.
    -Tak, tak...wychodzę. Możesz podjechać.
    -Okej, to pa.
Zaraz po rozmowie ze Szczęsnym, Diana pobiegła do swojego przełożonego z prośbą o kilka wolnych dni.
Jej szefem był młody biznesmen, prawdopodobnie kawaler. Był przystojny i dobrze zbudowany, dobrze zarabiał, więc można by rzec,że był ideałem. Dianę odpychało jednak jego zachowanie.
     -Dzień Dobry, Bob.-ukłoniła się.
     -Cześć Ana.-uśmiechnął się.-O co chodzi?
     -Wciąż nie mogę się przyzwyczaić,że mówisz do mnie Ana.-zachichotała.-Ale nie o tym.  Chciałabym Cię prosić o kilka dni wolnego.
    - Oj Ana. No dobrze, dostaniesz wolne. Od jutra?
    -Tak, proszę.
    -Nie ma sprawy, Ana. Naprawdę Cię podziwiam...
    -Dlaczego?-zaśmiała się.
    -Masz malutkie dziecko, pracujesz...
    -Da się przyzwyczaić, nie ma w tym nic nadzwyczajnego,Bob.-powiedziała.
    -Hehe, no dobrze Ana. Więc widzimy się za tydzień?
    -Tydzień?! Dziękuje!-podskoczyła.-A teraz wybacz, lecę po Feliego!-uśmiechnęła się promiennie.
    -Cześć!-rzucił,gdy dziewczyna prędko zmierzała  w stronę drzwi.

Diana radośnie wybiegła z banku.   Na parkingu dostrzegła Wojtka,który opierał się o samochód. Widziała jego szeroki uśmiech,więc sama mimowolnie uniosła kąciki ust do góry.
    -Witaj.-przywitał się.
    -Hej.-odpowiedziała.-Jak tam, kolejny nudny dzień spędzony w domu?
    -A dziękuje, dobrze. Czczę tych ludzi,którzy wynaleźli Playstation.-zachichotał.- A jak w pracy?
    -Nudno,ale dzięki,że zadzwoniłeś.
    -Oj, nie  ma za co. To jak jedziemy?-zapytał.
    -Jasne.
Wojtek, na początku podjechał pod żłobek. Diana szybciutko pobiegła po swojego ukochanego synka. Szczęsny wyczekał się trochę w samochodzie aczkolwiek było warto,gdyż Diana wróciła z ukochanym Feliksem. Wojtek był wujkiem tego szkraba, ale często zachowywał się jak jego ojciec.
    -Ooo mój maluszek ukochany! Wuja Wojtuś Cię utuli!-wziął małego na ręce.-Ooo jaki przystojniak, zupełnie jak ja!
    -Wojtek, ale to nie jest Twój synek.-zaśmiała się.-No ale wujaszka ma świetnego.-uśmiechnęła się promiennie.
    -Ech, spłyciłaś mój entuzjazm...-mruknął ironicznie.-Co do wujka to się zgadzam.
Przyjaciele pojechali do mieszkania Diany. Okazało się,że lodówka jest pusta,więc zaraz po nakarmieniu Feliksa jedynym obecnym pokarmem-kaszkami dla dzieci,  Wojtek,Diana i Feli pojechali na zakupy do pobliskiego supermarketu.  Przy okazji zadzwonili do Kuby, z zapytaniem na jakim etapie podróży jest wraz z Agatą. Okazało się,że już nie długo będą lądować. Diana po przyjeździe do domu ugotowała obiad, czyli kaczkę w miodzie wg przepisu babci Wojtka. Feliks smacznie spał.
   
    -Wojtek, wyjedź proszę po Kubę i Agę na lotnisko, bo wysłali mi eskę,że już są.-poprosiła Szczęsnego, robiąc swój znany trik z uśmieszkiem.
   -Ależ oczywiście żonko.-zachichotał.
   -Super, mężu!
Bramkarz pojechał, a Diana czuła,że coś jeszcze się wydarzy. Coś dziwnego. To dziwne uczucie ją paraliżowało.
   Po piętnastu minutach czekania Czarnowłosa usłyszała dzwonek do drzwi.
-Wchodźcie!-zawołała. Po chwili usłyszała głosy, swoich najbliższych.Uśmiechnięta weszła do korytarza,aby się przywitać. Ujrzała Kubę, Agatę i Jego...Zamarła.
   -Kuba, co on tutaj robi?...-wyszeptała.
   -Wybacz,musiałem.-rzekł.

___________________________________________


Helloł ;)
No więc jestem. Bez depresji, doła i przygnębienia. CHYBA!
Przepraszam,że nie komentuje i ogólnie,ale odcięłam się od tego świata.
Postaram się nie zawieść.
Czytajcie! :)
Pozdrawiam!