Musisz uciec,ale nie wiesz którędy masz iść...
Obudziła się cała przerażona. Miała koszmar, w którym konała na oczach rodziny, znajomych i Marco. Myślała,że zwariuje. Nawet sny zaczęły ją nawiedzać...
Wyszła z łóżka i poszła do kuchni po której krzątał się blondyn.Nie miał na sobie koszulki, więc Diana doskonale widziała jego umięśniony tors. Uśmiechnęła się do niego na powitanie. Nie lubiła się odzywać...może ona po prostu nie umie już rozmawiać?
-Hej.-zwrócił się do niej, lecz nie odpowiedziała mu. Patrzyła na niego wielkimi, zmęczonymi oczami, błagającymi o pomoc.-Dlaczego się nie odzywasz ?Musimy rozmawiać...-nastała cisza. Marco westchnął ciężko i dalej przygotowywał śniadanie.
-I wiesz dlaczego ćpam?-odezwała się po chwili namysłu.-Bo nie chciałam słuchać ciągle tego ''musisz''. Chciałam być wolna, a jestem niczym. Śmieszne prawda ?
-Nie śmieszne.-usiadł na przeciw niej.-Zgubiłaś się...tak samo jak ja.
-Ty ?-zaśmiała się.-Przestań...masz pieniądze, robisz coś co kochasz...czego Ci brak?
-Rodziny.-westchnął.-Moja mama i siostra nie żyją...Oddałbym wszystko [...]-urwał.
-Nic to nie da.-powiedziała.-Musisz zacząć żyć.
-Pouczasz mnie?
-Tak. Też bym tak chciała, ale niestety wpadłam w sidła heroiny.-parsknęła.-Czy ktoś mnie uwolni?-dodała ciszej.
-Możemy już o tym nie rozmawiać? Najważniejsze jest,że na razie nic nie bierzesz.
-Racja.-zmieszała się, gdyż przypomniał jej się wczorajszy wybryk. Czuła się podle z tym,że Marco jej zaufał a ona po raz kolejny to wszytko niszczy.
-Dzisiaj wpadnie moja siostra,Melanie. Obiecałem jej,że spędzimy dzisiaj razem trochę czasu.-oznajmił.
-Fajnie.
-Właśnie po nią jadę. Będę o 15 razem z młodą. Masz tu klucze,ale nigdzie nie chodź!
-Dziękuje.-chwyciła za breloczek od kluczy.-Okej, będę tutaj siedzieć...
-Śniadanie jest w kuchni.
-Dobra jedź już. Chcę od Ciebie odpocząć.-Marco tylko parsknął śmiechem i zniknął za drzwiami.
***
Na zegarku widniała godzina w pół do 11. Diana długo rozmyślała o tym czy pójść na melinę. W końcu piekielny głód narkotyku przezwyciężył z odpowiedzialnością. Wyszła z domu i minęła grupę sąsiadów przesiadujących w hallu. Patrzyli się na nią dziwnie...pierwszy raz poczuła się niezręcznie.
Po kilkunastu minutach była na kwadracie u ziomków. Połowy ludzi,która teraz tam przesiadywała nie kojarzyła. Co chwilę przychodzili tam inni, całkiem nowi narkomani. Zaczęło robić jej się żal tych 'świeżych' ćpunów.
Poszła pod ten sam stolik co wczoraj,lecz na blacie nie było strzykawek. Była tylko kokaina w woreczkach. Przypomniała sobie słowa Marco...Agaty oraz Kuby. Wiedziała,że musi zaćpać,ale chciała aby to było coś słabszego niż dożylna heroina. Postawiła na kokainę. Usiadła na tym samym taborecie i chwyciła jeden z woreczków.
-Hola! Od dzisiaj musisz płacić. Mamy mało towaru. -zawołał właściciel mieszkania, Erik.
-Dobrze.-mruknęła nerwowo i wyciągnęła portfel z torby,którą zawsze nosiła przy sobie.-Wystarczy, tak?-podała mu banknoty.
-Tak.-przytaknął.
Wcześniej zapewne nie miałaby za co zapłacić,ale tym razem zostały jej pieniądze,które dał jej Marco. Dopiero teraz poczuła jak bardzo się stoczyła...Zabrała kokainę i wyszła z meliny trzaskając drzwiami.
Zbiegła ze schodów. W wejściu do klatki natknęła się na trójkę policjantów. Zorientowała się,że teraz będzie miała spore kłopoty. Modliła się o to,aby jej nie zatrzymali.
-Stój!-niestety nie wyślizgnęła się. Policja w tym rejonie miasta była szczególnie wyczulona na narkomanię. Każdego kto wychodził z tej kamienicy na ich oczach musieli przeszukać. Po za tym na pewno dostali zgłoszenie o tym ,że w mieszkaniu Erika Scherr'iego znajdują się prochy.
Diana niepewnie zatrzymała się przy funkcjonariuszach.
-O co chodzi?
-Pokaż co masz w torebce!-zarządził jeden z nich.
-Nic szczególnego...-próbowała się wymigać.
-To akurat my stwierdzimy.-chwycił jej torbę i zaczął przeszukiwać wnętrze.Nic w niej nie znalazł,ponieważ Diana trzymała kokainę w dłoniach.
-Co tam masz?-spytał najniższy z nich.-No proszę! John !-wyrwał dziewczynie z rąk woreczek.-Ma całą działkę.
-No widzisz..-policjant pokręcił bezradnie głową.-Dziewczyno... w coś ty się wpakowała....-Diana milczała jak grób. Wiedziała,że teraz już Marco jej nie zaufa i nigdy więcej nie pomoże.-Umrę w pierdlu!-pomyślała.
***
Policjant, który dowodził dwoma pozostałymi funkcjonariuszami zawiózł Dianę na komisariat. Pierwsze co zrobił to zabrał ją na przesłuchanie.Zadawał różne pytania dotyczące meliny i jej znajomych. Ona chcąc uniknąć dużej odpowiedzialności karnej odpowiadała na wszystko niczym ten konfident! Było jej wstyd,ale cóż mogła począć? Prowadził nią instynkt,który kazał ratować własne życie.
-To tyle, dziękuje. Postaram się,aby umorzyli postępowanie wobec Ciebie.-rzekł mężczyzna.-Zapraszam do naszego psychologa, pani Rity Wirch.-wskazał dziewczynie białe drzwi.
Diana weszła do pokoju i ujrzała kobietę w krótkich lokach . Wydawała się sympatyczna.
-Witaj, Diano.-przywitała się z nią i uścisnęła jej dłoń.-Siadaj.-pokazała na kanapę tuż przy biurku.
-Dzień dobry.-usiadła.-Mam prośbę.
-Jaką?
-Mogłaby pani zadzwonić po pewną osobę? Mi zabrali komórkę...
-Oczywiście kochana.-uśmiechnęła się życzliwie.-Podasz mi numer?
-Tak.-zaczęła wymieniać po kolei cyfry numeru telefonicznego do Reusa. -Tylko niech pani mu powie co się stało i aby szybko tutaj przyjechał...
-Dobrze.-wyszła z pokoju. Wróciła po 5 minutach i powiedziała dziewczynie,że Reus będzie za kilka minut.
-A jak zareagował na to co zrobiłam ?-zapytała.
-Nastała chwila ciszy , a później nerwowo zaczął pytać o adres.-wytłumaczyła.
-Więc jest wściekły.
-Ja również bym była...
Siedziały razem w gabinecie i rozmawiały o przeszłości. Nagle usłyszały pukanie. Dianie serce stanęło.
-Proszę!-krzyknęła pani Rita. Drzwi się uchyliły a zza nich wyjrzał rozgniewany Marco Reus.
-Dzień dobry! Moje nazwisko Reus, przyszedłem po Dianę.
-Proszę bardzo, niech pan wchodzi. Ja pójdę do komisarza i zapytam czy można Cię zwolnić do domu.
-Ale ja już nie mam domu.-spojrzała na Marco.-Będę chyba musiała tutaj zostać proszę pani.
-Co ty wygadujesz...-warknął blondyn.-Wracamy zaraz do domu...
-To ja idę.-wyszła z gabinetu.
-Marco...przepraszam. Nie chcesz mnie znać wiem o tym...-mówiła skruszona.
-Nie odzywaj się nawet!-warknął zmęczony tymi wszystkimi wybrykami Diany.
-Ale Marco...
-Cicho! Nie chcę Cię słuchać! -zamilkła. Zaczęła płakać. Cicho ronić łzy...
Pani psycholog zezwoliła Dianie na opuszczenie komisariatu i powrót do domu. Policjanci obiecali,że nie wyślą wniosku do prokuratury w strawie posiadania narkotyków. Marco odetchnął z ulgą i zaprowadził Dianę do samochodu . Nie odzywali się do siebie. Reus chciał ukarać Dianę za to,że go okłamywała.
Do apartamentu dojechali w dziesięć minut. W środku czekała na nich młodsza siostra Marco, Melanie. Przedstawiła się i przywitała z Dianą. Marco ugotował obiad i zawołał dziewczyny do kuchni.
Podczas konsumowania Dianie strasznie trzęsła się ręka. Marco był cały w nerwach więc krzyknął
-No co?! Znowu ćpałaś?! Może w kiblu masz jakieś prochy pochowane w papier toaletowy co?!
-Nie..-odezwała się cicho. Była roztrzęsiona.
-Nie?! A może tak!-wstał i popchnął krzesło,które wydało głośny trzask.Diana wstała z miejsca i stała bez ruchu. -No co ? Idź ćpać!-popchnął ją tak mocno,że upadła ma podłogę.
-Marco! Co ty wyprawiasz!-Melanie zaczęła krzyczeć na brata. Zapanowała dziwna cisza. Słychać było jedynie płacz Diany. Wybiegła z kuchni i poszła do pokoju, w którym się zamknęła.
Marco usiadł przy stole i ukrył twarz w dłoniach.
-Co ty wyprawiasz ?-spytała z wyrzutem jego młodsza siostra.-Nie widzisz,że ona potrzebuje wsparcia? Pomocy?
-Widzę. Jak ochłonie to z nią porozmawiam.
-Mam nadzieję.
czwartek, 27 czerwca 2013
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Rozdział 5.
Nazajutrz, Marco chciał udać się na małe zakupy. Zadzwonił po Kubę,aby przyjechał wraz z Agatą. Chciał żeby pomogła mu zakupić różne ubrania,akcesoria i inne rzeczy dla Diany,którą Marco zamknął perfidnie w domu.
Reus czekał na przyjaciół przed blokiem. Po niedługiej chwili ujrzał srebrnego mercedesa.Prowadziła Agata, a jej narzeczony siedział na miejscu pasażera. Zaparkowała tuż przed blondynem.
-Siema.-przywitał się z parą.
-Hej.-odpowiedzieli mu.
-To ja jadę z Agatką, a Ty Kubuś szoruj do mojego mieszkania.
-Daj klucze.-powiedział.-Dlaczego zamknąłeś ją samą w domu?
-Uciekłaby.-stwierdził.
-A co to jakieś dzikie zwierze?-oburzyła się Agata.
-Gorzej!
-Marco proszę Cię...-westchnął Kuba.-Aguś nigdzie nie jedź, ja idę po tą dziewczynę.
-Dobrze!-uśmiechnęła się.-A ty ?! Ty zły człowieku! -zwróciła się do Reusa.
-Agata jej nie wolno ufać...
-Myślisz że zamykanie w domu przekona ją do świata ?-spytała bezradnie.-Musisz wzbudzić jej zaufanie.
***
Błaszczykowski minął recepcję i udał się do windy. Wyszedł z niej dosłownie naprzeciw apartamentu Marco. Zrobił kilka kroków i już był u drzwi wejściowych. Otworzył je i wszedł do środka. Było bardzo cicho. Jakby w środku nikogo nie było...jednak on, wiedział że na pewno w mieszkaniu znajduje się Diana. Otworzył pokój gościnny lecz nikogo w nim nie było. Udał się więc do sypialni Marco. Znalazł ją. Siedziała na środku wielkiego łóżka. Nogi miała podwinięte pod siebie. Patrzyła w okno i jakoś nie mogła zrozumieć co się wokół niej dzieje.
Kuba podszedł cicho do łoża,aby jej nie przerazić. Wiedział jak nerwowi są narkomani.Wiedział,że boi się własnego cienia. Strach przed życiem...
-No hej.-przywitał się praktycznie szeptem. Ona odwróciła się bardzo szybko w jego stronę. Miała podpuchnięte oczy. Wyglądała jakby bardzo długo nie spała.
-Cześć.-odezwała się w końcu. Sama nie wiedziała co czuje. Z jednej strony zadowolenie,że nie musi siedzieć sama a z drugiej, smutek i złość na to,że będzie musiała odpowiadać na pytania i rozmawiać. Może potrzebowała motywacji i spokoju? A może po porostu chciała się zaćpać ?
-Mam dla ciebie propozycję.-uśmiechnął się mało znacznie.
-Jaką?-spytała, odwracając się do niego.
-Pojedziemy na zakupy. Ja, Ty , Marco i Agata.
-Ten psychopata wypuści mnie stąd ?-uśmiechnęła się cynicznie.
-Kto tu jest chory to ja już nie wnikam.-parsknął.-Chodź, wstawaj.
-Okej.-mruknęła i zeszła z łóżka. Wyszła razem z Kubą do przedsionka i założyła trampki ,poprawiła włosy i razem z Błaszczykowskim wyszła z domu. Panowała cisza. Mijali starsze, zadbane i wymalowane sąsiadki Marco. Patrzyły się dziwnie na Dianę. Troszkę ją to krepowało,ale przecież ją nic nie rusza...Nic oprócz braku działki.
Po chwili byli już przy samochodzie Błaszczykowskiego. Marco zajął miejsce z tyłu. Kiedy zobaczył Dianę trochę się zmartwił tym wszystkim. Chciał jej pomóc ,ale nie za bardzo wiedział jak i to bolało go najbardziej.
-Jak tam Dianka?-zaczęła Agata, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
-Zaćpane to wszystko.-mruknęła.-Gdzie my w ogóle jedziemy?
-Do centrum handlowego.
-Po co ?-niezrozumiała.-Nie lubię zakupów...nie lubię tych ludzi,którzy łażą po tych sklepach i nie mogą zdecydować się jakie futro sobie kupić, w czasie gdy gdzieś na tym przeklętym świecie jakieś dziecko umiera z głodu.
-Ale musisz sobie kupić jakieś ubrania, przecież.-stwierdził Reus.
-Niech Ci będzie.-westchnęła i odwróciła głowę do szyby.-Widzicie te ptaki...są takie piękne. Są wolne. Chciałam być wolna, a stałam się niewolnikiem narkotyku. Zamknęli mnie w klatce.
-Diana, przecież ty sama jesteś przeciwko sobie. Niszczysz się sama. Okrutnie się mordujesz.-Marco spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.-Chcę Ci pomóc...
-Ja przestałam wierzyć. Brak wiary w tym nienormalnym życiu to koniec dla narkomana.
-Jesteś pewna?-zapytała łamliwym głosem Agata.
-Pewna jestem jedynie śmierci. Jest blisko.
-Przestań!-krzyknął Marco. Był tym wszystkim zbyt wstrząśnięty. Widział jej zmęczone oczy, które go hipnotyzowały. Nie mógł pozwolić jej na stoczenie się do istnego dna. Nie chciał aby ostatnim ich spotkaniem był jej pogrzeb. -Diana, przestań...błagam.
-Pomożemy Ci.-zapewnił Kuba.-Ale musisz chcieć tej pomocy. Daj sobie pomóc.-nastała cisza. Diana milczała, lecz patrzyła Kubie prosto w oczy. Tak jakby chciała mu coś powiedzieć.-Dlaczego milczysz?
-Boję się. Boję się,że powiem coś nie tak. Sama nie wiem co mówię. Nie kontroluje się. Czuję lęk przed własnym ja. Rozumiesz? Chcę wyjść.
-Gdzie chcesz iść ?-zapytał strachliwie Marco.
-Do parku.-powiedziała.-Błagam Agata, wypuść mnie stąd. Muszę ochłonąć.
-Dobrze, ale bądź spokojna.-rzekła.-Ja Ci kupię jakieś ubrania.
-Dziękuje.-odezwała się.-Marco, wrócę...
***
Diana udała się w miejsce gdzie spotykała się ze swoimi znajomymi ćpunami. Miała jeden cel - wbić sobie strzykawkę w żyłę i poczuć wspaniałe działanie heroiny. Okłamała ludzi którzy chcą jej pomóc, tych na których może liczyć. Czuła się z tym normalnie.Ona codziennie okłamuje samą siebie. Traci wszystko, nawet własną godność.
Weszła na kwadrat w którym kręcili jointy, inni dawali w kanał a jeszcze inni wciągali kokę. Przywitała się z każdym jednym skinieniem głowy. Nie musiała nic mówić i to właśnie lubiła. Nie musiała mówić,aby ją rozumiano. Każdy wiedział po co się tu przychodzi. Podeszła do jednego ze stolików przy oknie. Widziała czyste strzykawki z kompotem w środku. Zadziałały na nią niczym czerwona płachta na byka. Nie widziała już nic prócz narkotyku. Wzięła ją do ręki i wpakowała sobie igłę w żyłę. Poczuła ulgę, której już dawno nie czuła. Usiadła na taboret stojący niedaleko okna. Na chwilę przysnęła dziwnym, całkiem nienormalnym snem. Oczy miała otwarte i poruszała kończynami, jednak w ogóle nie kontaktowała ze środowiskiem. Reszta załogi coś do niej mówiła,lecz ona patrzyła w jeden punkt.
Otrzeźwiała po niecałej godzinie. Został jedynie kojący szum w głowie i ślad po igle w żyle. Z ledwością jednak wstała z siedzenia. Nie żegnając się z żadnym z towarzyszy opuściła melinę. Wystrzeliła jak strzała . Poruszała się w linii prostej idąc szybko przed siebie.
Doskonale znała drogę do domu Marco . Była sporadycznie prosta,lecz na pamięć narkomanki to i tak wyczyn.
Weszła do bloku z apartamentami. Szła przez hall z dziwacznym uśmieszkiem na twarzy. Było jej tak dziko w środku. Dozorca krzyczał coś do niej wraz z wścibskimi i wykwintnymi damami,które jak sama Diana się domyśliła były sąsiadkami Reusa. Dziewczyna weszła do windy,którą podjechała wprost pod mieszkanie Marco. Zadzwoniła do drzwi. Otworzył Kuba, który najwyraźniej został razem z Agatą u swojego przyjaciela.
-Dobrze,że jesteś!-ucieszył się.-Wchodź.-otworzył drzwi na oścież. Dziewczyna bez słowa weszła do środka. Poszła prosto do kuchni,aby napić się wody. Nawet nie raczyła zdjąć jeansowej kurtki,która idealnie zakrywała jej ślad po strzale.
-Jak tam na zakupach ?-zdobyła się na zadanie pytania.
-Dobrze!-odpowiedziała Aga.-Kupiłam Ci tyle ubrań! Mam nadzieję,że będą Ci się podobają. Chudzinka jesteś,więc rozmiar będzie dobry!
-A Ty gdzie byłaś ?-spytał blondyn.
-W parku. Myślałam.-skłamała.-Agata, dziękuje Ci .-uśmiechnęła się nieśmiało.-Wybaczcie muszę do toalety.-wyszła.
-Widzisz ? Przestrzega zasad. Musisz z nią rozmawiać...
-Może mieliście racje.-westchnął Reus.-No nic dziękuje Wam kochani.
-Pizze już przywiózł pan.-oznajmił Kuba.
Po chwili Diana wyszła z łazienki i razem z pozostałymi zajadała się pizzą ukrywając przed wszystkimi gdzie była. Okłamywała samą siebie. Rutyna.
***
Poszła się kąpać, a on zasiadł w fotelu przy oknie. Patrzył w gwiazdy i myślał nad swoim życiem. On i Ona...nałogowcy z wyboru? Z przymusu? Kiedyś może by to zrozumiał. Wtedy był młodym, szczęśliwym chłopakiem. Teraz jest młodym, zagubionym mężczyzną. Dorósł. Zmienił się. Sam nie poznaje siebie. Nikt już go nie poznaje....
Zrozumiał ,że nie może zaprzepaścić kariery, szansy jaka go spotkała. Musi walczyć! Już nigdy nie weźmie alkoholu do ust!-przysiągł sobie.
***
Mam nadzieję ,że się podoba. Mi tak średnio...ale chyba zły nie jest.
Postać Diany jest wkurzająca, wiem o tym. Wkurzy nas jeszcze kilka razy , a Marco wykaże się wyrozumiałością.
Bardzo dziękuje za 20 komentarzy! <3 Nawet nie wiecie jak to buduje człowieka....
Dodaje wiary w siebie, której kompletnie nie mam.
Proszę o więcej! Jeżeli już przeczytałaś/łeś to zostaw komentarz ;*
Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam ! ;*
PS. rozdziały na tamte blogi będę dodawała jeden-dwa razy w tygodniu, ponieważ nie mam weny ;/
Reus czekał na przyjaciół przed blokiem. Po niedługiej chwili ujrzał srebrnego mercedesa.Prowadziła Agata, a jej narzeczony siedział na miejscu pasażera. Zaparkowała tuż przed blondynem.
-Siema.-przywitał się z parą.
-Hej.-odpowiedzieli mu.
-To ja jadę z Agatką, a Ty Kubuś szoruj do mojego mieszkania.
-Daj klucze.-powiedział.-Dlaczego zamknąłeś ją samą w domu?
-Uciekłaby.-stwierdził.
-A co to jakieś dzikie zwierze?-oburzyła się Agata.
-Gorzej!
-Marco proszę Cię...-westchnął Kuba.-Aguś nigdzie nie jedź, ja idę po tą dziewczynę.
-Dobrze!-uśmiechnęła się.-A ty ?! Ty zły człowieku! -zwróciła się do Reusa.
-Agata jej nie wolno ufać...
-Myślisz że zamykanie w domu przekona ją do świata ?-spytała bezradnie.-Musisz wzbudzić jej zaufanie.
***
Błaszczykowski minął recepcję i udał się do windy. Wyszedł z niej dosłownie naprzeciw apartamentu Marco. Zrobił kilka kroków i już był u drzwi wejściowych. Otworzył je i wszedł do środka. Było bardzo cicho. Jakby w środku nikogo nie było...jednak on, wiedział że na pewno w mieszkaniu znajduje się Diana. Otworzył pokój gościnny lecz nikogo w nim nie było. Udał się więc do sypialni Marco. Znalazł ją. Siedziała na środku wielkiego łóżka. Nogi miała podwinięte pod siebie. Patrzyła w okno i jakoś nie mogła zrozumieć co się wokół niej dzieje.
Kuba podszedł cicho do łoża,aby jej nie przerazić. Wiedział jak nerwowi są narkomani.Wiedział,że boi się własnego cienia. Strach przed życiem...
-No hej.-przywitał się praktycznie szeptem. Ona odwróciła się bardzo szybko w jego stronę. Miała podpuchnięte oczy. Wyglądała jakby bardzo długo nie spała.
-Cześć.-odezwała się w końcu. Sama nie wiedziała co czuje. Z jednej strony zadowolenie,że nie musi siedzieć sama a z drugiej, smutek i złość na to,że będzie musiała odpowiadać na pytania i rozmawiać. Może potrzebowała motywacji i spokoju? A może po porostu chciała się zaćpać ?
-Mam dla ciebie propozycję.-uśmiechnął się mało znacznie.
-Jaką?-spytała, odwracając się do niego.
-Pojedziemy na zakupy. Ja, Ty , Marco i Agata.
-Ten psychopata wypuści mnie stąd ?-uśmiechnęła się cynicznie.
-Kto tu jest chory to ja już nie wnikam.-parsknął.-Chodź, wstawaj.
-Okej.-mruknęła i zeszła z łóżka. Wyszła razem z Kubą do przedsionka i założyła trampki ,poprawiła włosy i razem z Błaszczykowskim wyszła z domu. Panowała cisza. Mijali starsze, zadbane i wymalowane sąsiadki Marco. Patrzyły się dziwnie na Dianę. Troszkę ją to krepowało,ale przecież ją nic nie rusza...Nic oprócz braku działki.
Po chwili byli już przy samochodzie Błaszczykowskiego. Marco zajął miejsce z tyłu. Kiedy zobaczył Dianę trochę się zmartwił tym wszystkim. Chciał jej pomóc ,ale nie za bardzo wiedział jak i to bolało go najbardziej.
-Jak tam Dianka?-zaczęła Agata, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
-Zaćpane to wszystko.-mruknęła.-Gdzie my w ogóle jedziemy?
-Do centrum handlowego.
-Po co ?-niezrozumiała.-Nie lubię zakupów...nie lubię tych ludzi,którzy łażą po tych sklepach i nie mogą zdecydować się jakie futro sobie kupić, w czasie gdy gdzieś na tym przeklętym świecie jakieś dziecko umiera z głodu.
-Ale musisz sobie kupić jakieś ubrania, przecież.-stwierdził Reus.
-Niech Ci będzie.-westchnęła i odwróciła głowę do szyby.-Widzicie te ptaki...są takie piękne. Są wolne. Chciałam być wolna, a stałam się niewolnikiem narkotyku. Zamknęli mnie w klatce.
-Diana, przecież ty sama jesteś przeciwko sobie. Niszczysz się sama. Okrutnie się mordujesz.-Marco spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.-Chcę Ci pomóc...
-Ja przestałam wierzyć. Brak wiary w tym nienormalnym życiu to koniec dla narkomana.
-Jesteś pewna?-zapytała łamliwym głosem Agata.
-Pewna jestem jedynie śmierci. Jest blisko.
-Przestań!-krzyknął Marco. Był tym wszystkim zbyt wstrząśnięty. Widział jej zmęczone oczy, które go hipnotyzowały. Nie mógł pozwolić jej na stoczenie się do istnego dna. Nie chciał aby ostatnim ich spotkaniem był jej pogrzeb. -Diana, przestań...błagam.
-Pomożemy Ci.-zapewnił Kuba.-Ale musisz chcieć tej pomocy. Daj sobie pomóc.-nastała cisza. Diana milczała, lecz patrzyła Kubie prosto w oczy. Tak jakby chciała mu coś powiedzieć.-Dlaczego milczysz?
-Boję się. Boję się,że powiem coś nie tak. Sama nie wiem co mówię. Nie kontroluje się. Czuję lęk przed własnym ja. Rozumiesz? Chcę wyjść.
-Gdzie chcesz iść ?-zapytał strachliwie Marco.
-Do parku.-powiedziała.-Błagam Agata, wypuść mnie stąd. Muszę ochłonąć.
-Dobrze, ale bądź spokojna.-rzekła.-Ja Ci kupię jakieś ubrania.
-Dziękuje.-odezwała się.-Marco, wrócę...
***
Diana udała się w miejsce gdzie spotykała się ze swoimi znajomymi ćpunami. Miała jeden cel - wbić sobie strzykawkę w żyłę i poczuć wspaniałe działanie heroiny. Okłamała ludzi którzy chcą jej pomóc, tych na których może liczyć. Czuła się z tym normalnie.Ona codziennie okłamuje samą siebie. Traci wszystko, nawet własną godność.
Weszła na kwadrat w którym kręcili jointy, inni dawali w kanał a jeszcze inni wciągali kokę. Przywitała się z każdym jednym skinieniem głowy. Nie musiała nic mówić i to właśnie lubiła. Nie musiała mówić,aby ją rozumiano. Każdy wiedział po co się tu przychodzi. Podeszła do jednego ze stolików przy oknie. Widziała czyste strzykawki z kompotem w środku. Zadziałały na nią niczym czerwona płachta na byka. Nie widziała już nic prócz narkotyku. Wzięła ją do ręki i wpakowała sobie igłę w żyłę. Poczuła ulgę, której już dawno nie czuła. Usiadła na taboret stojący niedaleko okna. Na chwilę przysnęła dziwnym, całkiem nienormalnym snem. Oczy miała otwarte i poruszała kończynami, jednak w ogóle nie kontaktowała ze środowiskiem. Reszta załogi coś do niej mówiła,lecz ona patrzyła w jeden punkt.
Otrzeźwiała po niecałej godzinie. Został jedynie kojący szum w głowie i ślad po igle w żyle. Z ledwością jednak wstała z siedzenia. Nie żegnając się z żadnym z towarzyszy opuściła melinę. Wystrzeliła jak strzała . Poruszała się w linii prostej idąc szybko przed siebie.
Doskonale znała drogę do domu Marco . Była sporadycznie prosta,lecz na pamięć narkomanki to i tak wyczyn.
Weszła do bloku z apartamentami. Szła przez hall z dziwacznym uśmieszkiem na twarzy. Było jej tak dziko w środku. Dozorca krzyczał coś do niej wraz z wścibskimi i wykwintnymi damami,które jak sama Diana się domyśliła były sąsiadkami Reusa. Dziewczyna weszła do windy,którą podjechała wprost pod mieszkanie Marco. Zadzwoniła do drzwi. Otworzył Kuba, który najwyraźniej został razem z Agatą u swojego przyjaciela.
-Dobrze,że jesteś!-ucieszył się.-Wchodź.-otworzył drzwi na oścież. Dziewczyna bez słowa weszła do środka. Poszła prosto do kuchni,aby napić się wody. Nawet nie raczyła zdjąć jeansowej kurtki,która idealnie zakrywała jej ślad po strzale.
-Jak tam na zakupach ?-zdobyła się na zadanie pytania.
-Dobrze!-odpowiedziała Aga.-Kupiłam Ci tyle ubrań! Mam nadzieję,że będą Ci się podobają. Chudzinka jesteś,więc rozmiar będzie dobry!
-A Ty gdzie byłaś ?-spytał blondyn.
-W parku. Myślałam.-skłamała.-Agata, dziękuje Ci .-uśmiechnęła się nieśmiało.-Wybaczcie muszę do toalety.-wyszła.
-Widzisz ? Przestrzega zasad. Musisz z nią rozmawiać...
-Może mieliście racje.-westchnął Reus.-No nic dziękuje Wam kochani.
-Pizze już przywiózł pan.-oznajmił Kuba.
Po chwili Diana wyszła z łazienki i razem z pozostałymi zajadała się pizzą ukrywając przed wszystkimi gdzie była. Okłamywała samą siebie. Rutyna.
***
Poszła się kąpać, a on zasiadł w fotelu przy oknie. Patrzył w gwiazdy i myślał nad swoim życiem. On i Ona...nałogowcy z wyboru? Z przymusu? Kiedyś może by to zrozumiał. Wtedy był młodym, szczęśliwym chłopakiem. Teraz jest młodym, zagubionym mężczyzną. Dorósł. Zmienił się. Sam nie poznaje siebie. Nikt już go nie poznaje....
Zrozumiał ,że nie może zaprzepaścić kariery, szansy jaka go spotkała. Musi walczyć! Już nigdy nie weźmie alkoholu do ust!-przysiągł sobie.
***
Mam nadzieję ,że się podoba. Mi tak średnio...ale chyba zły nie jest.
Postać Diany jest wkurzająca, wiem o tym. Wkurzy nas jeszcze kilka razy , a Marco wykaże się wyrozumiałością.
Bardzo dziękuje za 20 komentarzy! <3 Nawet nie wiecie jak to buduje człowieka....
Dodaje wiary w siebie, której kompletnie nie mam.
Proszę o więcej! Jeżeli już przeczytałaś/łeś to zostaw komentarz ;*
Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam ! ;*
PS. rozdziały na tamte blogi będę dodawała jeden-dwa razy w tygodniu, ponieważ nie mam weny ;/
sobota, 22 czerwca 2013
Rozdział 4.
Nie mamy skrzydeł by latać a mimo tego to nasz cel...Piłkarz niezbyt zadowolony wszedł do hallu w apartamentowcu. Dozorca uśmiechnął się promiennie do Reusa i poszedł dalej. Marco zrobił tak samo . Skierował się prosto do swojego mieszkania. Prawie ciągnął za sobą torbę.Był zrezygnowany dyskryminacją przez trenera. Szedł tak zmarnowany mijając mieszkania sąsiadów,aż doszedł do windy,którą miał pojechać prosto pod swój apartament.
Przed drzwiami ujrzał znajomą dziewczynę. Te ciemne włosy związane w niedbałego koka były charakterystyczne do nowo poznanej przez blondyna -Diany. Piłkarz był zdziwiony,ale już wcześniej przewidział,że prędzej czy później i tak się zjawi. Nie wiedział tylko,że to nadejdzie tak szybko.
Kiedy usłyszała kroki, instynktownie się odwróciła. Przecież właśnie na niego czekała,a gdy ujrzała jego twarz spuściła wzrok.
Piłkarz ignorował dziewczynę i dopiero wtedy,gdy otworzył drzwi, odezwał się
-Wejdź.
Poczekała jednak,aż sam przekroczy próg mieszkania.
-Więc co Cię do mnie sprowadza...?-zatrzymał się,ponieważ nie wiedział tak naprawdę jak ma na imię jego gość.
-Diana.-odezwała się słyszalnie zachrypniętym głosem.
-Więc co Cię do mnie sprowadza Diano?-zapytał, choć dobrze wiedział o co chodzi.
-Powiedziałeś,że jak będę czegoś potrzebowała to mam przyjść,więc jestem...
-Ach, czego potrzebujesz?-zaprowadził dziewczynę do kuchni.-Napijesz się czegoś ?
-Nie dzięki.-uśmiechnęła się blado.-Potrzebuje trochę...
-Na narkotyki Ci nie dam.-powiedział od razu.
-Ale ja oddam!-obiecała.-Oddam,ale błagam pożycz kilka stówek.
-Bez szans.-parsknął.-Wiesz,że się niszczysz?! Sama nie wiesz co robisz!
-Dlaczego?!-oburzyła się tupiąc nogą.
-Nie znasz mnie w ogóle,a przychodzisz i prosisz o pieniądze na działki, okej mogę Ci dać pieniądze bo sam to obiecałem,ale nie na narkotyki!
-Wiesz co ? Wal się! Zarobie sobie inaczej!-odwróciła się na pięcie i skierowała ku drzwiom wyjściowym.
-O nie nie. Gdzie pójdziesz?
-Nie Twój interes przecież mnie nie znasz!
-Wiesz,że nie o to chodzi! Chcę dla ciebie dobrze, przecież jesteś młoda...masz całe życie przed sobą. Nie niszcz się.-jego głos stał się bardziej przyjacielski niż wrogi.
-Co ty możesz wiedzieć?! Proszę daj mi te pieniądze! Nie wytrzymam dłużej!
-Nie! Nie rozumiesz?! Chcesz się zabić? Mogłaś umrzeć!
-Nic Ci do tego!
-A jednak! Obiecałem sobie coś.
-Co takiego?-zadrwiła.
-Że cię wyleczę! Ciebie i siebie!-popchnął dziewczynę do swojej sypialni i zakluczył drzwi. Nie obyło się bez krzyków Diany.
-Mam zadzwonić na policję?!-wydzierała się.
-I co im powiesz? ,,Przyszłam do tego pana pożyczyć pieniądze na narkotyki a ten bezczelnie zamknął mnie w sypialni'' ?! Błagam Cię kobieto! -zaśmiał się.
-Wypuść mnie!
-Wypuszczę Cię dopiero wtedy, gdy przejdzie Ci piekielna ochota zaćpania się.-oznajmił.-Jak chcesz coś do jedzenia to mów!-przez najbliższe 5 minut nie było słychać nic. Żadnego słowa wypowiedzianego z jej ust. Jedynie cichy płacz.
-Chcę pić.-odezwała się w końcu.
-A czego by się księżniczka napiła ?-stanął przy drzwiach sypialnych.
-Rumu.-mruknęła.-Daj sok pomarańczowy.
-Się robi.-poszedł do kuchni i nalał soku do dużej szklanki, następnie poszedł do sypialni. Wyjął klucz z kieszeni i otworzył drzwi. Popchnął je i zobaczył siedzącą na dywanie dziewczynę ,która płacze. Była bezbronna jak samotny pęd rośliny.
-Proszę.-podał jej.-Nie płacz.
-Myślisz ,że to taki łatwe?! Nie płakać!? Chce mi się ćpać jak cholera!
-Rozumiem...spokojnie przezwyciężysz to pragnienie.-usiadł obok niej.-Napij się soku. Zaraz zrobię coś na kolację...co byś chciała zjeść?
-Odwal się. Widzisz jak mi się ręce trzęsą?-warknęła.
-Widzę,ale niedługo nie będą. Nie możesz ćpać , rozumiesz?
-Może tak,może nie...-mruczała.
-Chodź do salonu. Drzwi są zamknięte więc nie uciekniesz.-uśmiechnął się.
-Śmieszne.-podniosła się z dywanu.-Co masz do jedzenia?
-Idź do kuchni, otwórz sobie lodówkę czy cokolwiek i zobacz.
-Taa, będę Ci po szafkach grzebała..-prychnęła.
-No a co ?-zaśmiał się.-Aha, będziesz spała w pokoju gościnnym, a ja w sypialni chyba,że wolisz w sypialni.
-Co?-wytrzeszczyła oczy.-Ja wracam na kwadrat do ziomków.
-Hahahah, teraz to dowaliłaś. Zostajesz tutaj. I nie wychodzisz dopóki się nie uspokoisz. Zrób to dla mnie.
-Dla ciebie? A kim Ty dla mnie jesteś ?-westchnęła ciężko siadając na kanapie w salonie.
-Nie wiem. -odpowiedział.-To dziwne. Pojawiasz się w moim życiu tak naprawdę znikąd, a ja mam taką piekielną ochotę Ci pomóc! Przyjmiesz tą pomocną dłoń czy wbijesz mi nóż w plecy i umrzesz w miejskiej toalecie ze strzykawką w żyle ?
-Naprawdę ? Chcesz pomóc tej ćpunce spod dyskoteki ?-prychnęła.-A w ogóle jak Ty się nazywasz?
-Marco.-powiedział.-Reus.
-Serio ?-zdziwiła się.-Fajnie.
-Masz rodzeństwo ?-zapytał po chwili ciszy.
- Mam brata małego. Ma siedem lat.-uśmiechnęła się pierwszy raz.
-Moja siostra ma 13.-rzekł.-A druga siostra...jest tam w niebie.
-Przykro mi..-spojrzała na niego ze współczuciem.
-Ehh...-zaczął nerwowo i cichutko klaskać w dłonie.-Pójdę do sklepu. Muszę kupić coś do jedzenia.-uśmiechnął się nagle.-W moich zapasach nie ma nic ciekawego.
-A kazałeś mi szukać.-odezwała się już troszkę bardziej przyjaźnie.
-Oj...-mruknął.-Idę. Sklep jest niedaleko.
-Mogę iść z Tobą ?-zapytała z nadzieją.
-Nie. Nie ufam Ci.-powiedział stanowczo.-Siedź tutaj i nie wiem...oglądaj telewizję, wejdź sobie laptopa...
-Masz rację...narkomanom się nie ufa. Tak naprawdę oni sami sobie nie ufają. -wyznała ze smutkiem.
-Diana, zmienimy to tylko proszę nie utrudniaj.-uśmiechnął się lekko i wyszedł. Dziewczyna usłyszała jedynie dźwięk zamykania na klucz drzwi od zewnątrz. Usiadła na kanapie i z tego wszystkiego zaczęła ryczeć jak dziecko. -Dlaczego niszczę siebie? Dlaczego ranię ludzi? Może lepiej odejść...-biła się z myślami.
Zdała sobie właśnie sprawę z tego jak perfidnie się zabija. Boleśnie i powoli. To chyba jakiś rodzaj samobójstwa. Bezczelnie okrutnego. Wstała z kanapy i opadła na podłogę. Była taka bezsilna, słaba i...głodna. Przypomniała sobie,że nie jadła od dwóch dni. Żyła heroiną.
To nie był zwykły głód. Chciało jej się jeść,ale bardziej chciała narkotyku.
Po chwili z zakupów wrócił pan domu, Marco. Wkroczył do salonu i ujrzał całkiem bladą dziewczynę siedzącą bezradnie na środku podłogi w salonie. Podszedł do niej i przykucnął
-Co się stało?-spytał troskliwie.
-Jestem głodna.-powiedziała z trudem.-Nie wiem co się ze mną dzieje.
-Byłaś w ciągu...-stwierdził.-Połóż się, zaraz dam Ci coś dobrego do jedzenia.
-Nie mam siły wstać...nie chce.-mamrotała.
-O rany, dziewczyno.-westchnął bezradnie i wziął Dianę na ręce. Położył ją na kanapie. Pod głowę podłożył poduszkę,aby było jej wygodnie.-Kiedy ostatni raz coś jadłaś ?
-We wtorek.
-Jest czwartek!-wrzasnął.-Chcesz się wykończyć?!
-Nie krzycz.
Marco pędem pobiegł rozpakować zakupy. Wziął pierwsze lepsze ciastka i zaniósł je dziewczynie.
-Jedz.-rozkazał. Ona powoli konsumowała słodką przekąskę.-Idę zrobić kanapki, ty jedz te ciastka. Tutaj masz sucharki.-podał jej paczkę.
Blondyn poszedł przygotowywać jedzenie. Zrobił kilka kanapek z szynką, sałatą i pomidorkiem i ruszył z nimi do salonu. Postawił talerz na stole i spojrzał na narkomankę.
-Jesteś chora. Naprawdę. Chcesz sobie odebrać najcenniejszy dar jaki otrzymałaś ?-zapytał z wyrzutem.
-To nałóg, nic nie poradzę. -podniosła się trochę silniejsza.
-Nie wstawaj!-odezwał się lecz na próżno.-Zjedz teraz kanapkę.-podsunął jej talerzyk.
-Dzięki.-wzięła kanapkę do ust i zaczęła jeść. Kiedy skończyła zaczęło jej się robić niedobrze. Chciało jej się wymiotować.-Kuźwa, gdzie masz łazienkę? Będę rzygać!
-Pięknie. Jak się nie je przez 48 h ,to tak jest.-krzyknął i zaprowadził ją do łazienki.
Kiedy trochę się uspokoiła, usnęła na kanapie.
***
Witam. dziękuje za komentarze i wsparcie. jest sobota a ja siedzę bezczynnie w domu ;/ masakra.
Rozdzial może porywajacy nie jest ale mam nadzieje ,ze sie podoba. Pisalam go dosyc dlugo. Aha, w poniedzialek pojawi się rozdzial na blogu o Amandzie ,a w piątek lub w czwartek postaram się dodać coś na blog o Sandrze (pamiętacie ? ;d )
W każdym bądź razie Coś tam będę próbowała robić. Dziekuje za wszystko i proszę o komentarze ;*
nawet nie wiecie jak bardzo są dla mnie wazne.
Pozdrawiam .
czwartek, 20 czerwca 2013
Rozdział 3.
Marco spał w najlepsze. Śniła mu się jego siostra i matka. Irma,jego zmarła siostra była ubrana w odświętną białą suknię. Miała wianuszek na głowie uwity z białych stokrotek.Stała w środku morza zbóż. Wiatr rozwiewał jej cudowne długie loki. Była taka piękna i niewinna. Całkiem jak ta stokrotka przyozdabiająca jej główkę.
A dalej, za nią stała ich matka.Ubrana była w granatową spódnicę i czarną, gładką bluzkę z długim rękawem. Była to wysoka kobieta w średnim wieku. Miała sympatyczny wyraz twarzy. Blond włosy ścięte krótko sprawiały,że od razu wzbudzała zaufanie.
W pewnym momencie snu, dziewczynka zbliżyła się do przechodzącego obok samego, Marco. Uśmiechała się promiennie i patrzyła mu w jego brązowe oczy. Była szczęśliwa,a zarazem smutna. Sprawiała wrażenie niespełnionej. W końcu przemówiła, tym samym głosikiem,który zapamiętał Reus.
-Braciszku, braciszku...dlaczego mnie nie odwiedzasz? Zapal mi znicz...
-Przepraszam...-wydukał. Miał w oczach litry łez,które chciał wylać.
-Nie przepraszaj.-przytuliła go. Była cała zimna. Zero ciepła. -Tylko bądź szczęśliwy! Ale kup mi także kwiaty. Mi i mamie.-wskazała palcem na kobietę,która kroczyła w ich stronę.
-A jakie chcesz kwiatuszki, kochanie?-zapytał, głaszcząc jej włosy.
-Białe róże, na znak jedności.-powiedziała.-Czerwone róże na znak miłości, mirty na znak tęsknoty i białe orchidee symbolizujące śmierć.
-Dla ciebie wszystko,siostrzyczko.-dotknął jej lodowatego policzka.
-Ucałuj Melanie.<siostra bliźniaczka Irmy>
-Dobrze, ona za Wami tęskni.
-Czuwamy nad nią i Tobą.-usłyszał głos matki.-Pilnujemy was,
-Mamo!-krzyknął rozpaczliwie i rzucił jej się do stóp.-Tak bardzo Was kocham...
-Wiemy.-uśmiechnęła się życzliwie.-Opiekuj się Melanie, proszę.-pogłaskała go po włosach.-I nie brnij w ten alkohol...
-Mamo..-wyszeptał. Chciał dotknąć jej jeszcze raz,lecz zniknęła. Matka wraz z siostrą Marco. -Mamo!
Zaczął się budzić. Poczuł jak ktoś go potrząsa i wypowiada jego imię. Nie chciało mu się budzić,chciał spać i rozmawiać z siostrą.
-Marco! Marco!-krzyczał Kuba.-Wstawaj!
-Czego?!-warknął.
-Wstawaj,przecież trening na piętnastą.
-Ach, faktycznie!-podniósł się szybko z łóżka.-Masz coś do jedzenia? Głodny jestem jak pies.-uśmiechnął się już całkiem rozespany.
-Śniadanie jest.-oznajmił.-Idź do kuchni.
-Idę!-uśmiechnął się szeroko do Kuby.
-Stary ty płakałeś?-zauważył jego czerwone oczy.
-Siostra i mama...-za jąkał się.-Sam rozumiesz...
-Rozumiem Marco, przecież wiesz,że nie mam rodziców.-po tych słowach nastała cisza. Marco ze spuszczoną głową poszedł do kuchni, a Jakub przycupnął na łóżku. Na pewno wspominał dzieciństwo...
Marco wkroczył do kuchni , w której ujrzał Agatę przygotowującą sobie, Kubie i Marco pyszną kawę.
-Agatka!-zawołał wesoło.-Przepraszam,że byłem czasami dla ciebie nie miły...myślałem,że zabierzesz mi kumpla, wiesz o co chodzi...-uśmiechał się szeroko.-Wybaczysz mi?
-Przecież wiem o co chodzi, matołku.-zaśmiała się.-Nawet nigdy nie byłam zła.
-To fajnie!
Sen, uświadomił Reusowi,że musi docenić to co ma,że powinien szanować ludzi i samego siebie. Po prostu siostra i matka nakazały mu kochać to życie i go nie zmarnować. Tak więc postanowił!
-Dobre?-spytała Agata, kiedy Marco konsumował omlet z pieczarkami.
-Pyszne!-uśmiechnął się.-O kurcze już 11 ?-zapytał nie dowierzając.
-Tak.-przytaknęła blondynka.
-Osz cholerka! Muszę lecieć, papa kochani!-przytulił narzeczoną Jakuba i jego samego.-Śniadanko wyśmienite!-dodał na koniec i wybiegł z domu.
-Oszalał?-zapytała.
-Oszalał na sto procent.-uśmiechnął się bezradnie Błaszczykowski.
***
Marco postanowił na początek pójść do kwiaciarni po kwiaty dla kochanych kobiet.<Irma i mama>.
Wstąpił do pierwszej lepszej,która znajdowała się blisko cmentarza na którym spoczywały oby dwie.
Pani była bardzo miła i sprzedała mu każdy rodzaj kwiatów. Marco zapłacił i zabrał kwiaty. Podążał alejami, dobrze pamiętał gdzie znajdują się groby Irmy oraz matki. Pamiętał,choć bardzo rzadko tu bywał. Nie miał na to czasu. Jak nie był pijany to na treningu.Jak nie na treningu to na meczu ...i tak w kółko.
Chciał to zmienić jak najszybciej.
Znalazł pomniki i złożył kwiaty. Zapalił znicz i pomodlił się dłuższą chwilę. Opuścił miejsce spoczynku zmarłych pełen optymizmu i wewnętrznego spokoju ducha.
Wracając poczuł wibracje swojego telefonu. Numer nieznany. Jednak odebrał.
-Słucham?
-Cześć, nie wiem czy pamiętasz... dzwoni ta dziewczyna z klubu.
-Och, jak się czujesz?-zapytał.
-Dobrze. Opuściłam szpital.
-Cieszę się. Mam nadzieję,że już nie będziesz tego robiła.
-To nie takie proste, kolego.
-Nie przesadzaj. Dasz radę, wierzę w ciebie.
-Haha, miły jesteś. Chciałabym Wam podziękować za uratowanie mi życia.
-Nie dziękuj.Tylko bądź szczęśliwa.
-W takim razie dziękuje i na razie.-rozłączyła się nie czekając na odpowiedź Reusa.
Udał się pod swój apartamentowiec i wsiadł do samochodu. W bagażniku miał torbę treningową,więc zbędne byłoby wchodzenie do mieszkania. Pojechał na SIP. Przebrał się trochę wcześniej. Trening miał odbywać się na boisku obok stadionu. Tam też udał się Marco. Z daleka ujrzał swoich klubowych kolegów oraz trenera. Podbiegł do niego.
-Dzień dobry trenerze!-zawołał zadowolony.
-Witaj Marco.-uśmiechnął się.-Widzę,że dobry humor dopisuje.
-Nawet.-stanął przed mężczyzną.-Chciałbym przeprosić...za te wszystkie...no wie trener- wybryki.
-Już nie masz zamiaru pić do utraty przytomności ?-spytał podejrzliwie.
-Nie.-rzekł pewnie.
-W takim razie przyjmuje przeprosiny.-powiedział.-Ja i cały klub,ale...
-Ale?-przestraszył się piłkarz.
-Za karę dzisiaj nie trenujesz i nie grasz dwie następne kolejki, zrozumiano?!
-Trenerze!-oburzył się.-Bez przesady...
-Nie dyskutuj! Jedź do domu.
Reus jedynie spuścił głowę i odszedł ze skwaszoną miną. Otworzył samochód i po chwili był już w drodze do domu.
_____________________________________
Miałam dodać rozdział 3 w piątek,ale jakoś tak wyszło,że jest teraz .
Jakoś ten rozdział nudny. Ale wiecie, Marco musi się zmienić.
Ooo kurczę, dziękuje za 15 komentarzy pod tamtym rozdziałem! Takie szczęście mi to sprawiło..<3
Dziękuje ;* I proszę o komentarze!
A dalej, za nią stała ich matka.Ubrana była w granatową spódnicę i czarną, gładką bluzkę z długim rękawem. Była to wysoka kobieta w średnim wieku. Miała sympatyczny wyraz twarzy. Blond włosy ścięte krótko sprawiały,że od razu wzbudzała zaufanie.
W pewnym momencie snu, dziewczynka zbliżyła się do przechodzącego obok samego, Marco. Uśmiechała się promiennie i patrzyła mu w jego brązowe oczy. Była szczęśliwa,a zarazem smutna. Sprawiała wrażenie niespełnionej. W końcu przemówiła, tym samym głosikiem,który zapamiętał Reus.
-Braciszku, braciszku...dlaczego mnie nie odwiedzasz? Zapal mi znicz...
-Przepraszam...-wydukał. Miał w oczach litry łez,które chciał wylać.
-Nie przepraszaj.-przytuliła go. Była cała zimna. Zero ciepła. -Tylko bądź szczęśliwy! Ale kup mi także kwiaty. Mi i mamie.-wskazała palcem na kobietę,która kroczyła w ich stronę.
-A jakie chcesz kwiatuszki, kochanie?-zapytał, głaszcząc jej włosy.
-Białe róże, na znak jedności.-powiedziała.-Czerwone róże na znak miłości, mirty na znak tęsknoty i białe orchidee symbolizujące śmierć.
-Dla ciebie wszystko,siostrzyczko.-dotknął jej lodowatego policzka.
-Ucałuj Melanie.<siostra bliźniaczka Irmy>
-Dobrze, ona za Wami tęskni.
-Czuwamy nad nią i Tobą.-usłyszał głos matki.-Pilnujemy was,
-Mamo!-krzyknął rozpaczliwie i rzucił jej się do stóp.-Tak bardzo Was kocham...
-Wiemy.-uśmiechnęła się życzliwie.-Opiekuj się Melanie, proszę.-pogłaskała go po włosach.-I nie brnij w ten alkohol...
-Mamo..-wyszeptał. Chciał dotknąć jej jeszcze raz,lecz zniknęła. Matka wraz z siostrą Marco. -Mamo!
Zaczął się budzić. Poczuł jak ktoś go potrząsa i wypowiada jego imię. Nie chciało mu się budzić,chciał spać i rozmawiać z siostrą.
-Marco! Marco!-krzyczał Kuba.-Wstawaj!
-Czego?!-warknął.
-Wstawaj,przecież trening na piętnastą.
-Ach, faktycznie!-podniósł się szybko z łóżka.-Masz coś do jedzenia? Głodny jestem jak pies.-uśmiechnął się już całkiem rozespany.
-Śniadanie jest.-oznajmił.-Idź do kuchni.
-Idę!-uśmiechnął się szeroko do Kuby.
-Stary ty płakałeś?-zauważył jego czerwone oczy.
-Siostra i mama...-za jąkał się.-Sam rozumiesz...
-Rozumiem Marco, przecież wiesz,że nie mam rodziców.-po tych słowach nastała cisza. Marco ze spuszczoną głową poszedł do kuchni, a Jakub przycupnął na łóżku. Na pewno wspominał dzieciństwo...
Marco wkroczył do kuchni , w której ujrzał Agatę przygotowującą sobie, Kubie i Marco pyszną kawę.
-Agatka!-zawołał wesoło.-Przepraszam,że byłem czasami dla ciebie nie miły...myślałem,że zabierzesz mi kumpla, wiesz o co chodzi...-uśmiechał się szeroko.-Wybaczysz mi?
-Przecież wiem o co chodzi, matołku.-zaśmiała się.-Nawet nigdy nie byłam zła.
-To fajnie!
Sen, uświadomił Reusowi,że musi docenić to co ma,że powinien szanować ludzi i samego siebie. Po prostu siostra i matka nakazały mu kochać to życie i go nie zmarnować. Tak więc postanowił!
-Dobre?-spytała Agata, kiedy Marco konsumował omlet z pieczarkami.
-Pyszne!-uśmiechnął się.-O kurcze już 11 ?-zapytał nie dowierzając.
-Tak.-przytaknęła blondynka.
-Osz cholerka! Muszę lecieć, papa kochani!-przytulił narzeczoną Jakuba i jego samego.-Śniadanko wyśmienite!-dodał na koniec i wybiegł z domu.
-Oszalał?-zapytała.
-Oszalał na sto procent.-uśmiechnął się bezradnie Błaszczykowski.
***
Marco postanowił na początek pójść do kwiaciarni po kwiaty dla kochanych kobiet.<Irma i mama>.
Wstąpił do pierwszej lepszej,która znajdowała się blisko cmentarza na którym spoczywały oby dwie.
Pani była bardzo miła i sprzedała mu każdy rodzaj kwiatów. Marco zapłacił i zabrał kwiaty. Podążał alejami, dobrze pamiętał gdzie znajdują się groby Irmy oraz matki. Pamiętał,choć bardzo rzadko tu bywał. Nie miał na to czasu. Jak nie był pijany to na treningu.Jak nie na treningu to na meczu ...i tak w kółko.
Chciał to zmienić jak najszybciej.
Znalazł pomniki i złożył kwiaty. Zapalił znicz i pomodlił się dłuższą chwilę. Opuścił miejsce spoczynku zmarłych pełen optymizmu i wewnętrznego spokoju ducha.
Wracając poczuł wibracje swojego telefonu. Numer nieznany. Jednak odebrał.
-Słucham?
-Cześć, nie wiem czy pamiętasz... dzwoni ta dziewczyna z klubu.
-Och, jak się czujesz?-zapytał.
-Dobrze. Opuściłam szpital.
-Cieszę się. Mam nadzieję,że już nie będziesz tego robiła.
-To nie takie proste, kolego.
-Nie przesadzaj. Dasz radę, wierzę w ciebie.
-Haha, miły jesteś. Chciałabym Wam podziękować za uratowanie mi życia.
-Nie dziękuj.Tylko bądź szczęśliwa.
-W takim razie dziękuje i na razie.-rozłączyła się nie czekając na odpowiedź Reusa.
Udał się pod swój apartamentowiec i wsiadł do samochodu. W bagażniku miał torbę treningową,więc zbędne byłoby wchodzenie do mieszkania. Pojechał na SIP. Przebrał się trochę wcześniej. Trening miał odbywać się na boisku obok stadionu. Tam też udał się Marco. Z daleka ujrzał swoich klubowych kolegów oraz trenera. Podbiegł do niego.
-Dzień dobry trenerze!-zawołał zadowolony.
-Witaj Marco.-uśmiechnął się.-Widzę,że dobry humor dopisuje.
-Nawet.-stanął przed mężczyzną.-Chciałbym przeprosić...za te wszystkie...no wie trener- wybryki.
-Już nie masz zamiaru pić do utraty przytomności ?-spytał podejrzliwie.
-Nie.-rzekł pewnie.
-W takim razie przyjmuje przeprosiny.-powiedział.-Ja i cały klub,ale...
-Ale?-przestraszył się piłkarz.
-Za karę dzisiaj nie trenujesz i nie grasz dwie następne kolejki, zrozumiano?!
-Trenerze!-oburzył się.-Bez przesady...
-Nie dyskutuj! Jedź do domu.
Reus jedynie spuścił głowę i odszedł ze skwaszoną miną. Otworzył samochód i po chwili był już w drodze do domu.
_____________________________________
Miałam dodać rozdział 3 w piątek,ale jakoś tak wyszło,że jest teraz .
Jakoś ten rozdział nudny. Ale wiecie, Marco musi się zmienić.
Ooo kurczę, dziękuje za 15 komentarzy pod tamtym rozdziałem! Takie szczęście mi to sprawiło..<3
Dziękuje ;* I proszę o komentarze!
wtorek, 18 czerwca 2013
Rozdział 2.
Na miejsce przyjechała karetka pogotowia. Funkcjonariusze zabrali dziewczynę na nosze i wynieśli z klubu.
Marco był zaszokowany, Kuba również. Nie sądzili,że w swojej ulubionej dyskotece mogą znaleźć dziewczynę w takim stanie. Błaszczykowski uznał,że muszą się zmywać jak najszybciej do domu. Reus przystał na taką opcję,lecz uniemożliwiła im to policja,która przybyła na miejsce zdarzenia.
-Panowie znaleźli tą dziewczynę?-zapytał jeden z policjantów.
-Tak, to my.-przytaknął Kuba.
-Zadamy panom kilka pytań.-oświadczył.
-No dobrze...-mruknął blondyn.-Proszę.
-Skąd panowie wzięli się w toalecie damskiej ?
-Pomyliłem drzwi, jestem pijany jak widać.-odburknął.
-Ach, tak. No dobrze,a tą dziewczynę znacie?
-Nie.-zaprzeczył Kuba.-Nie zadajemy się z ćpunkami.
-W takim razie dziękujemy.-mundurowy ukłonił się piłkarzom i odszedł trochę zwiedzony skutkami rozmowy.
Błaszczykowski złapał przyjaciela za bluzę i wyciągnął z klubu. Noce bywały zimne, więc mężczyzn owiał chłodny wiatr. Zrobiło im się po prostu zimno.
-Cholera, zimno.-mruknął Marco.
-Wiem..-westchnął jego kompan.-Ej co teraz będzie?
-Z czym?
-Z tą laską z kibla.
-A co ma być? Wezmą ją na odwyk czy coś.
-Wiesz,że ona jest kompletnie...hmm. Jakby to ująć?
-Wysłów się!
-No może byśmy jej trochę pomogli? W końcu ją znaleźliśmy...
-Przecież powiedziałeś,że z ćpunkami się nie zadajemy.
-Oj jakiś Ty głupi!-spojrzał na niego drwiąco.-Przecież jakbym powiedział co innego to byśmy ją wsypali i jeszcze nas by się czepiali.
-Może i tak...-westchnął.-Która godzina?
-Tak, gdzieś pierwsza.
-Wpuszczą nas do szpitala.-Marco uśmiechnął się szaleńczo.-Jakby co powiemy,że jesteś jej chłopakiem, a ja kuzynem czy coś...
-Nawet nie wiemy jak ma na imię.-zauważył Błaszczykowski.
-I tu okazałem się być mądrzejszy.-powiedział.-Zabrałem jej portfel.-wyszczerzył się.
-Marco...jesteś istnym debilem! Po co Ci jej portfel?!
-A jak chciałeś ją znaleźć ?
-Skąd chciałeś wiedzieć,że będziemy jej szukać?
-Bo wiedziałem.-uśmiechnął się przebiegle.-Chodź , tam jest taksówka.
***
Ledwo uratowali jej życie. Wzięła zbyt silną dawkę narkotyku. Do tego, lekarze stwierdzili,że dziewczyna musiała wypić jakieś prochy, najprawdopodobniej dorzucone do picia. Doktor Kirch postanowił odbyć rozmowę z pacjentką.
Wszedł do sali w której leżała Diana. Ujrzał bladą,zagubioną we własnej świadomości dziewczynę. Podszedł bliżej niej i usiadł obok łóżka. Ona błyskawicznie odwróciła głowę.
-Dlaczego to zrobiłaś? Wiesz,że to Cię niszczy?
-Nic nie wiecie...jesteście gronem laików.-wysyczała.
-Dziewczyno, wiem,że długo tak nie pociągniesz! Marzy Ci się śmierć narkomańska?! Chcesz aby ktoś Cie znalazł w piwnicy ze strzykawką w żyle?
-Nie.-mruknęła.
-To może,zaproponuje Ci jakiś odwyk? Zamkną Cię na oddziale z dala od tego cholerstwa.
-Nie. Żądam abyście mnie wypisali!
-Owszem masz takie prawo,ale dopiero jutro.-odrzekł chłodno.-Nawet nie wiesz w co się pakujesz.-dodał.
-Doskonale wiem, doktorze.
Do sali weszła zmęczona pielęgniarka. Wyglądała jakby przez ostatnie dwie doby nie spała.
-Doktorze, do tej pani przyszedł narzeczony i kuzyn. Wpuszczać?
-Wpuść. Może oni jej przetłumaczą.-zezwolił bez zastanowienia.
Siostra położna zaprosiła do środka Kubę i Marco, którzy najwyraźniej ucieszyli się na widok przytomnej dziewczyny.
-Kim wy jesteście?-spytała zdezorientowana.
-Uratowaliśmy Cię.-rzekł dumnie Marco.
-To wy wezwaliście psy?! Przez was będę miała przesrane!-krzyczała.-Dziękuje! Naprawdę!
-Ej, ej kochanie, mogłabyś nie żyć.-przypomniał jej Reus.-Więc może trochę grzeczniej.
-I co? Mam wam pokłony składać?
-Nawet na to nie liczymy, ale jakieś małe dziękuje...przydałoby się.-uśmiechnął się Kuba.
-Więc dziękuje.-rzekła od niechcenia.-Możecie już iść?
-Masz tu jest mój numer telefonu i adres jak będziesz czegoś potrzebowała to przychodź.-Reus przekazał jej kartkę z zapisem.-Cześć.
Mężczyźni opuścili salę,w której leżała dziewczyna. Kuba patrzył na niego jak na naiwnego idiotę. Marco nie zwracał na to uwagi,więc ignorowany Jakub wybuch tymi słowy
-Oszalałeś? Dałeś jej swój adres? Skąd wiesz,że nie zwoła ekipy i Cię nie okradną?!
-Chyba sam oszalałeś.-parsknął.-Widziałeś tę twarzyczkę? Taka niewinna...
-Dobra, dobra...-mruknął.
-No co? Przecież ona potrzebuje pomocy, sam to mówiłeś.-przypomniał mu blondyn.
-Okej, ale raczej myślałem o pomocy znalezienia jej jakiegoś ośrodka do którego mogłaby iść na odwyk!
-Odwyk? Wiesz co tam się dzieje? To niszczy ludzi!
-Tak samo jak te narkotyki!-uniósł głos.-Po za tym, myślisz ,że się odezwie? Ona nienawidzi nas i całego świata.
-Kubuś, Kubuś,Kubuś.-uśmiechnął się pogardliwie.-Jak będzie potrzebowała pieniędzy na strzał to przyjdzie. Jak to mówią : Tonący brzytwy się chwyta.
-I Ty jej dasz te pieniądze?-zdziwił się.
-Nie. Pogadam z nią, uświadomię jej parę spraw...a jak będzie trzeba to zamknę w szafie.-zaśmiał się.
-Mówi człowiek,który sam chleje .-wytknął mu.
-Ja piję,żeby zapomnieć o problemach.-tłumaczył się.
-Więc już nie będziesz.
-Bo ty mi tak mówisz?
-Chcę Ci pomóc debilu!-krzyknął.
-Daj spokój.-powiedział cicho.-Dobra, nie będę pił. Mam to w dupie!
-O to chodziło!-uśmiechnął się szeroko, na to radosne oświadczenie.
-Już się tak nie podniecaj.-zaśmiał się.-Wiesz,że jest 3 nad ranem ,a my krążymy po pętlach...
-Gdzie chcesz nocować?-zapytał przyzwyczajony do tego,że Marco rzadko nocuje u siebie.
-Masz wolne łóżko?
-Oczywiście brachu! Dopóki teściowa-westchnął bezradnie-nie przyjedzie zawsze jest wolne łóżko dla Ciebie.
-Teściowa powiadasz?-zachichotał.
-No tak.
-I po cóż się żenić? No powiedz mi! Możesz jeszcze zmienić zadanie...
-Jak się zakochasz to zrozumiesz. -poklepał przyjaciela po plecach.
Mężczyźni dotarli cali i zdrowi do posiadłości Błaszczykowskiego. Bezszelestnie wślizgnęli się do środka domu. Kuba powiedział swojemu przyjacielowi,aby poszedł wziąć prysznic na dole, a sam pójdzie na górę i przy okazji sprawdzi,czy narzeczona śpi.
Marco zasnął dopiero o godzinie 5 rano.
***
Proszę bardzo dwójeczka :)
A i mam prośbę...mogłybyście, polecić na swoich blogach moje opowiadanie , byłabym wdzięczna <3 ;*
Dzięki za wszystko i pozdrawiam :*
Marco był zaszokowany, Kuba również. Nie sądzili,że w swojej ulubionej dyskotece mogą znaleźć dziewczynę w takim stanie. Błaszczykowski uznał,że muszą się zmywać jak najszybciej do domu. Reus przystał na taką opcję,lecz uniemożliwiła im to policja,która przybyła na miejsce zdarzenia.
-Panowie znaleźli tą dziewczynę?-zapytał jeden z policjantów.
-Tak, to my.-przytaknął Kuba.
-Zadamy panom kilka pytań.-oświadczył.
-No dobrze...-mruknął blondyn.-Proszę.
-Skąd panowie wzięli się w toalecie damskiej ?
-Pomyliłem drzwi, jestem pijany jak widać.-odburknął.
-Ach, tak. No dobrze,a tą dziewczynę znacie?
-Nie.-zaprzeczył Kuba.-Nie zadajemy się z ćpunkami.
-W takim razie dziękujemy.-mundurowy ukłonił się piłkarzom i odszedł trochę zwiedzony skutkami rozmowy.
Błaszczykowski złapał przyjaciela za bluzę i wyciągnął z klubu. Noce bywały zimne, więc mężczyzn owiał chłodny wiatr. Zrobiło im się po prostu zimno.
-Cholera, zimno.-mruknął Marco.
-Wiem..-westchnął jego kompan.-Ej co teraz będzie?
-Z czym?
-Z tą laską z kibla.
-A co ma być? Wezmą ją na odwyk czy coś.
-Wiesz,że ona jest kompletnie...hmm. Jakby to ująć?
-Wysłów się!
-No może byśmy jej trochę pomogli? W końcu ją znaleźliśmy...
-Przecież powiedziałeś,że z ćpunkami się nie zadajemy.
-Oj jakiś Ty głupi!-spojrzał na niego drwiąco.-Przecież jakbym powiedział co innego to byśmy ją wsypali i jeszcze nas by się czepiali.
-Może i tak...-westchnął.-Która godzina?
-Tak, gdzieś pierwsza.
-Wpuszczą nas do szpitala.-Marco uśmiechnął się szaleńczo.-Jakby co powiemy,że jesteś jej chłopakiem, a ja kuzynem czy coś...
-Nawet nie wiemy jak ma na imię.-zauważył Błaszczykowski.
-I tu okazałem się być mądrzejszy.-powiedział.-Zabrałem jej portfel.-wyszczerzył się.
-Marco...jesteś istnym debilem! Po co Ci jej portfel?!
-A jak chciałeś ją znaleźć ?
-Skąd chciałeś wiedzieć,że będziemy jej szukać?
-Bo wiedziałem.-uśmiechnął się przebiegle.-Chodź , tam jest taksówka.
***
Ledwo uratowali jej życie. Wzięła zbyt silną dawkę narkotyku. Do tego, lekarze stwierdzili,że dziewczyna musiała wypić jakieś prochy, najprawdopodobniej dorzucone do picia. Doktor Kirch postanowił odbyć rozmowę z pacjentką.
Wszedł do sali w której leżała Diana. Ujrzał bladą,zagubioną we własnej świadomości dziewczynę. Podszedł bliżej niej i usiadł obok łóżka. Ona błyskawicznie odwróciła głowę.
-Dlaczego to zrobiłaś? Wiesz,że to Cię niszczy?
-Nic nie wiecie...jesteście gronem laików.-wysyczała.
-Dziewczyno, wiem,że długo tak nie pociągniesz! Marzy Ci się śmierć narkomańska?! Chcesz aby ktoś Cie znalazł w piwnicy ze strzykawką w żyle?
-Nie.-mruknęła.
-To może,zaproponuje Ci jakiś odwyk? Zamkną Cię na oddziale z dala od tego cholerstwa.
-Nie. Żądam abyście mnie wypisali!
-Owszem masz takie prawo,ale dopiero jutro.-odrzekł chłodno.-Nawet nie wiesz w co się pakujesz.-dodał.
-Doskonale wiem, doktorze.
Do sali weszła zmęczona pielęgniarka. Wyglądała jakby przez ostatnie dwie doby nie spała.
-Doktorze, do tej pani przyszedł narzeczony i kuzyn. Wpuszczać?
-Wpuść. Może oni jej przetłumaczą.-zezwolił bez zastanowienia.
Siostra położna zaprosiła do środka Kubę i Marco, którzy najwyraźniej ucieszyli się na widok przytomnej dziewczyny.
-Kim wy jesteście?-spytała zdezorientowana.
-Uratowaliśmy Cię.-rzekł dumnie Marco.
-To wy wezwaliście psy?! Przez was będę miała przesrane!-krzyczała.-Dziękuje! Naprawdę!
-Ej, ej kochanie, mogłabyś nie żyć.-przypomniał jej Reus.-Więc może trochę grzeczniej.
-I co? Mam wam pokłony składać?
-Nawet na to nie liczymy, ale jakieś małe dziękuje...przydałoby się.-uśmiechnął się Kuba.
-Więc dziękuje.-rzekła od niechcenia.-Możecie już iść?
-Masz tu jest mój numer telefonu i adres jak będziesz czegoś potrzebowała to przychodź.-Reus przekazał jej kartkę z zapisem.-Cześć.
Mężczyźni opuścili salę,w której leżała dziewczyna. Kuba patrzył na niego jak na naiwnego idiotę. Marco nie zwracał na to uwagi,więc ignorowany Jakub wybuch tymi słowy
-Oszalałeś? Dałeś jej swój adres? Skąd wiesz,że nie zwoła ekipy i Cię nie okradną?!
-Chyba sam oszalałeś.-parsknął.-Widziałeś tę twarzyczkę? Taka niewinna...
-Dobra, dobra...-mruknął.
-No co? Przecież ona potrzebuje pomocy, sam to mówiłeś.-przypomniał mu blondyn.
-Okej, ale raczej myślałem o pomocy znalezienia jej jakiegoś ośrodka do którego mogłaby iść na odwyk!
-Odwyk? Wiesz co tam się dzieje? To niszczy ludzi!
-Tak samo jak te narkotyki!-uniósł głos.-Po za tym, myślisz ,że się odezwie? Ona nienawidzi nas i całego świata.
-Kubuś, Kubuś,Kubuś.-uśmiechnął się pogardliwie.-Jak będzie potrzebowała pieniędzy na strzał to przyjdzie. Jak to mówią : Tonący brzytwy się chwyta.
-I Ty jej dasz te pieniądze?-zdziwił się.
-Nie. Pogadam z nią, uświadomię jej parę spraw...a jak będzie trzeba to zamknę w szafie.-zaśmiał się.
-Mówi człowiek,który sam chleje .-wytknął mu.
-Ja piję,żeby zapomnieć o problemach.-tłumaczył się.
-Więc już nie będziesz.
-Bo ty mi tak mówisz?
-Chcę Ci pomóc debilu!-krzyknął.
-Daj spokój.-powiedział cicho.-Dobra, nie będę pił. Mam to w dupie!
-O to chodziło!-uśmiechnął się szeroko, na to radosne oświadczenie.
-Już się tak nie podniecaj.-zaśmiał się.-Wiesz,że jest 3 nad ranem ,a my krążymy po pętlach...
-Gdzie chcesz nocować?-zapytał przyzwyczajony do tego,że Marco rzadko nocuje u siebie.
-Masz wolne łóżko?
-Oczywiście brachu! Dopóki teściowa-westchnął bezradnie-nie przyjedzie zawsze jest wolne łóżko dla Ciebie.
-Teściowa powiadasz?-zachichotał.
-No tak.
-I po cóż się żenić? No powiedz mi! Możesz jeszcze zmienić zadanie...
-Jak się zakochasz to zrozumiesz. -poklepał przyjaciela po plecach.
Mężczyźni dotarli cali i zdrowi do posiadłości Błaszczykowskiego. Bezszelestnie wślizgnęli się do środka domu. Kuba powiedział swojemu przyjacielowi,aby poszedł wziąć prysznic na dole, a sam pójdzie na górę i przy okazji sprawdzi,czy narzeczona śpi.
Marco zasnął dopiero o godzinie 5 rano.
***
Proszę bardzo dwójeczka :)
A i mam prośbę...mogłybyście, polecić na swoich blogach moje opowiadanie , byłabym wdzięczna <3 ;*
Dzięki za wszystko i pozdrawiam :*
sobota, 15 czerwca 2013
Rozdział 1.
Huczne imprezy o tej porze roku to rutyna. Miasto tętniło życiem. Lekkie, cieplutkie powietrze muskało każdego przechodnia. Słońce każdego ogrzewało swoimi promykami. Słońce... jest dla wszystkich. Daje życie, a w zamian nie chce nic.
Dyskoteka w centrum Dortmundu, właśnie witała pierwszych imprezowiczów. Zachodzące słońce to znak na rozpoczęcie zabawy. Każdy młody człowiek przychodził do niej,by zapomnieć o problemach i zmartwieniach.
Ona również tam poszła. Miała spotkać się tam ze swoim dostawcą. Zamówiła sobie dwie działki,ponieważ na więcej akurat nie miała pieniędzy.
Ruszyła wolnym krokiem w stronę baru. Usiadła i zaczęła uważnie przyglądać się ludziom. Nie dostrzegała znajomego dilera. Zaczęła nerwowo stukać palcami o blat.
-Podać coś?-usłyszała głos barmana.
-Koniak.-odrzekła, nie patrząc na niego.
-Stres?
-Nie.-uśmiechnęła się drwiąco.-Czekam na kogoś.
-W takim razie,proszę koniak i nie przeszkadzam.-postawił literatkę przed dziewczyną.
Umoczyła usta w napoju alkoholowym i przechyliła szkło. Opróżniła zawartość i nieznacznie się skrzywiła. Bezczelnie odstawiła literatkę na ladę.
***
Do tego klubu nie przychodzili jedynie zwykli ludzie bez perspektyw na lepsze życie. Przychodziły tam także takie gwiazdy jak Marco Reus czy Kuba Błaszczykowski. Ten drugi przychodził tam raczej,aby przypilnować swojego przyjaciela , który zdesperowany zapijał smutki w alkoholu.
Bramka wpuściła stałych bywalców z uśmiechami na twarzy. Wiadomo, gwiazdy Borussi Dortmund, były w tym mieście niezmiernie szanowane i lubiane.
Obaj udali się do baru,aby napić się jakiegoś dobrego drinka.
-Patrz jaka laska.-mruknął Kuba, tak aby jego słowa usłyszał jedynie Marco.
-Nawet.-wzruszył ramionami.
-Co z Tobą ?-zdziwił się Błaszczykowski.
-Nic, nie mam nastroju na dziewczyny.
-Ale masz nastrój na picie? Jak Klopp nas tu zobaczy to mamy przesrane!
-Daj spokój.-uśmiechnął się pobłażliwie.-Usiądź,napij się czegoś, wyluzuj...
-Nie wiem dlaczego to robię...-pokręcił głową.
-Żeby mi pomóc...-oznajmił.-Może sobie jakąś dupcie znajdziesz.-uśmiechnął się znacząco.
-Reus, zapomniałeś że za miesiąc jest moje wesele? Z Agatą ?
-Oj tam, może zmienisz zdanie...
-Nienawidzę Cię.-warknął .
***
Znalazła go. Przekazał jej towar i mogła spokojnie się zaćpać. To było silniejsze od niej. Czuła,że się stacza,ale nie umiała z tym walczyć. Nie miała żadnej opory, żadnej pomocy. Przed pójściem do klubowej toalety napiła się jeszcze koniaku, aby wzmocnić działanie narkotyku.
Weszła do środka i rozejrzała się w około. Zaraz dozna wspaniałego stanu, który pokochała...
W torebce miała już uszykowany tak zwany 'kompot',czyli heroinę rozcieńczoną z podgrzaną wodą.
Zaczęła nerwowo i niecierpliwie podwijać rękaw jeansowej kurtki. Wyszukała odpowiednią żyłę i wbiła igłę.
Myślała,że będzie tak jak zwykle...że poczuję się świetnie. Niestety. Zaczęło jej się robić słabo i nagle usnęła...
***
Kuba już całkiem przestał rozumieć Marco. Nie rozumiał jego postępowania. Na początku mówił,że nie ma nastroju na dziewczyny, a teraz obraca jakieś laski na parkiecie.
Błaszczykowski przyglądał się jego wybrykom z kanapy. Widział jaki jest bezradny i sam nie wie co czyni. Ale on był jak dziecko. Nie można było mu przetłumaczyć co jest dobre,a co złe.
Marco bawił się świetnie. Tańczył z blondynkami, brunetkami, szatynami...każda się do niego kleiła. On sam wiedział,że może mieć każdą,lecz on nie chciał. Czekał na tą jedyną, niepowtarzalną i ukochaną.
Ale gdy był pijany nie zwracał na nic uwagi.
-Wybaczcie, małe,ale muszę do kibla.-uśmiechnął się do towarzyszek.
Poszedł rozweselony do toalety. Kuba poszedł za nim,aby czasem nie zrobił czegoś głupiego.
Reus był już wstawiony, bo pomylił toaletę damską z męską. Popchnął drzwi i wszedł do środka. W pewnym momencie błyskawicznie otrzeźwiał. Ujrzał leżącą na podłodze dziewczynę. Była blada...podszedł bliżej i zobaczył ,że ma strzykawkę w żyle. Przeraził się i wybiegł w poszukiwaniu Kuby. Znalazł go szybciej niż myślał.
-Kuba, Kuba!-złapał go za rękaw.-Tam jest dziewczyna...zaćpała się chyba! Chodź!
Wbiegli przerażeni do pomieszczenia. Blondyn podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny i zaczął nią potrząsać.
-Żyjesz? Żyjesz?
-Zostaw ją, dzwoń po pogotowie, szybko!-wrzasnął Błaszczykowski.
-Dzwonie!
~~~
Napisałam. Znalazłam chwilę czasu i oto pierwszy rozdział.
Proszę o komentarze!
Pozdrawiam :*
Dyskoteka w centrum Dortmundu, właśnie witała pierwszych imprezowiczów. Zachodzące słońce to znak na rozpoczęcie zabawy. Każdy młody człowiek przychodził do niej,by zapomnieć o problemach i zmartwieniach.
Ona również tam poszła. Miała spotkać się tam ze swoim dostawcą. Zamówiła sobie dwie działki,ponieważ na więcej akurat nie miała pieniędzy.
Ruszyła wolnym krokiem w stronę baru. Usiadła i zaczęła uważnie przyglądać się ludziom. Nie dostrzegała znajomego dilera. Zaczęła nerwowo stukać palcami o blat.
-Podać coś?-usłyszała głos barmana.
-Koniak.-odrzekła, nie patrząc na niego.
-Stres?
-Nie.-uśmiechnęła się drwiąco.-Czekam na kogoś.
-W takim razie,proszę koniak i nie przeszkadzam.-postawił literatkę przed dziewczyną.
Umoczyła usta w napoju alkoholowym i przechyliła szkło. Opróżniła zawartość i nieznacznie się skrzywiła. Bezczelnie odstawiła literatkę na ladę.
***
Do tego klubu nie przychodzili jedynie zwykli ludzie bez perspektyw na lepsze życie. Przychodziły tam także takie gwiazdy jak Marco Reus czy Kuba Błaszczykowski. Ten drugi przychodził tam raczej,aby przypilnować swojego przyjaciela , który zdesperowany zapijał smutki w alkoholu.
Bramka wpuściła stałych bywalców z uśmiechami na twarzy. Wiadomo, gwiazdy Borussi Dortmund, były w tym mieście niezmiernie szanowane i lubiane.
Obaj udali się do baru,aby napić się jakiegoś dobrego drinka.
-Patrz jaka laska.-mruknął Kuba, tak aby jego słowa usłyszał jedynie Marco.
-Nawet.-wzruszył ramionami.
-Co z Tobą ?-zdziwił się Błaszczykowski.
-Nic, nie mam nastroju na dziewczyny.
-Ale masz nastrój na picie? Jak Klopp nas tu zobaczy to mamy przesrane!
-Daj spokój.-uśmiechnął się pobłażliwie.-Usiądź,napij się czegoś, wyluzuj...
-Nie wiem dlaczego to robię...-pokręcił głową.
-Żeby mi pomóc...-oznajmił.-Może sobie jakąś dupcie znajdziesz.-uśmiechnął się znacząco.
-Reus, zapomniałeś że za miesiąc jest moje wesele? Z Agatą ?
-Oj tam, może zmienisz zdanie...
-Nienawidzę Cię.-warknął .
***
Znalazła go. Przekazał jej towar i mogła spokojnie się zaćpać. To było silniejsze od niej. Czuła,że się stacza,ale nie umiała z tym walczyć. Nie miała żadnej opory, żadnej pomocy. Przed pójściem do klubowej toalety napiła się jeszcze koniaku, aby wzmocnić działanie narkotyku.
Weszła do środka i rozejrzała się w około. Zaraz dozna wspaniałego stanu, który pokochała...
W torebce miała już uszykowany tak zwany 'kompot',czyli heroinę rozcieńczoną z podgrzaną wodą.
Zaczęła nerwowo i niecierpliwie podwijać rękaw jeansowej kurtki. Wyszukała odpowiednią żyłę i wbiła igłę.
Myślała,że będzie tak jak zwykle...że poczuję się świetnie. Niestety. Zaczęło jej się robić słabo i nagle usnęła...
***
Kuba już całkiem przestał rozumieć Marco. Nie rozumiał jego postępowania. Na początku mówił,że nie ma nastroju na dziewczyny, a teraz obraca jakieś laski na parkiecie.
Błaszczykowski przyglądał się jego wybrykom z kanapy. Widział jaki jest bezradny i sam nie wie co czyni. Ale on był jak dziecko. Nie można było mu przetłumaczyć co jest dobre,a co złe.
Marco bawił się świetnie. Tańczył z blondynkami, brunetkami, szatynami...każda się do niego kleiła. On sam wiedział,że może mieć każdą,lecz on nie chciał. Czekał na tą jedyną, niepowtarzalną i ukochaną.
Ale gdy był pijany nie zwracał na nic uwagi.
-Wybaczcie, małe,ale muszę do kibla.-uśmiechnął się do towarzyszek.
Poszedł rozweselony do toalety. Kuba poszedł za nim,aby czasem nie zrobił czegoś głupiego.
Reus był już wstawiony, bo pomylił toaletę damską z męską. Popchnął drzwi i wszedł do środka. W pewnym momencie błyskawicznie otrzeźwiał. Ujrzał leżącą na podłodze dziewczynę. Była blada...podszedł bliżej i zobaczył ,że ma strzykawkę w żyle. Przeraził się i wybiegł w poszukiwaniu Kuby. Znalazł go szybciej niż myślał.
-Kuba, Kuba!-złapał go za rękaw.-Tam jest dziewczyna...zaćpała się chyba! Chodź!
Wbiegli przerażeni do pomieszczenia. Blondyn podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny i zaczął nią potrząsać.
-Żyjesz? Żyjesz?
-Zostaw ją, dzwoń po pogotowie, szybko!-wrzasnął Błaszczykowski.
-Dzwonie!
~~~
Napisałam. Znalazłam chwilę czasu i oto pierwszy rozdział.
Proszę o komentarze!
Pozdrawiam :*
czwartek, 13 czerwca 2013
Główne postaci :
Diana Dark
''Jestem morderczynią. Zabijam dziecko swoich rodziców. Okłamuje samą siebie i pragnę zrozumienia,kiedy nie potrafię pojąć samej siebie.A gdy staje się obojętna na wszystko zjawia się on i krzyżuje moje wszystkie plany związane z przyszłością...jeżeli w ogóle można to tak nazwać.''
Opis bohaterki : Diana , należy do buntowniczek. Jest zagubioną w pewnym świecie dwudziestolatką. Pochodzi z zamożnej i szanowanej rodziny. Samotnica z wyboru. Jest małomówną,realistką widzącą ukojenie w narkotykach lub alkoholu.Nie potrafi rozmawiać z rodzicami . Boi się kontaktu z ludźmi. Boi się krzywdzić niewinne osoby , które mogłyby przypadkiem jej zaufać. Boi się krzywdzić ich,więc krzywdzi samą siebie. Już jakiś czas temu popadła w nieszemrane towarzystwo.
Pragnie miłości, która tak jak sądzi sama panna Dark wyciągnie ją z piekielnego nałogu.
Cechy szczególne : Współczucie, troska, pokora.
Marco Reus
''Zniszczyłem się. Pragnę odbudowy,lecz sam nie potrafię stanąć na nogi. Mam przyjaciół,którzy wiedzą co jest dla mnie lepsze, staram się ich słuchać,ale mimo to wciąż spadam w dół jak kamień...często uderzając o dno.
A gdy staję się obojętny na wszystko zjawia się ona i zatracam się w niej zapominając o wybrykach''
Opis bohatera : Marco, należy do imprezowiczów. Jest pewnym siebie chłopakiem, który nie boi się życia. Osiągnął spory sukces. Jest gwiazdą piłki nożnej i każdego dnia korzysta z tego miana.
Rok temu zmarła jego trzynastoletnia siostra i matka. Od tamtej pory zarywanie nocki,przez huczne imprezy to normalka. Stara się zapijać smutki. Dobrze wie,że to może go zniszczyć.
Pragnie miłości , która jak sądzi sam pan Reus wyciągnie go z tego piekielnego nałogu.
***
A oto oni...hmm..gdyby ktoś miałby ochotę czytać kolejne opowiadanie, które będę pisać, proszę o pozostawienie komentarza po tym wpisem.
Podoba Ci się ?- skomentuj!
Nie podoba Ci się? -skomentuj i powiedz co robię źle ;)
Z góry dziękuje.
Na koniec jeszcze dodam,że...piszę ponieważ to jest mój własny narkotyk. Kocham to i pragnę ,aby ktoś czytał moje rozdziały i szczerze je oceniał. Jest to moje marzenie,aczkolwiek ... nie wiem czy potrafię sprostać Waszym wymaganiom. Gdy czytam opowiadania różnych bloggerek, uświadamiam sobie,że moje są denne i puste...można nawet rzec ,że na poziomie podstawówki.
nie zanudzam....
Proszę o komentarze! ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)