piątek, 22 listopada 2013
Ostatni.
Czasami jest inaczej niż nam się wydaje.
Noc była naprawdę spokojna. Niebo choć ciemne, niezbyt gwieździste, otulało ludzi miękką kołderką, zachęcając do głębokiego, przyjemnego snu.
Diana wstała w nocy tylko na chwilę, aby nakarmić syna. Była taka szczęśliwa. W końcu jej życie zaczęło nabierać barw, zmieniać się na lepsze. Kładąc się obok blondyna czuła wspaniałe podniecenie,które przeszywało jej ciało. Był taki delikatny, chronił ją i sprawiał,że czuła się bezpiecznie.
Wchodząc z powrotem do łóżka, przez przypadek obudziła swojego ukochanego.
-Nie śpisz?-zapytał zaspany Marco.-Co się dzieje?
-Nic, przecież byłam nakarmić Feliksa.-powiedziała.-Śpij.
-Ych, przepraszam, ja mogłem wstać.-mamrotał.
-Przestań, przez dwa lata dawałam radę.-uśmiechnęła się.-Ale miło z Twojej strony.-ucałowała go w policzek.-Teraz chcę spać, Tobie również radzę.
-Mhm, ale powiedz mi, kto do Ciebie zdzwonił na wieczór?-zapytał, bardziej ożywiony.
-Nie ważne.-szepnęła.
-Powiedz.-nalegał.
-Boże, Marco to moja prywatna sprawa!
-Nie. Mamy razem dziecko, kochamy się. Zrozum...moje sprawy to Twoje sprawy, a Twoje sprawy to moje sprawy.-uśmiechnął się delikatnie, aby Diana mu zaufała. Wiedział,że to trudne.
-Marco, jesteś moją drugą częścią,ale...tu chodzi o moich rodziców. Nie jest tak, jak mówiłam Ci na początku. Moi rodzice nie żyją. Mój brat jest w jakiejś rodzinie zastępczej o której nie mam pojęcia. Facet,który wczoraj do mnie dzwoni ma informacje o moich rodzicach.Powiedział,że mamy spotkać się jutro.
-O cholera, jestem w szoku...-syknął.-Ale chwila, dlaczego nie trafiłaś do rodziny ze swoim bratem?
-Uciekałam. Nie mogłam słuchać o tym, jaka jestem beznadziejna.-powiedziała.-To była presja. Uciekłam tutaj, zaczęłam ćpać i tak się zaczęła moja przygoda.
-To straszne.-rzekł zdecydowanie.-Jutro idziemy.
-Wiem, dziękuje,że zamierzasz iść ze mną. Miałam obawy do pójścia tam sama.
-Nie bój się, ze mną jesteś bezpieczna,kochanie.-przytulił ją do siebie,a ona wtuliła się w jego tors.-Kocham Cię, już zawsze będzie tak jak teraz.
***
Z samego rana, Diana usłyszała dźwięk telefonu. Szybko odebrała, widząc,że dzwoni ten sam numer,który dzwonił do niej wczoraj wieczorem.
-Słucham?
-Słuchaj Diana, mała zmiana planów.-odezwał się ten sam męski głos co wczoraj.-Spotkajmy się wcześniej.
-Jak to? Mam dziecko, nie mogę zostawić go samego !-odezwała się.-Zrozum człowieku, widzimy się o 12.
-10.30, masz mieć 10 tysięcy Euro w gotówce!-krzyknął.
-Skąd mam wziąć tyle kasy?!-wrzasnęła, budząc tym samym Reus'a.
-Jesteś dziewczyną tej gwiazdy!-zaśmiał się.- Na pewno masz tyle pieniędzy. To sporadycznie mało jak na takie informacje.
-Dobrze. Będę.-oznajmiła już cichszym i spokojniejszym tonem niż mówiła wcześniej. Dziewczyna była tak bezradna,że osunęła się i upadła na łóżko . Sama nie wiedziała co o tym myśleć. Z jednej strony chciałaby nawiązać kontakt z bratem, ale po co? Przez tyle czasu była sama, czasem było źle,a czasem miewała dobre momenty tej samotnej wędrówki. Ale dawała radę. Wtedy nikt nie chciał jej pomóc, jedynie obcy mężczyźni podali jej pomocną dłoń. Czy teraz, gdy wszystko się ułożyło będzie ubiegać się o kontakt z tą nieszczęsną rodziną? Chyba to nie byłoby w jej stylu.
-Diana, co jest?-zapytał zaspany Reus.-Musimy jechać?
-Ja muszę jechać.-szepnęła.-Pozwól,że sama to załatwię. Nie martw się o mnie.-ucałowała go czule.-Będę niedługo z powrotem.
-Nie możesz iść sama...
-Przestań, jestem dużą dziewczynką.-uśmiechnęła się lekko i spojrzała mu w oczy.-Kocham Cię,ale pozwól mi iść sama.
-Dobrze,ale będę dzwonił co dwie minuty.-oznajmił,po czym odprowadzał ukochaną jedynie wzrokiem. Chwilę potem usłyszał ''widzimy się później'' i trzask drzwi frontowych. Kobieta, od razu po wyjściu z mieszkania, pobiegła do banku po gotówkę.
***
Diana, nerwowo krążyła po umówionej ulicy.Nie widziała nikogo,kto mógłby być potencjalnym szantażystą. Zdenerwowana, usiadła na przystanku autobusowym i pozostało jej czekać. W pewnym momencie usłyszała ciche chrząkanie. Podniosła wzrok.
-Myślę,że to mnie wyczekujesz.-odezwał się nieznany, męski głos.-Nie musisz znać mojego nazwiska, po prostu daj pieniądze, a ja opowiem Ci o Twoim bracie.
-Skąd mam wiedzieć,że nie łżesz?
-Nie chcesz spróbować?-zadrwił.
-Wie pan co? Mnie to nie obchodzi! Przez tyle czasu byłam sama! Sama!-unosiła głos.-Teraz to wszystko nie robi mi różnicy, teraz mam wszystko czego potrzebuję.-warknęła i szybko wstała z ławki.
-Poczekaj...-szarpnął ją.-A co gdybyś właśnie teraz rozmawiała ze swoim baratem?
-Byłabym cholernie zawiedziona.-prychnęła.
-To bardzo mi przykro...żegnaj Diana.-wydukał lekko zdziwiony reakcją Diany, chłopak.
-Żegnam!-warczała, lecz gdy chłopak zaczął odchodzić przyjrzała mu się bliżej i zrozumiała,że popełniła błąd.-Kevin?!-zawołała za nim.- Kevin, to Ty?!-ruszyła za nim, lecz na próżno,bo chłopak wsiadł do autobusu,a ten szybko odjechał.
Diana poczuła się tak, jakby jej serce łamało się na milion małych kawałków. Po jej policzku zaczęła spływać łza,bezbronna i smutna -zupełnie jak Czarnowłosa.
***
Wieczorem, przygnębiona Diana wtuliła się w silne ramiona blondyna. On głaskał ją po plecach i składał delikatne pocałunki na jej czole.
-Cierpisz przeze mnie?-zapytał.
-Cierpię, bez Ciebie...-wyznała.-I w sumie wszystko mi jedno, jeżeli chodzi o tą całą resztę. Ja tylko chcę,abyś był ze mną...
-Będę...bo wiesz,że mogę zabić za Ciebie. Chociaż jesteś inna.
-Kocham Cię...
-Bardziej niż cały świat.-dopowiedział, całując ją najbardziej namiętnym pocałunkiem świata.
_____________________________________________
Wydaję mi się,że to już koniec ; )
Dziękuje,za wszystkie chwile tutaj razem spędzone. Mam nadzieję,że będzie ich jeszcze trochę, choćby na moim nowym blogu. ; )
Serdecznie dziękuje stałym komentatorkom,które cały czas mnie wspierają . I dziękuje również tym,którzy nie komentowali,ale czytali :) Wszystkim dziękuje i naprawdę podziwiam,że przebrnęli przez ten melodramat, bo czasami nawet ja miałam tego dosyć.
A jeżeli już jesteśmy przy podziękowaniach to dziękuje Nice Majewskiej za znoszenie moich dziwnych pomysłów, smutków i dziękuje za ciągłe wsparcie. Dziękuje Pysce,która pomogła mi wyjść z dołka i Truskawkowej za to,że zawsze poprawia mi humor i dzięki niej łapię wenę! - Taka wzmianka, dziękuje,po prostu.
Serdecznie pozdrawiam,Izaa
Zapraszam : nie-oszukasz-swojego-przeznaczenia.blogspot.com
piątek, 15 listopada 2013
Rozdział 31.
Naćpany miłością, opity nienawiścią.
Już dzisiaj, Marco miał zabrać swoją ukochaną do Dortmundu, miasta,które Diana tak bardzo kochała,a zarazem nienawidziła. Wszystkie uliczki przypominały jej o swoim wcześniejszym życiu. Życiu,które męczyło ją i jej bliskich. W zasadzie, chyba nie można było nazwać tego życiem. Istnienie. Brak życia w jej dniach, miesiącach, latach.Marnowała siebie i innych. A teraz? Teraz jest zupełnie inaczej. Dziewczyna jest matką dziecka, które kocha z całych sił. Potrafi kontrolować swój nałóg i jest kochana. Ma przy sobie, kogoś komu ufa.Ktoś kiedyś powiedział,że narkomanem jest się całe życie - to prawda. Dianie do dziś marzą się strzykawki pełne kokainy,ale ma silną wole. Cała jest zbyt silna,aby ulec.
-Musimy już jechać.-oznajmił Kuba, wparowując do salonu.-Jak się spóźnimy, to zamorduję.-uśmiechnął się radośnie.
-Dobra, dobra Kubuś, ale weź jeszcze tą torbę z korytarza.-poprosiła Agata.
-Spakowałem.-parsknął.-No ruszać tyłki i idziemy!-pośpieszył przyjaciół, a oni posłusznie wstali z kanapy i udali się za nim, prosto na klatkę schodową. Marco trzymał na rękach małego Feliksa. Nie mógł nacieszyć się tym stanem,kiedy miał ich oboje. Przyglądał się maślanym, spełnionym wzrokiem na Dianę,która właśnie zamykała mieszkanie. Ona również była szczęśliwa. Czuła,że wszystko co złe minęło.
-Jak się czujesz?-zapytał ją,kiedy odeszła od drzwi.
-Dobrze,ale jest mi przykro,że muszę stąd wyjechać.Przyzwyczaiłam się,lecz z Tobą mogę mieszkać wszędzie. Kocham Cię Marco.-szepnęła.-Ale ta miłość niszczy mi życie, wiesz?
-Wiem kochanie.-westchnął smutno.-Przepraszam.
-Przecież to nic nie da.-zacytowała swojego najlepszego przyjaciela,Wojtka.-Nie smuć się, jestem przy Tobie.-wtuliła się w blondyna.-Jesteśmy.-poprawiła się, kiedy spojrzała na syna,tak samo jak ona,był wtulony w Reus'a.
-Jestem najszczęśliwszy na świecie.-oznajmił,gdy wyszli z klatki schodowej.-Obiecaj,że już zawsze tak będzie.
-Chciałabym,lecz nie mogę tego obiecać. Życie jest nieobliczalne.-wyszeptała.-Dobra, chodźmy już do tego samochodu.
-Dobrze, kotku.-ucałował Czarnowłosą w policzek.
***
W końcu dotarli do Dortmundu. Na przystanku czekał na nich Piszczek, najlepszy przyjaciel Kuby. Błaszczykowski, był bardzo zadowolony z tego,że Marco i Diana są razem. To było jego marzenie, chociaż naraził przez to przyjaźń ze Szczęsnym.
-To do kogo najpierw?-spytał Łukasz.
-Do Nas.-odezwała się Agata.-Jestem taka zmęczona,że zdycham.
-Okej, piękna!-uśmiechnął się uroczo.-A co tam u was, Diano?
-Świetnie.-odpowiedziała entuzjastycznie, przyglądając się Reus'owi.-Zaczynamy od nowa, to super, nieprawdaż?
-Cieszymy się ogromnie, bo Wasze life story zaczynało mnie przerażać. Miałem obawy,że pogubicie się w tym chaosie własnych uczuć. Dobrze,że mamy happy end.-uśmiechnął się.
Piszczek, mimo że był świetnym kierowcą , nie mógł nic wskórać w sprawie ciągłych korków na drodze, przez co podróż do domu Błaszczykowskich zajęła trochę więcej czasu, niż przypuszczali. Korzystając z chwili spokoju, Diana napisała sms'a do Wojtka. Przez tą całą sprawę czuła wyrzuty sumienia. Było jej po prostu źle z tym,że Szczęsny cierpi.
,,Moje serce, zawsze z Tobą, Przyjacielu.'' -wysłała. Niby nic, lecz miała nadzieję,ze Wojtek chociaż to przeczyta. W sumie, trochę jej ulżyło, wysyłając tą wiadomość.
Na szczęście dojechali już pod dom Kuby oraz Agaty. Nie wchodzili do środka, a wręcz przeciwnie, szybko ruszyli pod blok Reus'a,który pod nieobecność Diany przeprowadził się bliżej swojego klubowego kolegi -Łukasza Piszczka,aby czuć się lepiej będąc w stanie całkowitego załamania.
Ku zdziwieniu Diany, w pewnym momencie usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzała na ekran.
Wojtek .- przeczytała.
,, Nawet śmierć nas nie rozłączy. Bo jak nie Ty to kto mi został? Nikt. Tylko szkoda,że nasze serca nie czują tego samego. Diana, Kocham. <3 ''
Uśmiechnęła się lekko, wiedząc,że jego słowa są szczere. Wiedziała,że kiedy coś się stanie, będzie przy niej. Nim się obejrzała, byli już przed drzwiami nowego mieszkania.
-Witam w domu!-pocałował czule Dianę, kiedy przeszli przez próg. Następnie, ucałował synka. Widział jak się uśmiecha i macha rączkami. Był taki rozkoszny.
Wieczorem, kiedy Diana uśpiła Feliksa, razem z Marco usiadła przed telewizorem i włączyli swój ulubiony serial - Californication. Może był i głupi,ale poprawiał humor, jak mało co.
-Kocham Cię.-powiedział w pewnym momencie Reus.
-Ja Ciebie również.-pocałowała go w usta. Po chwili, zadzwonił telefon Czarnowłosej,a na ekranie wyświetlił się numer zastrzeżony. Odebrała.
-Słucham.
-Widzę,że wróciłaś do Dortmundu.-usłyszała nieznany, męski głos.
-A kto mówi?
-Słuchaj, mam coś co Cię zainteresuje.
-Przepraszam, o co chodzi?
-Nie chciałabyś odwiedzić rodziców? Mam coś co Cię zainteresuje.-powtórzył.
-O co panu chodzi?
-Jutro o 12, na rogu ulicy Landgrafenstraße, od strony Hohe Straße.
-Ale...-przerwał jej dźwięk odkładanej słuchawki.
_____________________________
Witam.
Dodaję w piętek ! :) Nie powala, wiem, ale mam nadzieję,że chociaż troszkę się podoba :)
Nowy rozdział, również tutaj :
http://nie-oszukasz-swojego-przeznaczenia.blogspot.com/
Dziękuje i pozdrawiam, Izaa ; **
sobota, 9 listopada 2013
Rozdział 30.
Diana zasnęła w objęciach Marco,który był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Dziewczyna czuła się bezpieczna w jego ramionach. Bardzo podobało jej się to,że przez całą noc, gdy płakała całował ją w czoło i tulił z całej siły. Reus czuł,że w końcu będzie szczęśliwy,że w końcu odzyskuje swoją rodzinę,którą tak bardzo kocha. Okres dwóch lat był dla niego najgorszym czasem w życiu. Tęsknił za Dianą. Tęsknota go wyniszczała,ale był silny. Musiał być, ponieważ był odpowiedzialny za grę w Borussi.
Dziewczyna zaczęła się budzić. Otwierała zmęczone oczy...spojrzała na uśmiechającego się Marco.
-Cześć.-uśmiechnęła się najsmutniejszym uśmiechem, jaki było mu dane oglądać.-Tęskniłam za Twoją obecnością...
-Kocham Cię bardziej niż cały świat. Nawet nie wiesz,jak bardzo szczęśliwy jestem.-wyznał, gładząc jej włosy.-Dlaczego jesteś smutna?
-Jest mi żal, żal mi tych dwóch lat bez Ciebie. I tego,że będę musiała opuścić to miejsce, ten dom. Wszystko miałoby przecież inne.
-Ale jesteśmy razem.-spojrzał jej w oczy.-Wrócisz ze mną do Niemiec. Będzie dobrze.
-Co z Wojtkiem?
-Będziemy go odwiedzać. Obiecuje Ci, kochanie.-pocałował ją.
-Kocham Cię.-wtuliła się w niego.-Jedziemy jutro ,prawda?
-Tak, Kuba ustalił lot o godzinie 11.-powiedział.-Kuba też jest szczęśliwy.
-Agata również, wiesz?
-Wiem.-uśmiechnął się.
-Słuchaj, muszę dzisiaj iść do Wojtka.-oznajmiła.-Muszę iść sama.
-Rozumiem.
-Zostaniesz z Feliksem, proszę.
-Oczywiście, co to za pytanie. Z przyjemnością!
-Świetnie!-ucieszyła się.-Muszę iść jeszcze do pracy, aby się zwolnić ...
-Kotku, podaj mi adres,a ja to załatwię.
-Naprawdę?
-Jasne.
-Dziękuje, kochanie!-musnęła ustami policzka blondyna.-Kocham..
-Ja Ciebie też.-uśmiechnął się.-Idziemy na śniadanie?
-Tak.-wstali z łóżka i powędrowali do kuchni, w której buszowała Agata. Kiedy blondynka ujrzała uśmiechniętą Dianę wraz z Marco, od razu zaczęła wesoło trajkotać o tym jak bardzo się cieszy z ich szczęścia.
Około dwunastej, Diana przeprosiła Agę,Kubę oraz ukochanego i poszła na przystanek,aby dojechać pod dom Wojtka. W mieście nie było korków, więc podróż czerwonym autobusem nie zajęła jej więcej czasu niż 10 minut. Po tym czasie, wysiadła tuż przed domem Szczęsnego. Chwileczkę później stała tuż przed drzwiami jego mieszkania. Zadzwoniła dzwonkiem i poczekała chwilkę.
-Cześć Wojtek.-powiedziała,kiedy drzwi się otworzyły.
-Diana.-przywitał się, lekko kłaniając. Zawsze był dżentelmenem.-Co Cię tutaj sprowadza?-zapytał.
-Wojtek!-rzuciła mu się na szyję, mocno przytulając.-Wojtek, pamiętaj,że zawsze będę Cię kochała...Tylko inną miłością. Jesteś mi bratem, przyjacielem...ale nikim więcej. Przepraszam, Wojtek.
-Diana.-wtulił twarz w jej włosy i zamilkł, chcąc nacieszyć się tą chwilą.-Rozumiem to...
-Nie wiem dlaczego tak się to wszystko potoczyło...ja...naprawdę przepraszam.
-Przestań,młoda.-uśmiechnął się pocieszająco, mając łzy w oczach.
-Zawsze umiesz pocieszyć, Wojtuś.-otarła spływające łzy.-Ale jest jeszcze jedna rzecz...
-Wejdźmy do środka.-poprosił i weszli.
-Wyjeżdżam do Dortmundu, chyba rozumiesz...-zobaczyła jak bramkarz bezsilnie siada na kanapie.-Wojtek...będę Cię odwiedzała z Feliksem. Nigdy o Tobie nie zapomnę.Rozumiesz.-uniosła jego twarz tak,aby patrzył jej w oczy.-Kocham Cię, tylko trochę inaczej niż kocham Marco.
-...-odpowiadała jej cisza.
-Jutro wyjeżdżam, pamiętaj,że niedługo Cię odwiedzę.-uśmiechnęła się delikatnie.-Będę dzwoniła, pisała i zawsze oglądała w telewizorze Twoje mecze. Ach, pamiętaj,że trzymam kciuki!-nie odzywał się. Kątem oka, spoglądał na jej smutne oczy.-Wojtek, do cholery jasnej, odezwij się!
-Przyrzekam,że dałbym, kurwa, wszystko abyś była tutaj ze mną.-wyszeptał.
-Przepraszam.
-Przecież to nic nie da.-wstał.-Chcę abyś była szczęśliwa.
-Kocham Cię.-nieśmiało ucałowała go w policzek.-Nie kochaj mnie, bo to Cię niszczy. Nie zasługuję na miłość, kogoś takiego jak Ty. Jesteś wspaniały.-wpatrywała się prosto w jego oczy,a ten niespodziewanie zatopił swoje usta w jej wargach i poczęli się całować. Pocałunek ten był bardzo namiętny, lecz krótki. Diana oderwała się od niego i stanęła naprzeciw niczym wryta.
-Do zobaczenia, Wojtek.
-Do zobaczenia.-uśmiechnął się blado.
Diana była niesamowicie zaskoczona i ... było jej wstyd tego,że kochając Marco całowała się z Wojtkiem. Postanowiła o tym zapomnieć i szybko wrócić do rzeczywistości i swojego Marco.
----------------
Witam. To już 30 rozdział ;o
Uwazam,ze na kilka/kilkanaście rozdziałów będzie koniec,tejże specyficznej historii.
No nie wiem... jak ten rozdział...Same oceńcie.
Dziękuje za poprzednie komentarze!
Pozdrawiam,Izaa
Zapraszam tutaj : http://nie-oszukasz-swojego-przeznaczenia.blogspot.com/
mój nowy blog, chciałabym znać waszą opinię na temat nowego bloga. Z góry dziękuje!
piątek, 8 listopada 2013
Coś nowego!
Witam serdecznie, kochane!
Chciałabym zaprezentować coś zupełnie nowego z mojej strony. Tym razem chyba nie będzie pociętych krwawych rąk, lub ćpunek. Będzie to zupełnie inne opowiadanie i mam nadzieję,że się choć trochę spodoba.
Czytajcie i podajcie dalej! --------------- > http://nie-oszukasz-swojego-przeznaczenia.blogspot.com/
sobota, 2 listopada 2013
Rozdział 29.
,,Nie umiesz się bronić.
Im większa miłość tym większy chaos.''
***
Powoli czas pobytu przyjaciół z Dortmundu u Diany zbliżał się ku końcowi. Już jutro mięli wrócić do domu. Kuba zabukował bilety, a Agata spędzała ostatni dzień z Dianą na zakupach. W tym czasie Marco, Kuba i Wojtek zajmowali się chorym Feliksem. Jego stan znacznie się poprawił, dlatego też jego mama pozwoliła sobie na mały wypad do galerii handlowej.
Marco czuł się podle. Nie dość,że nie udało mu się odbudować zaufania Diany to już jutro straci syna na kolejne pół roku, bo dopiero wtedy znajdzie czas na przyjazd do Londynu.
Wojtek zaś czuł ulgę,że już niedługo pozbędzie się problemu, czyli Reus'a. Szczęsny mimo tego,że tego nie okazywał zakochał się w Dianie. Kochał też małego Feliego i bał się ich utraty. Kuba jednak nie wiedział co o tym myśleć, dlatego też postanowił porozmawiać z nimi obojga. Bał się o Dianę, bał się,że ktoś ją zrani...
-Możemy porozmawiać?-Błaszczykowski zwrócił się do Szczęsnego. Ten jedynie kiwną potwierdzająco głową i usiadł na kanapie.-Wojtas, wiem,że czujesz coś do Diany. Okej,ale nie możesz wchodzić pomiędzy nią a Marco. Mają razem dziecko, rozumiesz?-mówił spokojnie.
-Wiedziałem,że chodzi Ci dokładnie o to.-uśmiechnął się cynicznie.-Mam spieprzać,bo blondasowi się przypomniało,że ma dziecko.-warczał.-Myślałem,że...jesteśmy przyjaciółmi.
-Wojtas, przecież jesteśmy ! Ale oni się kochają...
-Właśnie widzę.-parsknął.-Okej, mam to gdzieś. Po prostu myślałem,że każdy ma prawo do miłości. Nie, okej... odsunę się. Nic nie znaczę dla niej i dla was.-głos mu się łamał.-Po prostu zniknę.-syknął po czym nerwowo wstał i wybiegł z mieszkania Diany.
-No i kurwa świetnie.-prychnął wkurzony Kuba.
Marco ku swojemu zdziwieniu, po wejściu do salonu nie zastał tam Wojtka, którego od pewnego czasu uważał za swojego wroga.
-Gdzie tamten?-mruknął pytająco.
-Pokłóciliśmy się.-westchnął.
-O co poszło?
-O Was.-syknął.
-Jak to?
-Powiedziałem mu,aby się nie wpieprzał między Was.-rzekł.-Zabolało go.
-Ja pierdziele.-usiadł chowając twarz w dłoniach.-Wszystko się pieprzy. Przeze mnie.
-Przestań.
-Co przestań?! Jakie przestań?! Przecież ja jutro wyjadę, a ona zostanie sama,bo Wojtek się obraził i jest maksymalnie wkurzony.
-Kurwa.-przeklął.
-I co ja mam do cholery zrobić?!
-Nie wiem...po prostu mnie też zaczęło to przerastać.
-Przepraszam stary.-wstał.-Muszę wyjść.-powiedział roztrzęsionym głosem.
-Marco! Gdzie idziesz?!-krzyczał na nim,lecz na marne, ponieważ Reus wybiegł z bloku. Błaszczykowski odpuścił pościgu za nim i usiadł załamany na fotelu przy oknie z widokiem na centrum Londynu. Miał mętlik w głowie. Wszystko co przez tak długi czas było w miarę ułożone i spokojne, teraz zamieniło się w chaos. Chaos,którego nijak nie da się ogarnąć.
***
Dziewczyny powoli zwijały się do domu. Agata zamówiła taksówkę,którą obie podjechały pod blok Diany. Były jak siostry,które właśnie wracają do domu z sobotnich zakupów na które pozwolili rodzice. Cieszyły się z każdego momentu. Były zadowolone.
Weszły do mieszkania, w którym panowała prawie grobowa cisza. Zdziwiona Diana na początku sprawdziła co u Feliksa, a ten słodko spał. Zapalenie płuc chyba tak w prawdzie nie było zapaleniem, gdyż mały po trzech dniach okazywał się być coraz zdrowszy.
-Halo, jest tu ktoś?-zawołała Aga.
-Tak, tak jestem w salonie.-usłyszały głos Kuby.
-Gdzie reszta?-zapytała Diana wchodząc do salonu.
-Nie pytaj.-westchnął.-Przepraszam bardzo,ale chyba przed chwilą zjebałem całą sytuację.-zaśmiał się sarkastycznie.-Tamci dwaj przeze mnie sobie poszli. Ja chyba też spieprzę.-mówił, a jego oczy pełne łez spoglądały na zaskoczone dziewczyny. -Sorry, idę.-walnął pięścią w stół i wyszedł.
-Kuba! Kuba zostań!-krzyknęła Agata i pobiegła za ukochanym. Na szczęście złapała go w korytarzu.-Co Ty wyprawiasz?! Jesteś mężczyzną?! Powiedz o co chodzi! Nie bądź tchórzem!-krzyczała na niego, aby ten przejrzał na oczy.
-Agata! Nie rozumiesz co się dzieje! To wszystko wokół mnie zaczęło świrować. Jeden zakochał się w matce dziecka kolesia,który także ją kocha. Ta z kolei nie wie kogo wybrać i co ?! Wszystko się rozpierdala! Tracę przyjaciół, boję się o Dianę ... -mówił bezradnie.- Agata nie ogarniam! Nie daje rady! -wrócił i usiadł bezsilnie na fotelu.-Diana błagam zadzwoń do Marco,żeby nie zrobił żadnych głupstw.
-Dlaczego miałby zrobić jakieś głupstwo?-zapytała łamiącym się z przejęcia głosem.
-Mówił,że to wszystko jego wina.
-Wszystko, to znaczy?
-To,że Wojtek jest cholernie zły, a Ty nie masz w nim oparcia przez jego błędy z przeszłości.
-Cholera!-oparła się o ścianę.-Gdzie on teraz jest?
-Nie wiem.
-Zadzwonię.-poszła do kuchni.
Agata z Kubą zostali sami w salonie. Blondynka patrzyła na ukochanego troskliwym wzrokiem. Przyglądała się jego oczom, które błagały o spokój. Podeszła do niego i...przytuliła go z całych sił. Pocałowała go w policzek i oparła swoją twarz o jego. Trwali w takim uścisku aż do czasu powrotu Diany.
-I jak?
-Jest w barze na Greenwich.-powiedziała.-Nie wróci, bo pije. Tak powiedział.
-Idź po niego. Tylko Ty go tutaj przyprowadzisz.
-OK.-westchnęła.-Zamawiam taksówkę.-oznajmiła.
Po dziesięciu minutach pod blokiem czekała taksówka. Diana zbiegła ze schodów i wsiadła. Poprosiła o kurs na Greenwich, do lokalu Nirvana. Droga nie zajęła więcej niż dziesięć minut. Czarnowłosa wysiadła przed barem i weszła do środka. Było tam dużo ludzi. Mimo to Diana szybko rozpoznała Reus'a, gdyż ten siedział przy barze i popijał mocne trunki. Wkurzona dziewczyna podeszła do niego i szarpnęła za ramię.
-Co ty odpierdzielasz?-zapytała.
-Nic.-uśmiechnął się.
-Dobrze,więc chodź do domu.-poprosiła spokojnie.
-Nigdzie nie idę.Wszystko jest do bani.
-Nie zachowuj się jak małolat tylko chodź, bo musimy porozmawiać.
-O czym? Od kiedy chcesz ze mną rozmawiać?
-Marco, błagam...
-Wszystko spieprzyłem. Chyba skoczę z mostu. Nic tu po mnie.
-Przestań!-krzyknęła.
-Diana, wszystko zaczęło mnie przerastać. Przeze mnie Wojtek...nie ważne.-prychnął.-Kuba nabawi się przeze mnie nerwicy.
-Tu się zgodzę.-przyznała.-Ale chodź do domu.
-Nie idę!
-Panie Reus, niech pan idzie jak pana kobieta prosi.-wtrącił się barman, który rozpoznał gwiazdę Bundesligi.
-Właśnie jestem tutaj dlatego,że ona nie jest MOJĄ kobietą.-zaśmiał się ironicznie piłkarz.-Wszystko jest takie popieprzone, wie pan?
-Marco przestań, chodź ze mną do domu! Musimy pogadać! Bardzo poważnie! Chodzi o Twojego syna, rozumiesz?!
-Jeżeli tak stawiasz sprawę, to idę.-westchnął i położył na ladzie 100 funtów, nie oczekując reszty. Chwiejnym krokiem wyszedł z lokalu, prowadzony przez Dianę. Do domu wrócili tą samą taksówką, którą Diana dotarła na Greenwich. Reus z ledwością wczołgał się na 2 piętro. W końcu weszli do mieszkania.
-Jesteśmy.-oznajmiła dziewczyna.-Przepraszam Was, kochani,ale chciałabym porozmawiać z Marco sam na sam. Będziemy w mojej sypialni.
-Dobrze.-kiwnęła głową Agata.
Marco usiadł na łóżku. Z ciekawością patrzył na Czarnowłosą,a ta zaczęła mówić.
-Słuchaj, Ty jutro jedziesz... A ja nie chcę,aby Felix nie miał ojca. Chyba sam rozumiesz.
-No tak.
-Nie wiem jak to zabrzmi,ale...idioto ja Cię naprawdę kocham, tylko nie jestem w stanie Ci wybaczyć. Po prostu nie umiem.
-Diano, pamiętasz jak ćpałaś? Jak się mordowałaś? Myślisz,że umiałem Ci wybaczyć? Nie! Ale kochałem Cię całym sercem,więc Twoje błędy wcale się nie liczyły. Miałem je gdzieś. Teraz też Cię kocham. Najmocniej...-powiedział.
-Marco...-wyszeptała.-Kocham Cię...wariacką miłością. Chcę wrócić do Dortmundu. Z Tobą.
-Diana!-objął ją.-Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie..
-----------------------------------------------
Witam. Wiem,że jestem trochę dziwna, bo raz piszę krótkie rozdziały,a raz takie tasiemce. Trudno, prawda?
Mam nadzieję,że nie zawiodłam. Bardzo bym chciała,abyście były zadowolone czytając te wypociny. Bo to wszystko co mam.
Im większa miłość tym większy chaos.''
,,Nieodwzajemniona miłość,
ten rodzaj czekania, kiedy czekasz na coś,
co nigdy nie nadejdzie.''
ten rodzaj czekania, kiedy czekasz na coś,
co nigdy nie nadejdzie.''
***
Powoli czas pobytu przyjaciół z Dortmundu u Diany zbliżał się ku końcowi. Już jutro mięli wrócić do domu. Kuba zabukował bilety, a Agata spędzała ostatni dzień z Dianą na zakupach. W tym czasie Marco, Kuba i Wojtek zajmowali się chorym Feliksem. Jego stan znacznie się poprawił, dlatego też jego mama pozwoliła sobie na mały wypad do galerii handlowej.
Marco czuł się podle. Nie dość,że nie udało mu się odbudować zaufania Diany to już jutro straci syna na kolejne pół roku, bo dopiero wtedy znajdzie czas na przyjazd do Londynu.
Wojtek zaś czuł ulgę,że już niedługo pozbędzie się problemu, czyli Reus'a. Szczęsny mimo tego,że tego nie okazywał zakochał się w Dianie. Kochał też małego Feliego i bał się ich utraty. Kuba jednak nie wiedział co o tym myśleć, dlatego też postanowił porozmawiać z nimi obojga. Bał się o Dianę, bał się,że ktoś ją zrani...
-Możemy porozmawiać?-Błaszczykowski zwrócił się do Szczęsnego. Ten jedynie kiwną potwierdzająco głową i usiadł na kanapie.-Wojtas, wiem,że czujesz coś do Diany. Okej,ale nie możesz wchodzić pomiędzy nią a Marco. Mają razem dziecko, rozumiesz?-mówił spokojnie.
-Wiedziałem,że chodzi Ci dokładnie o to.-uśmiechnął się cynicznie.-Mam spieprzać,bo blondasowi się przypomniało,że ma dziecko.-warczał.-Myślałem,że...jesteśmy przyjaciółmi.
-Wojtas, przecież jesteśmy ! Ale oni się kochają...
-Właśnie widzę.-parsknął.-Okej, mam to gdzieś. Po prostu myślałem,że każdy ma prawo do miłości. Nie, okej... odsunę się. Nic nie znaczę dla niej i dla was.-głos mu się łamał.-Po prostu zniknę.-syknął po czym nerwowo wstał i wybiegł z mieszkania Diany.
-No i kurwa świetnie.-prychnął wkurzony Kuba.
Marco ku swojemu zdziwieniu, po wejściu do salonu nie zastał tam Wojtka, którego od pewnego czasu uważał za swojego wroga.
-Gdzie tamten?-mruknął pytająco.
-Pokłóciliśmy się.-westchnął.
-O co poszło?
-O Was.-syknął.
-Jak to?
-Powiedziałem mu,aby się nie wpieprzał między Was.-rzekł.-Zabolało go.
-Ja pierdziele.-usiadł chowając twarz w dłoniach.-Wszystko się pieprzy. Przeze mnie.
-Przestań.
-Co przestań?! Jakie przestań?! Przecież ja jutro wyjadę, a ona zostanie sama,bo Wojtek się obraził i jest maksymalnie wkurzony.
-Kurwa.-przeklął.
-I co ja mam do cholery zrobić?!
-Nie wiem...po prostu mnie też zaczęło to przerastać.
-Przepraszam stary.-wstał.-Muszę wyjść.-powiedział roztrzęsionym głosem.
-Marco! Gdzie idziesz?!-krzyczał na nim,lecz na marne, ponieważ Reus wybiegł z bloku. Błaszczykowski odpuścił pościgu za nim i usiadł załamany na fotelu przy oknie z widokiem na centrum Londynu. Miał mętlik w głowie. Wszystko co przez tak długi czas było w miarę ułożone i spokojne, teraz zamieniło się w chaos. Chaos,którego nijak nie da się ogarnąć.
***
Dziewczyny powoli zwijały się do domu. Agata zamówiła taksówkę,którą obie podjechały pod blok Diany. Były jak siostry,które właśnie wracają do domu z sobotnich zakupów na które pozwolili rodzice. Cieszyły się z każdego momentu. Były zadowolone.
Weszły do mieszkania, w którym panowała prawie grobowa cisza. Zdziwiona Diana na początku sprawdziła co u Feliksa, a ten słodko spał. Zapalenie płuc chyba tak w prawdzie nie było zapaleniem, gdyż mały po trzech dniach okazywał się być coraz zdrowszy.
-Halo, jest tu ktoś?-zawołała Aga.
-Tak, tak jestem w salonie.-usłyszały głos Kuby.
-Gdzie reszta?-zapytała Diana wchodząc do salonu.
-Nie pytaj.-westchnął.-Przepraszam bardzo,ale chyba przed chwilą zjebałem całą sytuację.-zaśmiał się sarkastycznie.-Tamci dwaj przeze mnie sobie poszli. Ja chyba też spieprzę.-mówił, a jego oczy pełne łez spoglądały na zaskoczone dziewczyny. -Sorry, idę.-walnął pięścią w stół i wyszedł.
-Kuba! Kuba zostań!-krzyknęła Agata i pobiegła za ukochanym. Na szczęście złapała go w korytarzu.-Co Ty wyprawiasz?! Jesteś mężczyzną?! Powiedz o co chodzi! Nie bądź tchórzem!-krzyczała na niego, aby ten przejrzał na oczy.
-Agata! Nie rozumiesz co się dzieje! To wszystko wokół mnie zaczęło świrować. Jeden zakochał się w matce dziecka kolesia,który także ją kocha. Ta z kolei nie wie kogo wybrać i co ?! Wszystko się rozpierdala! Tracę przyjaciół, boję się o Dianę ... -mówił bezradnie.- Agata nie ogarniam! Nie daje rady! -wrócił i usiadł bezsilnie na fotelu.-Diana błagam zadzwoń do Marco,żeby nie zrobił żadnych głupstw.
-Dlaczego miałby zrobić jakieś głupstwo?-zapytała łamiącym się z przejęcia głosem.
-Mówił,że to wszystko jego wina.
-Wszystko, to znaczy?
-To,że Wojtek jest cholernie zły, a Ty nie masz w nim oparcia przez jego błędy z przeszłości.
-Cholera!-oparła się o ścianę.-Gdzie on teraz jest?
-Nie wiem.
-Zadzwonię.-poszła do kuchni.
Agata z Kubą zostali sami w salonie. Blondynka patrzyła na ukochanego troskliwym wzrokiem. Przyglądała się jego oczom, które błagały o spokój. Podeszła do niego i...przytuliła go z całych sił. Pocałowała go w policzek i oparła swoją twarz o jego. Trwali w takim uścisku aż do czasu powrotu Diany.
-I jak?
-Jest w barze na Greenwich.-powiedziała.-Nie wróci, bo pije. Tak powiedział.
-Idź po niego. Tylko Ty go tutaj przyprowadzisz.
-OK.-westchnęła.-Zamawiam taksówkę.-oznajmiła.
Po dziesięciu minutach pod blokiem czekała taksówka. Diana zbiegła ze schodów i wsiadła. Poprosiła o kurs na Greenwich, do lokalu Nirvana. Droga nie zajęła więcej niż dziesięć minut. Czarnowłosa wysiadła przed barem i weszła do środka. Było tam dużo ludzi. Mimo to Diana szybko rozpoznała Reus'a, gdyż ten siedział przy barze i popijał mocne trunki. Wkurzona dziewczyna podeszła do niego i szarpnęła za ramię.
-Co ty odpierdzielasz?-zapytała.
-Nic.-uśmiechnął się.
-Dobrze,więc chodź do domu.-poprosiła spokojnie.
-Nigdzie nie idę.Wszystko jest do bani.
-Nie zachowuj się jak małolat tylko chodź, bo musimy porozmawiać.
-O czym? Od kiedy chcesz ze mną rozmawiać?
-Marco, błagam...
-Wszystko spieprzyłem. Chyba skoczę z mostu. Nic tu po mnie.
-Przestań!-krzyknęła.
-Diana, wszystko zaczęło mnie przerastać. Przeze mnie Wojtek...nie ważne.-prychnął.-Kuba nabawi się przeze mnie nerwicy.
-Tu się zgodzę.-przyznała.-Ale chodź do domu.
-Nie idę!
-Panie Reus, niech pan idzie jak pana kobieta prosi.-wtrącił się barman, który rozpoznał gwiazdę Bundesligi.
-Właśnie jestem tutaj dlatego,że ona nie jest MOJĄ kobietą.-zaśmiał się ironicznie piłkarz.-Wszystko jest takie popieprzone, wie pan?
-Marco przestań, chodź ze mną do domu! Musimy pogadać! Bardzo poważnie! Chodzi o Twojego syna, rozumiesz?!
-Jeżeli tak stawiasz sprawę, to idę.-westchnął i położył na ladzie 100 funtów, nie oczekując reszty. Chwiejnym krokiem wyszedł z lokalu, prowadzony przez Dianę. Do domu wrócili tą samą taksówką, którą Diana dotarła na Greenwich. Reus z ledwością wczołgał się na 2 piętro. W końcu weszli do mieszkania.
-Jesteśmy.-oznajmiła dziewczyna.-Przepraszam Was, kochani,ale chciałabym porozmawiać z Marco sam na sam. Będziemy w mojej sypialni.
-Dobrze.-kiwnęła głową Agata.
Marco usiadł na łóżku. Z ciekawością patrzył na Czarnowłosą,a ta zaczęła mówić.
-Słuchaj, Ty jutro jedziesz... A ja nie chcę,aby Felix nie miał ojca. Chyba sam rozumiesz.
-No tak.
-Nie wiem jak to zabrzmi,ale...idioto ja Cię naprawdę kocham, tylko nie jestem w stanie Ci wybaczyć. Po prostu nie umiem.
-Diano, pamiętasz jak ćpałaś? Jak się mordowałaś? Myślisz,że umiałem Ci wybaczyć? Nie! Ale kochałem Cię całym sercem,więc Twoje błędy wcale się nie liczyły. Miałem je gdzieś. Teraz też Cię kocham. Najmocniej...-powiedział.
-Marco...-wyszeptała.-Kocham Cię...wariacką miłością. Chcę wrócić do Dortmundu. Z Tobą.
-Diana!-objął ją.-Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie..
-----------------------------------------------
Witam. Wiem,że jestem trochę dziwna, bo raz piszę krótkie rozdziały,a raz takie tasiemce. Trudno, prawda?
Mam nadzieję,że nie zawiodłam. Bardzo bym chciała,abyście były zadowolone czytając te wypociny. Bo to wszystko co mam.
Ja Was bardzo, bardzo,bardzo szanuję i chciałabym,abyście mnie również szanowały. Czuję się źle,kiedy otrzymuje komentarz pod rozdziałem następującej treści '' http:// (jakiś blog). blogspot.com ''. To mnie irytuje, bo ja spędzam godziny pisząc to , a niektóre osoby całkowicie olewają to co robię. OK, reklamujcie swoje blogi,nowe rozdziały nie mam nic przeciwko,ale róbcie to w bardziej...hmm inny sposób, bo mi przykro...
Dobra, nie będę tu cisnąć swoich wywodów, bo nie o to chodzi. Dziękuje za komentarze.
Pozdrawiam ,Izaa
DZIĘKUJE!!!
Dobra, nie będę tu cisnąć swoich wywodów, bo nie o to chodzi. Dziękuje za komentarze.
Pozdrawiam ,Izaa
DZIĘKUJE!!!
piątek, 1 listopada 2013
Rozdział 28.
Przyjaciele Diany spędzali u niej już trzeci dzień. Wojtek chętnie odwiedzał i spędzał z nimi czas. Nie wiedzieć czemu Szczęsny nie czuł się zbyt dobrze w towarzystwie Reus'a. Nie lubił gdy ten za bardzo starał się o względy Czarnowłosej. Przez ten czas bramkarz bardzo związał się z Dianą i czuł złość,kiedy była kokietowana przez innych mężczyzn, a szczególnie przez Marco. Czyżby się zakochał?
Z samego rana Diana podreptała do ukochanego Feliksa. Dbała o niego bardziej niż o siebie,ale dzięki temu czuła się potrzebna. Młoda matka już na korytarzu usłyszała płacz dziecka. Prosiła w myślach,aby chłopiec nie był chory. Kiedy go zobaczyła, pierwsze co rzuciło jej się w oczy to rozpalona twarzyczka. Najwidoczniej miał gorączkę,co bardzo zaniepokoiło Dianę.Mały cicho pokasływał. Niespokojnie zaczęła kręcić się po pokoiku w celu znalezienia jak najlepszego rozwiązania. W końcu zdecydowała,ze musi jak najszybciej jechać z małym do lekarza. Pobiegła do pokoju w którym spał Marco i Wojtek,który się zasiedział i został na noc.
-Wojtek, błagam, obudź się!-zaczęła nerwowo potrząsać mężczyzną.
-No co tam?-wymamrotał przez sen.
-Mały jest chory!-uniosła głos.-Musisz zawieźć nas do lekarza...
-O cholera! Już jedziemy!-krzyknął, przez co obudził Reus'a. Ten błyskawicznie wstał z łóżka.Powoli zaczął kojarzyć fakty i zorientował się,że chodzi o jego syna.
-Ja pojadę !
-Ty śpij! Wojtek pojedzie.-powiedziała, po czym wyszła z pokoju,aby przygotować dziecko i siebie to wizyty u lekarza.
-Ale tu chodzi o mojego syna...
-Nie no Reus, nie rozśmieszaj mnie.-prychnął Szczęsny.
-O co Ci chodzi?
-O nic. Siądź sobie i się nie awanturuj!
-Ja jadę,a Ty Szczęsny zostań w domu.
-Pieprz się!
-Chłopaki jesteśmy gotowi, możemy jechać!-rzekła nerwowo Diana. Reus i Szczęsny popatrzyli na siebie wzrokiem pełnym złości. W milczeniu, oboje opuścili mieszkanie. Diana jeszcze nigdy nie widziała tak bardzo zagniewanego Wojtka. Postanowiła to jednak zignorować,gdyż zdrowie Feliksa było ważniejsze od fochów jej przyjaciela.
Marco zaparkował samochód tuż pod ośrodkiem zdrowia, do którego po chwili udała się Diana ,a za nią kierowca i obrażony towarzysz. Młoda matka zarejestrowała Feliksa i odebrała jego kartę zdrowia po czym udała się do doktora Edwardsa . Mężczyźni zostali na poczekalni, wciąż wymieniając się wściekłymi spojrzeniami.
-Możesz mi powiedzieć o co Ci chodzi?!-warknął po chwili Reus.
-Lepiej powiedz o co chodzi Tobie! Zjawiasz się znikąd i odpierdalasz teatrzyk!-odszczeknął się bramkarz..
-Przestań prawić mi te swoje morały, okej? Ja wiem, co jest dla mnie dobre.
-Dobrze,ale odpierdziel się od nas!
-Nas?
-Ode mnie i Diany!
-Nic Cię z nią nie łączy! Co, zakochałeś się ?!-parsknął, bezczelnym śmiechem Marco.
-Zamknij się! Przez te półtora roku, to ja byłem ojcem dla Feliksa. Opiekowałem się Nią i małym, a teraz Ty chcesz mi ich zabrać ?! Nie pozwolę Ci, spieprzyć tego wszystkiego...
-Ja chcę tylko naprawić to wszystko...
-Myślisz,że ona Ci to wybaczy?! Wiesz ole łez wypłakała w moją koszulkę przez Ciebie?
-Wiem.-spuścił wzrok.-Wojtek, ja ją kocham. Dziękuje Ci za wszystko...ale zrozum...
-Dobra, zamknij się.-syknął Polak.-Patrz, Diana wychodzi z gabinetu.-Faktycznie, Diana z nosidełkiem wyszła z gabinetu lekarskiego z receptą.
-I jak ? Co z nim ?-blondyn zaczął dopytywać Czarnowłosą.
-Zapalenie płuc..-westchnęła smutno.-Mam całą listę leków...
-Oby wszystko było dobrze...
-Będzie.-uśmiechnął się pokrzepiająco Reus i wszyscy opuścili przychodnie.
--------------------------------------------------
Krótko.
Przepraszam.
Oceńcie same.
Pozdrawiam,Izaa
Z samego rana Diana podreptała do ukochanego Feliksa. Dbała o niego bardziej niż o siebie,ale dzięki temu czuła się potrzebna. Młoda matka już na korytarzu usłyszała płacz dziecka. Prosiła w myślach,aby chłopiec nie był chory. Kiedy go zobaczyła, pierwsze co rzuciło jej się w oczy to rozpalona twarzyczka. Najwidoczniej miał gorączkę,co bardzo zaniepokoiło Dianę.Mały cicho pokasływał. Niespokojnie zaczęła kręcić się po pokoiku w celu znalezienia jak najlepszego rozwiązania. W końcu zdecydowała,ze musi jak najszybciej jechać z małym do lekarza. Pobiegła do pokoju w którym spał Marco i Wojtek,który się zasiedział i został na noc.
-Wojtek, błagam, obudź się!-zaczęła nerwowo potrząsać mężczyzną.
-No co tam?-wymamrotał przez sen.
-Mały jest chory!-uniosła głos.-Musisz zawieźć nas do lekarza...
-O cholera! Już jedziemy!-krzyknął, przez co obudził Reus'a. Ten błyskawicznie wstał z łóżka.Powoli zaczął kojarzyć fakty i zorientował się,że chodzi o jego syna.
-Ja pojadę !
-Ty śpij! Wojtek pojedzie.-powiedziała, po czym wyszła z pokoju,aby przygotować dziecko i siebie to wizyty u lekarza.
-Ale tu chodzi o mojego syna...
-Nie no Reus, nie rozśmieszaj mnie.-prychnął Szczęsny.
-O co Ci chodzi?
-O nic. Siądź sobie i się nie awanturuj!
-Ja jadę,a Ty Szczęsny zostań w domu.
-Pieprz się!
-Chłopaki jesteśmy gotowi, możemy jechać!-rzekła nerwowo Diana. Reus i Szczęsny popatrzyli na siebie wzrokiem pełnym złości. W milczeniu, oboje opuścili mieszkanie. Diana jeszcze nigdy nie widziała tak bardzo zagniewanego Wojtka. Postanowiła to jednak zignorować,gdyż zdrowie Feliksa było ważniejsze od fochów jej przyjaciela.
Marco zaparkował samochód tuż pod ośrodkiem zdrowia, do którego po chwili udała się Diana ,a za nią kierowca i obrażony towarzysz. Młoda matka zarejestrowała Feliksa i odebrała jego kartę zdrowia po czym udała się do doktora Edwardsa . Mężczyźni zostali na poczekalni, wciąż wymieniając się wściekłymi spojrzeniami.
-Możesz mi powiedzieć o co Ci chodzi?!-warknął po chwili Reus.
-Lepiej powiedz o co chodzi Tobie! Zjawiasz się znikąd i odpierdalasz teatrzyk!-odszczeknął się bramkarz..
-Przestań prawić mi te swoje morały, okej? Ja wiem, co jest dla mnie dobre.
-Dobrze,ale odpierdziel się od nas!
-Nas?
-Ode mnie i Diany!
-Nic Cię z nią nie łączy! Co, zakochałeś się ?!-parsknął, bezczelnym śmiechem Marco.
-Zamknij się! Przez te półtora roku, to ja byłem ojcem dla Feliksa. Opiekowałem się Nią i małym, a teraz Ty chcesz mi ich zabrać ?! Nie pozwolę Ci, spieprzyć tego wszystkiego...
-Ja chcę tylko naprawić to wszystko...
-Myślisz,że ona Ci to wybaczy?! Wiesz ole łez wypłakała w moją koszulkę przez Ciebie?
-Wiem.-spuścił wzrok.-Wojtek, ja ją kocham. Dziękuje Ci za wszystko...ale zrozum...
-Dobra, zamknij się.-syknął Polak.-Patrz, Diana wychodzi z gabinetu.-Faktycznie, Diana z nosidełkiem wyszła z gabinetu lekarskiego z receptą.
-I jak ? Co z nim ?-blondyn zaczął dopytywać Czarnowłosą.
-Zapalenie płuc..-westchnęła smutno.-Mam całą listę leków...
-Oby wszystko było dobrze...
-Będzie.-uśmiechnął się pokrzepiająco Reus i wszyscy opuścili przychodnie.
--------------------------------------------------
Krótko.
Przepraszam.
Oceńcie same.
Pozdrawiam,Izaa
Subskrybuj:
Posty (Atom)